Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 30 września 2024 04:39
Reklama KD Market
Reklama

Filantrop z krwią na rękach

Był rok 1930 i Wielki Kryzys ogarnął Stany Zjednoczone. Tysiące mieszkańców Chicago, trzęsąc się z zimna w lodowatym listopadowym wietrze, ustawiało się w kolejkach do pospiesznie zorganizowanej jadłodajni. Umieszczony nad nią ogromny baner krzyczał z daleka wielkimi literami: „Darmowa zupa, kawa i ciastka dla wszystkich bezrobotnych!”. Dobrodusznym rzekomo filantropem, który ją otworzył, był wróg publiczny numer jeden – Al Capone…

Jednak wbrew temu, co chciał udowodnić, Capone nie zrobił tego ani z potrzeby serca, ani bezinteresownie, ani tym bardziej z własnych środków. Al Capone, najbardziej brutalny gangster w historii Chicago, dobrodusznym filantropem? Nic bardziej mylnego.

Al próbował uchodzić za ciężko pracującego ojca rodziny, który dorobił się pieniędzy uczciwą pracą. I, w przeciwieństwie do innych mafijnych przywódców tamtych czasów, nie unikał błysku fleszy. Lubił pozować do zdjęć i brylował w towarzystwie – zawsze dobrze ubrany, uśmiechnięty, szarmancki i czarujący. Jednak pozory nie mogły bardziej mylić. Pod fasadą dobrego wychowania krył się bezwzględny morderca.

Masakra gangu Morana

Capone potrafił z zimną krwią zatłuc kijem bejsbolowym dwóch współpracowników, co do których istniało podejrzenie zdrady. Zbudował swoje wielomilionowe imperium nie tylko na sprzedaży nielegalnego alkoholu, ale przede wszystkim na hazardzie i prostytucji. Do osiągnięcia celu wykorzystywał przekupstwo, a kiedy nie mógł uzyskać tego, czego chciał, bez skrupułów posuwał się do morderstwa.

Kulminacją przestępczej działalności Ala Capone była słynna masakra w Dniu św. Walentego w 1929 roku, kiedy jego ludzie udający policjantów zabili członków gangu Georga „Bugsa” Morana. Sam „Bugsy” na widok policyjnych samochodów uciekł, nie mając pojęcia, że policjanci są fałszywi, a on sam właśnie uniknął śmierci. W wyniku masakry zginęło pięciu gangsterów Morana i dwie przypadkowe osoby – mechanik samochodowy oraz optyk dr Reinhardt H. Schwimmer. Został on omyłkowo wzięty za Morana ze względu na brązowy garnitur, który miał na sobie, a który był niejako wizytówką gangstera.

Skala zbrodni spowodowała, że mieszkańcy Chicago zaczęli postrzegać Ala Capone już nie jak lokalnego celebrytę, za jakiego chciał uchodzić, ale za tego, kim w istocie był – bezwzględnego mordercę. I choć sam Capone przebywał w tym czasie na Florydzie i odżegnywał się od odpowiedzialności za masakrę, nikt nie miał wątpliwości, kto był inicjatorem zamachu na gang Morana.

Gangster był wściekły. Jego wysiłki mające na celu utrzymanie pozorów, jakoby był porządnym obywatelem, spełzły na niczym. Próbował ratować swój wizerunek, ogłaszając narodowy program walki z krzywicą u dzieci, w ramach którego każde dziecko miało otrzymywać codziennie szklankę mleka. Ale już wkrótce przypadek podsunął mu jeszcze lepszy pomysł na ocieplenie swojego wizerunku…

Wielka Depresja

Od września 1929 roku nowojorska giełda notowała ciągle spadki wartości akcji. Kumulacja tego trendu nastąpiła 24 października, kiedy rynek gwałtownie się załamał a ceny akcji nagle dramatycznie poleciały w dół. Ten dzień, nazywany Czarnym Czwartkiem, zapoczątkował Wielki Kryzys, którego skutki odczuli wszyscy Amerykanie. Zamykano duże i małe przedsiębiorstwa, fabrykanci dający zatrudnienie tysiącom robotników z dnia na dzień ogłaszali bankructwo i likwidowali zakłady.

Załamał się także rynek bankowy – bankierzy, udzielający wcześniej pożyczek na prawo i lewo, nagle zobaczyli dno sejfów. Dłużnicy nie byli w stanie spłacać pożyczek, a było ich tak wielu i obracali tak ogromnymi pieniędzmi, że doprowadziło to do upadku wielu banków. Tysiące ludzi nagle straciło oszczędności całego życia. Pozbawieni pieniędzy i pracy, nie byli w stanie utrzymywać domów. Lądowali więc na ulicach, żebrząc o jedzenie i w rozpaczy szukając jakiegokolwiek zajęcia, które pomogłoby przetrwać ich rodzinom.

I wtedy właśnie do akcji wkroczył Al Capone. Nie mógł wymarzyć sobie lepszego momentu na poprawę swojego wizerunku.

Tajemniczy dobroczyńca

Na początku listopada 1930 roku długie kolejki mieszkańców Chicago ustawiały się do urzędów zatrudnienia. Według szacunków było ich ponad 75 tys., z czego więcej niż jedna trzecia wymagała natychmiastowej pomocy. Jak zauważył dziennik Chicago Tribune, nie byli to stali klienci, te same co wcześniej niebieskie ptaki, ale najwyraźniej ludzie, którzy przed Wielkim Kryzysem byli dobrze sytuowani. Stojący w kolejkach byli bowiem dobrze ubrani i, sądząc z prowadzonych rozmów, również dobrze wykształceni.

Tydzień później reporterzy tej samej gazety donieśli, że ktoś wynajął pusty sklep przy 935 South State Street i zorganizował kuchnię dla wszystkich bezrobotnych. Ubrane w nienagannie białe fartuchy kucharki serwowały trzy posiłki dziennie ponad 2200 mieszkańcom miasta. Już wkrótce Chicago obiegła plotka, że tajemniczym dobroczyńcą był nie kto inny, tylko najbardziej brutalny gangster w historii miasta, sam Al Capone. „On nie mógł już znieść widoku tych biednych głodujących ludzi, którym najwyraźniej nikt nie chciał pomóc, zdecydował więc wziąć sprawy w swoje ręce” – powiedział chicagowskiej gazecie jeden ze współpracowników Capone, chcąc wybielić swego szefa.

Jak donosiły chicagowskie dzienniki, kuchnia Capone serwowała kawę i słodkie bułki na śniadanie, zupę i chleb na lunch oraz kawę, zupę i chleb na kolację. Nikomu nie odmawiano dokładki, nikt nie zadawał żadnych pytań. Każdego dnia wydawano 350 bochenków chleba, 1200 słodkich bułek, 50 funtów cukru i 30 funtów kawy.

W Święto Dziękczynienia 1930 roku kuchnia Ala Capone wydała świąteczny posiłek 5 tysiącom mieszkańców miasta. Wprawdzie gangster planował tradycyjny świąteczny obiad z indykiem w roli głównej, ale szybko musiał zmienić planowane menu. Ktoś obrabował indyczą fermę i ukradł niemal tysiąc ptaków. Gangster nie miał z tym nic wspólnego, ale obawiał się, że wszyscy obarczą go winą. Mogłoby to zrujnować misterny plan naprawy wizerunku, dlatego zamiast indyka tego dnia jadłodajnia wyjątkowo podała gulasz.

Pomysł na zjednanie sobie ludzi i zatarcie wizerunku bezwzględnego gangstera zaczął odnosić skutek. Al Capone zyskał sobie reputację Robin Hooda – był dla przeciętnego człowieka bohaterem. Ludzkie serca poruszał fakt, że specjalną opieką otaczał wdowy i sieroty. Kiedy ludzie byli głodni, rozdawał im jedzenie. Kiedy rząd zabronił sprzedaży alkoholu, Capone po cichu im go dostarczał. Kiedy władze zawiodły ludzi na całej linii – ani nie uchroniły przed kryzysem, ani nie pomogły im go przetrwać – Capone wyciągnął pomocną dłoń. „Głodnemu człowiekowi jest wszystko jedno, czy gorącą zupę i kawę dostanie od Ala Capone, czy kogokolwiek innego” – napisano w Bismarck Tribune.

Z kolei Mary Boden, dziennikarka Harper’s Magazine, dostrzegła dwuznaczność całej sytuacji: „Jedną ręką zabija bez skrupułów a drugą karmi głodnych”. Kolejka potrzebujących ustawiała się na ulicy, na której znajdowała się siedziba główna chicagowskiej policji. Jak na ironię, w tym czasie policja usilnie poszukiwała dowodów na gangsterską działalność Capone. Tymczasem gangster śmiał im się w twarz i spokojnie pracował dalej, zyskując sympatię i szacunek społeczeństwa.

Sprawiedliwość dla Capone

Prowadzenie jadłodajni kosztowało go ok. $300 dziennie. Jak na tamte czasy była to niemała kwota, którą Capone spokojnie mógł pokryć z własnej kieszeni. Jak wynikało z zeznań jednego z jego księgowych, Freda Riesa, tylko jedno z najbardziej dochodowych przedsiębiorstw Capone przynosiło w tamtym czasie ponad 25.000 dolarów miesięcznie. Jednak gangster, choć był jednym z najbogatszych ludzi w kraju, nie miał zamiaru płacić ani centa na swoją jadłodajnię.

Zamiast tego prośbą i groźbą zmuszał innych przedsiębiorców do darmowych donacji. Tym sposobem zaopatrywał kuchnię w niezbędne produkty, zabrane innym. Jak zeznał w czasie procesu współpracownik Capone, Daniel Serritella, jego pracownicy ukradli między innymi kaczki, które jeden z supermarketów zamierzał rozdawać biednym. Tego dnia wszyscy potrzebujący otrzymali wyśmienitą pieczoną kaczkę na kolację.

Chociaż dziennikarze nigdy nie widzieli samego Ala Capone w jego jadłodajni, wszyscy mówili o jego dobroczynności. Jak zauważył dziennikarz Daily Independent, w tamtych czasach cieszył się takim poparciem, że miałby szanse w wyborach do władz miasta Chicago. „Jeszcze kilka takich akcji jak ta z wydawaniem posiłków i spokojnie mógłby zostać burmistrzem” – zauważył dziennik.

Jednak żadna działalność dobroczynna nie mogła przykryć jego krwawej, gangsterskiej przeszłości. W 1932 roku jeden z najgorszych przestępców w dziejach Ameryki trafił tam, gdzie powinien – za kraty więzienia.

Małgorzata Sawicka


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama