Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 30 września 2024 02:23
Reklama KD Market
Reklama

Bije od 500 lat!

Dzwon Zygmunt na Wawelu po raz pierwszy uderzył 15 lipca 1521 roku. To była rocznica bitwy pod Grunwaldem, pierwsze polskie święto narodowe. Fundatorem dzwonu był król Zygmunt I Stary, wnuk Władysława Jagiełły, zwycięzcy nad Krzyżakami. Od tego czasu bicie dzwonu Zygmunt obwieszczało największe polskie wydarzenia...

Arcydzieło i legendy

W średniowiecznej Europie dzwony traktowano jak żywe istoty. Chrzczono je, nadawano imiona, miały swego rodzica, czyli fundatora, i opiekunów. W czasie chrztu stosowano te same rytuały co wobec ludzi. Tak było i z Zygmuntem. Pół tysiąca lat temu biskup krakowski Jan Konarski skropił go wodą święconą i namaścił krzyżmem – mieszaniną oliwy i balsamu. Następnie dzwon okadzono i egzorcyzmowano.

Zygmunt też, jak człowiek, rodził się przez dziewięć miesięcy. Tyle czasu zajęło wykonanie formy. Został odlany przez Hansa Behama, syna kowala z Norymbergii. Dla dzwonów i ich odlewnictwa Beham porzucił odziedziczony po ojcu warsztat kowalski i przeniósł się do Krakowa. Początkowo zajmował się odlewaniem armat dla króla. Sprawdził się. Jego armaty nie pękały, a wówczas często się to przydarzało.

Miał 40 lat i zrobił zaledwie dwa małe dzwony do kościołów, gdy król zlecił mu wykonanie kolosa. Miał to być jeden z największych dzwonów na świecie. I tym razem Beham też nie zawiódł. Stworzył arcydzieło renesansowego ludwisarstwa. Po odlaniu dzwon stygł przez trzy tygodnie w pracowni przy ulicy Sławkowskiej. Stamtąd przez Rynek, następnie ulicą Grodzką został zawieziony na Wawel. To było wielkie wydarzenie w mieście.

Legenda powiada, jakoby dzwon Zygmunt został odlany z dział moskiewskiego księcia Wasyla III, które zostały zdobyte w bitwie pod Orszą w 1514 roku. Inna legenda mówi, że król kazał wrzucić do formy srebrne naczynia królewskie. Jeszcze inna, że lutnista Valentin Bakfark, nadworny muzyk Zygmunta Starego, wrzucił do rozgrzanej formy strunę ze swojego instrumentu.

Król dzwonów

Do XVIII wieku Zygmunt bił około sto razy w roku. Tak napisał o tym historyk Karol Estreicher: „Na Boże Narodzenie, na Wielkanoc, na Boże Ciało dzwonił z zasady. Wtedy szły pod Wawel tłumy w świątecznym weselu i słyszały jego głos napełniający ulice miasta. Już w przeddzień mawiano w Krakowie, że Zygmunt będzie dzwonił, i gdy spodziewano się go usłyszeć, otwierano okna, by jego dźwięk wpłynął do mieszkania, jakby przynosząc błogosławieństwo życiu. Rzadko, bardzo rzadko, dzwonił niespodziewanie i wtedy budził niepokój i zaciekawienie. Brzmiał wtedy w całym mieście, wstrząsał nim, poruszał umysły mieszkańców. Dźwiękiem głuszył inne dzwony krakowskie i słyszały go dalekie przedmieścia. Ludzie stawali na ulicach, kupcy wychodzili ze sklepów, robotnicy przerywali pracę, bo on wzywał, witał, obwieszczał”.

Dzisiaj już tak nie jest. Mało kto wie, kiedy – z wyjątkiem najważniejszych świąt kościelnych – ma bić Zygmunt. A gdy bije, w zgiełkliwym Krakowie, pełnym knajp, hałaśliwych tramwajów, gwaru tysięcy turystów, ledwie go słychać. Na krakowskim Rynku, pół kilometra od Wawelu, latem prawie w ogóle go nie słychać. Jeśli ktoś chce podelektować się głosem Zygmunta – a robi wrażenie – najlepiej stanąć nad Wisłą obok Wawelu. Albo wyjść na kopiec Kościuszki, znajdujący się kilometr od Wawelu.

Przez wieki Zygmunt trzymał się nadzwyczaj dobrze. Wybitni ludwisarze oceniają, że dzwon, o który się dba, bije 200-250 lat. Zygmunt bił bez napraw trzysta kilkadziesiąt lat. Dopiero później zaczęło mu pękać serce ze spiżu, ważące 365 kilogramów. Można rzec, że nie bez powodu, bo Polska znajdowała się w tym czasie pod rozbiorami. Serce naprawiano kilka razy. Jednak, kiedy pękło w 2000 roku, już nie dało się go uratować. Trzeba było wymienić serce na nowe.

Na Wawelu, oprócz Zygmunta, jest jeszcze 10 innych dzwonów. Oczywiście Zygmunt im panuje. Waży 12,6 tony. Jest wysoki na 241 centymetrów, szeroki na 242 centymetry. Na jego płaszczu widnieją: święci Zygmunt i Stanisław, wizerunki polskiego Orła i litewskiej Pogoni oraz napis po łacinie „Bogu najlepszemu, największemu i Dziewicy Bogarodzicy, świętym patronom swoim, znakomity Zygmunt król Polski ten dzwon godny wielkości umysłu i czynów swoich kazał wykonać roku zbawienia 1520”. Cóż, Zygmunt Stary skromny nie był.

Takich dzwonów gigantów, powstałych w średniowieczu w chrześcijańskiej Europie, pozostało obecnie zaledwie kilka. W Erfurcie Maria Gloriosa – 11,4 tony. W Kolonii dzwon Prestiosa – 10,5 tony. W Toruniu Tuba Dei (Głos Boga) – 7,3 tony.

Od roku 2000 Zygmunt nie jest już największy w Polsce. Ten tytuł należy teraz do 14-tonowego dzwonu Maryi Bogurodzicy w Licheniu. Jednak Zygmunt dalej pozostał królem polskich dzwonów. Wyrośnięty młodzik z Lichenia nie ma tak wspaniałej przeszłości jak Zygmunt. Zygmunt narodził się w czasach potęgi państwa jagiellońskiego. A później był świadkiem upadku państwa polskiego i jego odrodzenia.

Świadek historii

Jeśli znowu odwołać się do „człowieczeństwa” dzwonu Zygmunt, był on żywym świadkiem i uczestnikiem polskich dziejów. Poza zwykłymi terminami świąt roku liturgicznego, Zygmunt towarzyszył wszystkim ważnym wydarzeniom. Bił podczas koronacji królów i królowych, bił w czasie ich pogrzebów. Ogłaszał narodziny królewskich potomków. Obwieszczał zwycięstwa w bitwach i klęski.

Radośnie huczał nad Krakowem podczas hołdu pruskiego. Z podobną radością uderzał, gdy królewski posłaniec przyniósł z Wiednia wieść o zwycięstwie Jana Sobieskiego nad Turkami. Ostatnie królewskie bicie Zygmunta odbyło się, gdy do Krakowa przyjechał Stanisław August Poniatowski, ostatni król Polski.

Później nastał dla Zygmunta czas żałoby. Bił najczęściej podczas nabożeństw patriotycznych i manifestacyjnych pogrzebów, między innymi podczas pogrzebów księcia Józefa Poniatowskiego i Tadeusza Kościuszki. W odrodzonej Polsce bił w czasie pogrzebu Józefa Piłsudskiego, który po wielu perypetiach spoczął w krypcie na Wawelu. Pogrzeb Piłsudskiego był jednym z ostatnich wielkich pogrzebów wawelskich, który skupił uczucia niemal wszystkich Polaków.

W czasie II wojny światowej, gdy Niemcy zajęli Wawel wraz z katedrą, Zygmunt zamilkł. Został jednak zmuszony do bicia. Tak stało się w 1940 roku, kiedy Niemcom poddał się Paryż. Zygmunt musiał wtedy uderzyć. Krakowianie zamykali okna, po raz pierwszy nie chcieli słyszeć Zygmunta. Zdawało się, że po zajęciu Francji przez Niemców ci ostatni będą panować w Europie nie wiadomo jak długo. Na szczęście okazało się, że tylko pięć lat.

Następne takie niechciane bicie Zygmunta miało miejsce w 1953 roku, gdy umarł Stalin. Komuniści pragnęli, aby to było smutne bicie. Krakowianie jednak cieszyli się, zamiast smucić. I w dźwiękach wydawanych przez Zygmunta też nie było słychać smutku.

Długo i radośnie bił Zygmunt w 1978 toku, gdy Karol Wojtyła został papieżem. Bił za każdym razem, kiedy Jan Paweł II przyjeżdżał do Polski.

Matejko i Wyspiański

Jan Matejko dwa razy sportretował Zygmunta: w obrazie „Zawieszenie Dzwonu Zygmunta” i „Król Zygmunt I Stary słuchający dzwonu”. Matejko lubił głos Zygmunta. Gdy tylko go posłyszał, przerywał malowanie i nadsłuchiwał. Albo wychodził na Planty i, spacerując, słuchał swojego ulubionego dzwonu. Zygmunt odwdzięczył się mu. Bił, kiedy ciało Matejki chowano do grobu na Rakowicach.

Stanisław Wyspiański również uwielbiał dźwięk Zygmunta. W Weselu włożył w usta Dziennikarza takie słowa: „A toć on nam tętni dziś, jak grzebiemy, kto nam drogi. Zwołuje nas, każąc iść posłuchać kościelnych szumów, w wielkim zamęcie rozmów, w wielkim modlitew rozjęku. On pan, ten dzwon królewski, nie ustający w brzęku, o pękniętym sercu: nasz ton”.

13-letni Wyspiański mieszkał niedaleko Wawelu. Niejednokrotnie słuchał z bliska Zygmunta. Ale chciał czegoś więcej. Raz z kolegami, ukradkiem, wyszedł na Wieżę Zygmuntowską i jakimś cudem udało się im rozkołysać 14-tonowy dzwon, do czego normalnie potrzeba było dwunastu dorosłych mężczyzn. Później Dziennik Krakowski pisał, że po raz pierwszy Zygmunt zabrzmiał bez okazji.

Kościelni złapali chłopców i zaprowadzili do biskupa. Młody Wyspiański tłumaczył, że niczego tak bardzo nie pragnął, jak tego, żeby Zygmunt zagrał tylko dla niego. Na co biskup rzekł z wyższością: – Dzwon ten bije tylko dla znakomitych mężów. No i tak było. W ostatniej drodze Wyspiańskiego, do kościoła na Skałce, towarzyszył mu dźwięk Zygmunta.

Dzwon Zygmunt ma jeszcze jeden walor: kto dotknie jego serca, nigdy nie będzie samotny. A do pokonania są tylko 144 schody.

Ryszard Sadaj


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama