Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 30 września 2024 04:34
Reklama KD Market
Reklama

Klątwa dziewiczego rejsu

Zatopiony w 1912 roku Titanic był luksusowym statkiem pasażerskim. Zatopiony w 1628 roku żaglowiec Vasa był luksusowym okrętem wojennym. Oba zatonęły podczas swoich dziewiczych rejsów. Z tym, że rejs zatopionego żaglowca był o wiele krótszy od rejsu Titanica – Vasa zdołał przepłynąć zaledwie jedną milę...

Najpotężniejszy na Bałtyku

Budowę żaglowca Vasa – i trzech innych okrętów – które miały wyruszyć na wojnę z Polską, zlecił król Szwecji Gustaw II Adolf. Jest on uznawany za najwybitniejszego władcę szwedzkiego. Był dobrze wykształcony. Urodzony dowódca i strateg. Prowadził wojny z Polską, Danią, Niemcami. Rosję odciął od Morza Bałtyckiego. Za jego panowania biedny kraj skandynawski wyrósł na silne mocarstwo, które władało na Bałtyku.

Na budowę Vasy poszło tysiące dębów ze Smalandii – na kadłub i pokłady. Setki sosen kupiono w zachodniej części kraju – na maszty. Z mającego już dobrą markę szwedzkiego żelaza wykuto kotwy i śruby. Vasa miał 70 metrów długości, 11 metrów szerokości i 52 metry wysokości. Żaglowiec uzbrojony był w 64 działa, które mieściły się w dwu rzędach na wysokich burtach. Burty miały ulepszenia, aby umożliwić szybszy abordaż znajdującej się na pokładzie piechoty. Na Bałtyku nie było lepszego okrętu. Mógł wystrzelić ponad 300 kilogramów amunicji naraz. To była druzgocąca kanonada.

Ale Gustaw II Adolf miał większe ambicje. Pragnął, aby piękno tego żaglowca, oprócz siły, mówiło o wielkości króla Szwecji. Kazał go ozdobić zewnątrz kolorowymi rzeźbami, które przedstawiały postaci z mitologii i Biblii, także różne bestie. Rzeźb, różnej wielkości, było kilkaset. Miały onieśmielać i upokarzać wroga. Vasa wyglądał jak pływająca rzymska fontanna z rzeźbionymi postaciami.

W ostatniej chwili Gustaw II Adolf kazał umieścić w latrynie dla marynarzy rzeźby dwu polskich szlachciców, którzy strachliwie chowają się pod ławką. Chciał w ten sposób wzbudzić u swoich marynarzy nienawiść do Polaków, z którymi przyjdzie im walczyć. Ale przede wszystkim przedstawił polskich szlachciców w tak niegodnych pozach z powodu klęski, jaką rok wcześniej flota szwedzka poniosła w bitwie z polską flotą. To była bitwa pod Oliwą w Zatoce Gdańskiej.

Polscy marynarze, dowodzeni przez admirała Arenda Dickmanna, pobili szwedzką eskadrę dowodzoną przez admirała Nielsa Stiernskjölda. Zatopili admiralski okręt Tigern. Drugi okręt, Solen, Szwedzi sami zatopili ładunkami wybuchowymi, aby nie dopuścić do przejęcia go przez Polaków. Władcy Bałtyku w pośpiechu opuścili Zatokę Gdańską, tracąc swojego admirała. Gdańsk został uwolniony od szwedzkiej blokady.

Ostatni rejs

Nie było mocnego wiatru. Pogodny, sierpniowy dzień. Mieszkańcy Sztokholmu tłumnie zebrali się na nabrzeżu, aby obserwować, jak duma króla Szwecji wyrusza w dziewiczy rejs. Na pokładzie było 150 osób – marynarze i zaproszeni ważni dostojnicy. Ci ostatni mieli wysiąść po drodze, nim wojenny taran popłynie do bazy, skąd miał wyruszyć na wojnę z Polską.

Najpierw Vasę ciągnięto przy pomocy lin wzdłuż brzegu. Później, gdy podniesiono cztery z dziesięciu żagli, nieoczekiwanie zerwał się szkwał. Okręt niebezpiecznie się przechylił, ale zaraz wrócił do pionu. Jednak kolejny silny podmuch wiatru spowodował jeszcze mocniejszy przechył kadłuba. Woda wdarła się do wnętrza przez otwarte otwory armatnie. Vasa, choć zbudowany przez znawców sztuki szkutniczej, szybko zatonął. Wraz z nim 30 osób. Vasa przepłynął zaledwie 1500 metrów. Katastrofę obserwowali mieszkańcy Sztokholmu. Czy król Gustaw Adolf to widział? Nie wiadomo. Ale prawdopodobnie patrzył, jak płynie w pierwszy rejs jego ukochany okręt.

Już nazajutrz po katastrofie zaczęto szukać winnych. Kapitan Hansson i inni oficerowie zapewniali, że załoga była trzeźwa, armaty dobrze zamocowane. Kamiennego balastu było tyle, ile miało być – 120 ton.

Vasa był dobrze zaprojektowany, tylko w czasie budowy dokładano piętra nad kadłubem, aby miały się gdzie podziać rzeźby i inne ozdoby cieszące oko króla. W efekcie część kadłuba pod wodą była zbyt mała w stosunku do tej powyżej lustra wody. Długo nie drążono sprawy, gdyż projekt okrętu i jego ostateczny wygląd zatwierdził sam Gustaw II Adolf.

Usiłowano podnieść okręt z dna portu, ale w tamtym czasie było to technicznie niemożliwe. Przy pomocy dzwonów nurkowych zdołano wydobyć jedynie kilka armat. O wraku zapomniano na ponad 200 lat.

Znowu na powierzchni

Dla inżyniera Andersa Frazèna ponowne zlokalizowanie Vasy stało się życiową pasją. Natrafił na niego po latach poszukiwań, w 1956 roku. Okręt leżał na głębokości 32 metrów. Był w doskonałym stanie dzięki temu, że w Bałtyku nie było jeszcze wówczas małży żywiących się drewnem – świdraków okrętowych.

Rząd szwedzki podjął decyzję o wydobyciu wraku. Najpierw nurkowie zabrali z wnętrza okrętu – by go odciążyć – rzeźby, kotwice, armaty, żagle, monety, rzeczy osobiste marynarzy i szkielety kilkunastu osób. Za pomocą stalowych lin i pontonów podniesiono Vasę na głębokość 17 metrów. Następnie wyciągnięto na powierzchnię. Tłum mieszkańców Sztokholmu oglądał wydobycie Vasy, jak ponad 300 lat wcześniej oglądał jego zatopienie.

26 lat trwała żmudna i nowatorska konserwacja wraku. Miłośnicy starych okrętów mogli zobaczyć Vasę dopiero w 1990 roku. Muzeum, w którym znajduje się wrak, jest najtłumniej zwiedzanym muzeum morskim świata. Dzięki Vasie. Wszyscy są nim zachwyceni. To piękny żaglowiec. Dzieło sztuki, choć mniej sztuki szkutniczej.

Tylko że wrak próchnieje. Już od lat słychać głosy, że trzeba Vasę zwrócić morzu i zostawić w nim, dopóki nie pojawi się lepsza metoda konserwacji wraków. Jeśli tak się stanie, mieszkańcy Sztokholmu znowu będą oglądać, jak ich ukochany okręt znika pod wodą.

Ryszard Sadaj


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama