Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 30 września 2024 06:28
Reklama KD Market
Reklama

Indiańskie ziemie odzyskane

U wybrzeży stanu Maine znajduje się idylliczna wyspa White’s Island, która ma powierzchnię 143 akrów. Jest to teren w większości zalesiony, oferujący zarówno kamieniste, jak i piaszczyste plaże. Od wielu lat nikt tam na stałe nie mieszka. Jednak od niedawna wyspa ma nowego właściciela...

Skradziona wyspa

Za sumę 449 tysięcy dolarów White’s Island została kupiona przez indiańskie plemię Passamaquoddy, które żyje w tej części Maine od ponad 10 tysięcy lat, a dziś liczy zaledwie 3700 członków. Z pomocą kilku organizacji działających na rzecz ochrony środowiska naturalnego Indianie weszli w posiadanie czegoś, co prawnie od lat do nich należało.

W przeszłości wyspa nazywała się Kuwesuwi Monihq, a potem Pine Island i należała do plemienia Passamaquoddy. W roku 1794 władze Massachusetts, które sprawowały wtedy kontrolę nad Maine, podpisały z Indianami umowę, która potwierdzała, że teren ten należy do plemienia. Jednak kiedy Maine stał się osobnym stanem, sytuacja szybko się zmieniła. W roku 1820 traktat podpisany z plemieniem Passamaquoddy został unieważniony.

30 lat później na wyspie pozostało już tylko 20 Indian, a w roku 1861 ludność indiańska przestała tam mieszkać. Przez następne 160 lat żaden z członków plemienia nie postawił stopy na obszarze, który ma dla plemienia Passamaquoddy spore znaczenie – przez wiele wieków Indianie chowali tam swoich zmarłych. Szczególnie tych, którzy ginęli w wyniku epidemii cholery i czarnej ospy, przywlekanych przez białych osadników. W ciągu kilku stuleci 90 proc. Indian w tej okolicy wymarło w wyniku powtarzających się epidemii.

Dzisiejszy wódz plemienia, 51-letni William Nicholas twierdzi, że zakup wyspy oznacza odzyskanie tego, co zostało im skradzione. Przed rokiem Nicholas zobaczył na tablicy w lokalnym sklepie ogłoszenie o sprzedaży White’s Island. Wprawdzie Indianie nie dysponowali sumą prawie pół miliona dolarów, ale w ciągu następnych kilku miesięcy udało im się uzbierać nieco ponad 300 tysięcy. Resztę potrzebnych pieniędzy dołożyły organizacje działające na rzecz ochrony środowiska naturalnego.

Są one żywotnie zainteresowane powrotem Indian na te ziemie, gdyż plemię Passamaquoddy wyznaje dość specyficzną filozofię, zgodnie z którą nikt nie jest technicznie właścicielem jakiegoś terenu. Jak wyjaśnia inny członek plemienia, Donald Soctomah: – Nasze pojęcie posiadania gruntu sprowadza się do tego, że właściciel ma święty obowiązek jego chronienia przed wszelkimi szkodliwymi zjawiskami.

W praktyce oznacza to, że Indianie z pewnością nie zaludnią zakupionej wyspy, lecz będą się o nią troszczyć i odrestaurują zapomniane, często niemal zupełnie zniszczone mogiły. Nie ma tam dziś żadnych domów, a jedynie szczątki kilku dawnych zabudowań gospodarskich, które z pewnością zostaną usunięte.

Zrozumieć przeszłość

Odkupienie przez Indian w stanie Maine terytorium, które dawniej do nich należało, nie jest bezprecedensowe. Począwszy od roku 1776 Indianie stracili na rzecz białych kolonizatorów półtora miliarda akrów ziemi. W wyniku tego zjawiska liczne plemiona popadły w biedę i zostały odseparowane od reszty ludności w indiańskich rezerwatach. Jednak ostatnie dekady przyniosły istotne zmiany, w wyniku których Indianie coraz częściej odzyskują stracone przed laty terytoria.

W roku 2019 plemię Wiyot odzyskało prawo własności 280-akrowej wyspy Dulawat w Kalifornii. W tym przypadku nie musieli niczego odkupywać – władze miasta Eureka postanowiły oddać Indianom wyspę za darmo, 159 lat po masakrze, w trakcie której ówcześni tubylczy mieszkańcy Dulawat zostali wymordowani. Natomiast w ubiegłym roku setki ludzi zablokowały drogi dojazdowe do Mount Rushmore w Południowej Dakocie, domagając się, by teren ten został oddany w ręce plemienia Lakota, któremu zabrano go bezprawnie w 1877 roku. Jednak na razie likwidacja turystycznej atrakcji – w postaci podobizn prezydentów wyrzeźbionych na skalistym zboczu góry – jest mało prawdopodobna.

Mimo to coraz więcej ważnych instytucji zaczyna prowadzić akcje o nazwie land acknowledgements. Dotyczy to między innymi Harvardu, Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku oraz ludzi zajmujących się organizowaniem uroczystości związanych z przyznawaniem filmowych Oscarów. Działacze stworzyli nawet aplikację o nazwie The Native Land, przy pomocy której można sprawdzić, do których Indian należał kiedyś konkretny skrawek ziemi. W działalności tej nie chodzi o odzyskiwanie własności do gruntów, lecz o uzmysłowienie ludziom, że tam, gdzie dziś mieszkają, przed wiekami obecni byli Indianie, którzy zostali albo eksterminowani, albo wysiedleni.

Niektórzy krytycy twierdzą, że owe land acknowledgements to w zasadzie puste gesty, które niczego nie zmieniają. Jednak profesor Mishuana Goeman, który pracuje w University of California i należy do plemienia Seneca, jest innego zdania. Uważa on, że to dobry początek w kierunku prawidłowego docenienia przeszłości kontynentu amerykańskiego. Dodaje, iż marzenia o tym, że Indianie odzyskają kiedyś wszystkie stracone ziemie, są płonne, bo niemożliwe do zrealizowania.

Przykładowo, dzisiejszy Manhattan należał niegdyś do indiańskich plemion Lenape i Wappinger, ale trudno jest sobie wyobrazić, by potomkowie tych ludzi nagle stali się właścicielami Wall Street i Empire State Building. Zresztą w roku 1626 Indianie sami zrzekli się praw do tej wyspy za towary od holenderskich kolonistów o wartości 60 ówczesnych guldenów, czyli 24 dolarów. Cena wydaje się śmiesznie niska, ale należy pamiętać, że na Manhattanie wtedy nie było wówczas absolutnie niczego, a bezpośrednie okolice nie miały większego znaczenia.

Indianie z plemienia Passamaquoddy wrócą wkrótce na ziemie swoich przodków. Należy się spodziewać, że ich śladem pójdą inni amerykańscy Indianie.

Andrzej Heyduk


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama