Na długo przed skandalem Watergate oraz wybrykami Billa Clintona z Moniką Lewinsky doszło w USA do wielkiego skandalu politycznego. Nie obalono wprawdzie w jego wyniku ówczesnego prezydenta, Ulyssesa S. Granta, ale sprawa ta zaciążyła poważnie na jego prezydenturze. Wynikało to głównie z faktu, że lokator Białego Domu zdecydował się na krok, który do dziś pozostaje niezwykle kontrowersyjny...
W obronie przyjaciela
Grant walczył w wojnie z Meksykiem w latach 40. XIX wieku, a potem stał się bohaterem działań wojennych w ramach amerykańskiej wojny domowej. To on przyjął ostateczną kapitulację secesyjnego Południa z rąk generała Roberta E. Lee. Nigdy nie chciał był prezydentem. Swojemu przyjacielowi, generałowi Shermanowi, zwierzył się, że rola przywódcy kraju została mu do pewnego stopnia narzucona przez splot różnych okoliczności. Tak czy inaczej, z łatwością wygrał wybory i w roku 1868 wprowadził się do Białego Domu.
W swoich pierwszych wystąpieniach Grant obiecywał stabilną administrację, która miała wszystkim zapewnić postęp, dobrobyt oraz pokój. Chciał prowadzić dobrą politykę fiskalną, popierał przyznanie czarnoskórym mieszkańcom Stanów Zjednoczonych prawa do głosowania i argumentował na rzecz odpowiedniego traktowania amerykańskich Indian. Jednak nie tak patrzy na prezydenturę Granta historia.
W grudniu 1875 roku generał Orville E. Babcock został przez sąd w St. Louis oskarżony o oszustwa finansowe wymierzone w amerykański Departament Skarbu. W ten sposób rozpoczęła się afera znana jako „Whiskey Ring” [pisownia whiskey stosowana jest do określania niektórych trunków produkowanych m.in. w USA, w odróżnieniu od szkockiej whisky – przyp. aut.]. Sam Grant nie miał z tym skandalem nic wspólnego, jednak Babcock był wówczas personalnym sekretarzem prezydenta i jego przyjacielem, co oznaczało, że posiadał w Waszyngtonie znaczne wpływy. Natomiast Grant znany był między innymi z tego, że nigdy nie wyrzekał się swoich przyjaźni i nie porzucał sojuszników uwikłanych w przeróżne problemy. Nie zrobił tak również w tym przypadku.
Proces Babcocka na początku roku 1876 wywołał ogromne zainteresowanie. Do St. Louis, wtedy trzeciej pod względem ludności metropolii USA, zjechali dziennikarze z całego kraju. Sam podsądny pozostawał wraz ze swoją ekipą w hotelu Lindell, gdzie był oblegany przez zwolenników i wścibskich reporterów. Jednym z zasadniczych dowodów przeciw oskarżonemu były telegramy wysyłane przez Babcocka do ówczesnego szefa IRS-u w St. Louis, Johna McDonalda, oraz agenta podatkowego Johna Joyce’a. Wynikało z nich w miarę jednoznacznie, że cała trójka usiłowała umieścić w Biurze Podatkowym zaprzyjaźnionego polityka i wspólnika.
Wszystko to jednak nie miało większego znaczenia w obliczu faktu, że przed sądem miał pojawić się bezprecedensowy świadek, jakiego nigdy przedtem w historii Stanów Zjednoczonych nie było. A zdecydował się zeznawać mimo wielu sprzeciwów swoich najbliższych współpracowników.
Koronny świadek
Prezydent Grant po jednym z posiedzeń swojego gabinetu oświadczył, że pojedzie osobiście do St. Louis, by zeznawać przeciw oskarżycielom Babcocka. Zamiar ten wzbudził sprzeciw praktycznie wszystkich członków rządu. Argumentowali oni, że prezydent postawi się w dość kuriozalnej sytuacji, ponieważ Babcock został oskarżony przez agencję rządu federalnego, którego szefem był w ostatecznym rozrachunku sam Grant. W związku z tym miał zamiar zeznawać na rzecz podsądnego, a przeciw władzom federalnym, co wydawało się co najmniej dziwne. Ponadto zwolennicy Granta zwracali uwagę na fakt, że nigdy przedtem żaden prezydent dobrowolnie nie zeznawał w sprawie kryminalnej, a zatem gdyby zrobił to Grant, stałoby się to natychmiast wielką sensacją.
Wszystkie te argumenty odniosły tylko połowiczny skutek. Grant postanowił nie jechać do St. Louis, lecz złożył zeznania na piśmie, które zostały następnie przekazane sędziemu. Prezydent kilkadziesiąt razy zasłaniał się tym, że o czymś nie pamiętał lub że przedstawiane fakty były mu nieznane. Natomiast jednoznacznie poparł swojego przyjaciela, generała Babcocka, zapewniając sąd, iż był to człowiek niewinny, prześladowany z czysto politycznych powodów.
Zeznania prezydenta odniosły właściwy skutek. Prokuratura nie była w stanie efektywnie obalić prezydenckich słów, a obrona zaprezentowała szereg świadków, w tym również ludzi powszechnie znanych i szanowanych, którzy ręczyli za „szlachetny charakter” podsądnego. Ostatecznie przysięgli potrzebowali tylko dwóch godzin obrad, by uznać, że Babcock nie był winny zarzucanych mu czynów. Dziś jednak wiemy, że był i że „Whiskey Ring” był szeroko zakrojonym spiskiem kryminalnym, w którym udział brało kilkaset osób.
Krąg spiskowców
Pierwsza kadencja Granta od samego początku usiana była różnymi skandalami. W roku 1869 dwaj spekulanci sprzymierzeni z prezydentem, James Fisk i Jay Gould, próbowali manipulować nielegalnie cenami złota, co spowodowało panikę na giełdzie. Wydarzenia tego rodzaju spowodowały, że liczni republikanie, którzy początkowo popierali Granta, zaczęli występować przeciw niemu. Grupa liberalnych demokratów w stanie Missouri, rozczarowanych rządami Granta, utworzyła własną komórkę partii w stanie Missouri i zaczęła działać na rzecz polityków mających zamiar nie dopuścić do drugiej kadencji prezydenta.
W odpowiedzi Grant wysłał do St. Louis zaufanego człowieka, Johna McDonalda. To on właśnie, po objęciu funkcji lokalnego szefa IRS-u, zaczął tworzyć z gruntu kryminalną siatkę, której celem było pozyskiwanie znacznych sum pieniędzy poprzez malwersacje finansowe. Środki te zasilały następnie kampanię wyborczą Granta, choć częściowo lądowały również w kieszeniach wielu uczestników spisku. „Whiskey Ring” operował głównie w St. Louis, Milwaukee oraz Chicago, a wymagał zaangażowania ze strony licznych urzędników skarbowych, agentów IRS-u, producentów whiskey i wpływowych polityków. Niektórzy urzędnicy byli przekupywani, a inni zgłaszali się na ochotnika, wietrząc w tym procederze znaczne zyski.
Choć procedura związana z tą działalnością była dość skomplikowana, sprowadzała się w sumie do prostej zasady: spiskowcy czerpali zyski z tego, że sprzedawali więcej whiskey niż to wynikało z dokumentów przekazywanych Departamentowi Skarbu. Wszystkie „nadwyżki” zgarniali dla siebie. Ponieważ cała ta operacja zakorzeniona była głęboko w sferach rządowych, wszyscy zaangażowani ludzie liczyli na bezkarność, którą cieszyli się przez wiele lat. Wydawało się wręcz, że był to idealny interes, którego kryminalnej natury nigdy nie da się wykryć. Mogło to okazać się prawdą, gdyby nie jedna osoba, która pojawiła się w rządzie federalnym z inicjatywy samego prezydenta.
Tajne dochodzenie
W czerwcu 1874 roku prezydent Grant mianował Benjamina H. Bristowa nowym szefem Departamentu Skarbu. Nie wiadomo dokładnie, dlaczego podjął taką decyzję, choć należy założyć, że nie spodziewał się tego, co zaraz potem nastąpiło. Federalny skarbnik szybko zabrał się do pracy, a gdy dowiedział się o istnieniu „Whiskey Ring”, wszczął w tej sprawie śledztwo, ale nie powiedział o tym prezydentowi.
Niejawne dochodzenie prowadzone było przy udziale całej rzeszy tajnych agentów i zwykłych donosicieli, a ich praca zaowocowała tym, że w maju 1875 roku aresztowano licznych uczestników spisku. Ponad stu z nich usłyszało wyroki skazujące, a ponadto odzyskano 3 miliony dolarów zrabowane z państwowej kasy. Babcock, jako jedyny z całej siatki, uniknął jakiejkolwiek odpowiedzialności karnej. W więzieniu znaleźli się między innymi McDonald i Joyce, a stało się to za sprawą tajnych informatorów, w tym również działaczy Partii Demokratycznej. Obaj zostali skazani na trzy lata pozbawienia wolności.
Prezydent, zaniepokojony skalą problemu, powołał na stanowisko prokuratora specjalnego Johna B. Hendersona i początkowo sprzyjał jego poczynaniom. Kiedy jednak okazało się, że w sprawę zamieszany jest Babcock i że Henderson zamierza działać w sposób niezależny, Grant nagle zmienił zdanie – zwolnił prokuratora z zajmowanej funkcji i powołał na jego miejsce totalnego figuranta, Jamesa Broadheada.
Innymi słowy, prezydent doszedł do wniosku, że narastająca afera nie będzie dla niego w żaden sposób korzystna, mimo że sam nie był bezpośrednio w nią zamieszany. Zresztą cechą jego prezydentury było to, że rozgrywały się wokół niego różne skandale, o których zwykle nie wiedział. Był człowiekiem nie tylko lojalnym wobec przyjaciół, ale również naiwnym.
Bristow szybko wdał się w konflikt z prezydentem, co było zrozumiałe, gdyż szef Departamentu Skarbu prowadził tajne śledztwo, które w sposób pośredni było wymierzone również w Granta. W czerwcu 1876 roku Bristow zrezygnował ze swojej funkcji, a potem ubiegał się nawet, choć bez powodzenia, o nominację Partii Republikańskiej na prezydenta USA.
Natomiast Babcock po swoim uniewinnieniu próbował wrócić do normalnych zajęć w Białym Domu, ale w wyniku ostrych, publicznych sprzeciwów ze strony wielu polityków ostatecznie podał się do dymisji. Jednak zawsze lojalny prezydent Grant mianował go głównym inspektorem latarni morskich. W roku 1884 Babcock utonął „w czasie wykonywania obowiązków służbowych na Florydzie”. Nigdy nie został uznany winnym popełnienia przestępstwa ani też nie został uniewinniony.
Rachunek sumienia
Szacuje się, że w latach 1871-72 pięciu głównych uczestników spisku zarobiło w sumie po 60 tysięcy dolarów, czyli w dzisiejszej walucie ponad milion. Mniej więcej tyle samo stało się udziałem czterech producentów whiskey. Generał John McDonald, który cały ten spisek zorganizował, wyszedł z więzienia na wolność w 1877 roku na mocy aktu łaski ze strony prezydenta Granta. Trzy lata później McDonald, który był analfabetą, opowiedział dziennikarzom St. Louis Post-Dispatch historię, w której zawarta była teza o tym, że Grant i Babcock wspólnie stworzyli „Whiskey Ring”. Jednak historycy są zgodni co do tego, że opowieść ta nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Kwestią sporną pozostaje do dziś to, czy zeznania złożone na piśmie przez prezydenta wynikały z jego przywiązania do Babcocka, czy też może chodziło o zatuszowanie narastającego skandalu. Prezydent nie zrobił wprawdzie niczego nielegalnego, ponieważ każdy ma prawo do zeznawania w dowolnym procesie, ale nie można pominąć faktu, że był to przypadek szczególny.
Do dziś żaden inny prezydent nie zdecydował się na zeznawanie w procesie kryminalnym, a dotyczy to również Donalda Trumpa i Billa Clintona. Ten ostatni złożył wprawdzie zeznania pod przysięgą, ale dotyczyły one jego własnej sprawy, a nie osoby trzeciej, a poza tym wtedy nie chodziło o sprawę kryminalną.
Grant uważany jest powszechnie za człowieka uczciwego. Niestety jego osiem lat w Białym Domu to seria niekończących się skandali, z których afera z whiskey była największą. Trzeba założyć, że w większości przypadków Grant albo nie zdawał sobie sprawy z tych skandali, albo też lekceważył je w imię osobistych przyjaźni i politycznych sojuszów. Kiedy oddał władzę w 1877 roku, wyruszył wraz z rodziną w ponad dwuletnią podróż po różnych krajach świata, a celem tych wojaży było zapomnienie o dramatach waszyngtońskich. Gdy wrócił, próbował startować w wyborach prezydenckich w roku 1880, ale przegrał starcie z Jamesem Garfieldem. Cztery lata później zmarł na raka.
Andrzej Heyduk