Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 30 września 2024 04:24
Reklama KD Market
Reklama

Stan narodowej irytacji

Jak można się było ostatnio dowiedzieć z doniesień mediów, dwie z pięciu największych amerykańskich linii lotniczych – American Airlines i Southwest – nie planują powrotu do podawania alkoholu w czasie swoich rejsów. Podobnie zamierzają zrobić linie United. Przyczyna jest prosta – rosnąca nieustannie agresja ze strony pasażerów...

Niepokojące trendy

Od stycznia 2021 roku na pokładach amerykańskich samolotów w rejsach krajowych w USA zarejestrowano ponad 2 tysiące przypadków agresywnego zachowania pasażerów. Awantury wywołuje przede wszystkim nakaz zakrywania nosa i ust podczas pobytu na lotnisku i na pokładzie samolotu. Agencja FAA twierdzi, że obserwuje „niepokojący trend wzrostowy”, który pojawił się w drugiej połowie ubiegłego roku.

Jeśli chodzi o linie Southwest, nie zamierzają one przynajmniej do 13 sierpnia podawać alkoholu na pokładach swoich samolotów. Zakaz ten może zostać przedłużony. Natomiast przedstawiciel linii American powiedział: – Zdajemy sobie sprawę z tego, że dla niektórych pasażerów może to być rozczarowujące. Jednakże jesteśmy zdania, że najważniejsze jest bezpieczeństwo i komfort wszystkich na pokładzie. Niewiele lepiej jest w Europie. Średnio co trzy godziny lot w Unii Europejskiej zostaje zakłócony przez niewłaściwe zachowanie pasażera. Raz w miesiącu z powodu takich incydentów dochodzi do awaryjnego lądowania.

Według danych Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA), w skali globalnej do incydentów dochodzi średnio raz na 1053 loty. Organizacja również wskazuje na rosnącą skalę tego typu zachowania – w 2016 roku był to jeden przypadek na 1424 loty. Przewoźnicy stosują swoistą klasyfikację nieodpowiedniego zachowania. Pierwsza (i najmniej groźna) kategoria to agresja słowna i niestosowanie się do zasad bezpieczeństwa, w tym palenie papierosów w toalecie samolotu. W kategorii drugiej mieszczą się działania takie jak szturchanie, popychanie, plucie, zachowania obsceniczne i niszczenie wyposażenia samolotu.

Dalej jest coraz gorzej – do trzeciej kategorii należą czyny zagrażające życiu pasażerów i załogi, w tym pokazywanie lub używanie broni z zamiarem zastraszenia lub zranienia, a do czwartej – udaremnione lub rzeczywiste naruszenie bezpieczeństwa kokpitu (nawet nieumyślne), akt sabotażu i „uwiarygodnione zagrożenie bezprawnego zajęcia statku powietrznego”. Na szczęście w 86 procentach przypadków załogi mają do czynienia z występkami należącymi do pierwszej kategorii. Najwięcej jest ludzi, którzy ignorują zasady bezpieczeństwa (49 proc.) i takich, którzy są pijani (27 proc.).

Za niewłaściwe zachowanie w czasie lotów można w Stanach Zjednoczonych słono zapłacić. Osobom takim grozi zazwyczaj grzywna w wysokości od 9 do 35 tysięcy dolarów, przy czym ta górna granica wiąże się z koniecznością awaryjnego lądowania. Możliwe jest też w niektórych przypadkach postępowanie sądowe kończące się wyrokiem pozbawienia wolności.

Dramatyczne sceny

Niestety zjawisko agresji ze strony przeciętnych ludzi, którzy nie mają na swoim koncie żadnych wcześniejszych przestępstw, nie ogranicza się do lotnictwa cywilnego. W amerykańskich supermarketach oraz innych placówkach coraz częściej dochodzi do bijatyk i awantur, często z byle jakiego powodu. Ludzie wydają się zirytowani, agresywni i skonfliktowani. Szefowa salonu fryzjerskiego na Manhattanie twierdzi, iż jest coraz bardziej przestraszona tym, że do jej placówki wchodzą podekscytowani ludzie, których nie interesuje strzyżenie włosów – chodzą między fotelami i mruczą coś do siebie, a potem wychodzą.

W jednym z supermarketów w Chicago stałym gościem jest mężczyzna, który zawsze narzeka, iż inni stoją zbyt blisko niego i grozi, że ich „załatwi”, choć jeszcze nie dopuścił się rękoczynów. Niestety nie zawsze tak jest. W sklepie w Atlancie w stanie Georgia kasjerka została zastrzelona przez klienta, który wdał się z nią w spór o to, czy konieczne jest noszenie masek. Nieco wcześniej w supermarkecie Publix na Florydzie 55-letni człowiek zastrzelił 2-letniego chłopca i jego babcię. Do dziś nie wiadomo, co było powodem tej tragedii, choć potwierdzono, iż zabójca nie znał swoich ofiar.

Dramatyczne sceny rozgrywają się też na amerykańskich drogach. Kierowcy masowo trąbią, denerwują się, a czasami uciekają się do czynnych ataków na innych ludzi. Tak zwany road rage to zjawisko, które zawsze istniało, ale statystyki potwierdzają, że w ostatnich miesiącach stało się znacznie bardziej powszechne. Kierowcom puszczają nerwy z niepokojąca łatwością, a meldunki policji są coraz bardziej alarmujące.

Skąd się bierze ten stan narodowej irytacji? Zdania ekspertów są podzielone. Niektórzy twierdzą, że jest to rezultat ponad roku izolacji, cierpień i ogromnych strat wynikających z pandemii koronawirusa. Choć z wolna odzyskujemy wolność i „stare życie”, w taki czy inny sposób wydarzenia ostatnich miesięcy poważnie zaważyły na naszej psychice. Mówi się o tym, że Ameryka uległa psychicznej destabilizacji, a otrząśnięcie się z niej potrwa kilka lat. Inni są zdania, że polaryzacja polityczna w Stanach Zjednoczonych wzrosła do takiego poziomu, że skutecznie uniemożliwia prowadzenie normalnych rozmów, racjonalne spieranie się o ważne sprawy, a nawet spotykanie się w gronie rodzinnym. Prowadzi do poczucia osamotnienia, co jest zaczątkiem radykalizacji i irytacji otaczającą nas rzeczywistością.

Tak czy inaczej, Amerykanie są dziś znacznie bardziej skłonni do tworzenia sytuacji konfliktowych, z których część kończy się fatalnie. W sklepach jest dziś o wiele bardziej niebezpiecznie niż kiedyś, a podróżowanie samolotami naraża nas na wybryki niesfornych pasażerów. Być może są to zjawiska przejściowe, ale niektórzy specjaliści obawiają się, że te niepokojące trendy mogą się stać tak zwaną nową normalką.

Andrzej Heyduk


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama