Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 30 września 2024 06:26
Reklama KD Market
Reklama

Amerykańska wojna o basen

W czasach segregacji rasowej czarnoskórym obywatelom Stanów Zjednoczonych nie wolno było korzystać z wielu publicznych miejsc. W upalne dni miejskie baseny były luksusem, do którego dostęp mieli jedynie biali. Gdy wreszcie miasta zniosły zakaz wstępu do parków rekreacyjnych dla Afroamerykanów, biali podnieśli lament. Bali się, że przez wspólną kąpiel nabawią się różnych chorób i zaczęli zaciekle bronić basenów...

Rasistowskie uprzedzenia

XX wiek w Stanach Zjednoczonych to okres rozkwitu parków rozrywki i basenów miejskich. Do popularności tych miejsc niestety przyczynił się również fakt, że nie miała do nich dostępu czarnoskóra społeczność Ameryki. Społeczność postrzegana przez białych przez pryzmat stereotypu brudnego, roznoszącego choroby Afroamerykanina. Baseny były strefą szczególnie newralgiczną.

To w basenach ubrane jedynie w stroje kąpielowe białe kobiety byłyby – zdaniem ich ojców, braci i mężów – szczególnie narażone na seksualne zagrożenia ze strony rzekomo półdzikich czarnoskórych. Dlatego, kiedy niektóre amerykańskie miasta w latach czterdziestych zdecydowały się znieść segregację na publicznych pływalniach, w męskiej części białej społeczności zawrzało. Do głosu doszły rasistowskie a zarazem patriarchalne obawy o to, że białe kobiety będą łączyć się w pary z czarnoskórymi mężczyznami. Za wszelką cenę nie można było dopuścić, by kąpali się razem. W ruch poszły kije bejsbolowe i noże.

Co więcej, mimo oficjalnego zniesienia segregacji na basenach przez niektóre miasta, administratorzy obiektów często i tak nie wpuszczali tam Afroamerykanów. I tak na przykład przewodniczący rady zarządzającej parkiem rekreacyjnym w Charlotte w Karolinie Północnej w roku 1960 uznał, że „porządek publiczny jest ważniejszy niż prawo czarnoskórych do korzystania z miejsc publicznych” i wykluczył kolorowych użytkowników z kąpieliska.

W tamtych czasach wiele pływalni w obawie przed zamieszkami nie wpuszczało Afroamerykanów i robiło to zupełnie oficjalnie. Lęk przed rozróbami był doskonałym pretekstem, by kontynuować rasową segregację. Ale rzeczywiście było się czego obawiać. Dowiodły tego krwawe rozruchy na basenach w różnych miastach.

Zamieszki na pływalniach

W St. Louis w stanie Missouri działała ogromna odkryta pływalnia Fairground Park, będąca w stanie pomieścić nawet 12 tysięcy kąpielowiczów. 21 czerwca 1949 roku obiekt został udostępniony również dla czarnoskórej ludności. Już tego samego dnia doszło do poważnych niepokojów. Co prawda pojawiło się zaledwie 30-40 Afroamerykanów, co jak na tak duże kąpielisko było naprawdę niewielką liczbą, ale i tak biali poczuli się sprowokowani. Początkowo czarnoskóre dzieci pływały razem z białymi i nie wywołało to żadnych problemów. Jednak po jakimś czasie po zewnętrznej stronie ogrodzenia zaczęły gromadzić się grupy białych nastolatków, którzy wykrzykiwali agresywne groźby. Ich zachowanie było na tyle niepokojące, iż czarnoskóre dzieci zabrano do przebieralni, gdzie poczekały na eskortę policji.

Tymczasem niespokojny tłum powiększał się, a gdy wieczorem rozeszła się pogłoska, jakoby czarnoskóry mężczyzna zabił białego, wybuchły prawdziwe zamieszki. Bandy rozwścieczonych białych, uzbrojonych w kije oraz pałki, zaczepiały i przeganiały z terenu parku Afroamerykanów. W sumie tego dnia przez obiekt przewinęło się około 5 tysięcy białych, którzy atakowali każdego napotkanego kolorowego. Co chwila wybuchały nowe walki. Jeden ze świadków tamtych wydarzeń, Robert Gammon, nastoletni wówczas Afroamerykanin, ze smutkiem wspominał, jak biała kobieta napluła na niego, a jego kolega został uderzony cegłą w głowę. Niepokoje trwały przez 12 godzin. Porządek przywracało 400 policjantów.

Do poważnych zamieszek doszło także na basenie Anacostia w stolicy kraju. I to zaledwie tydzień po wydarzeniach w St. Louis. Tam też zdecydowano się znieść segregację na miejskich pływalniach. Mimo to czarnoskórzy nadal nie mogli się tam kąpać, ponieważ dostępu do basenów wzbraniali im biali użytkownicy. 29 czerwca grupa 70 Afroamerykanów została przegoniona z wody. Musieli ratować się ucieczką przez ogrodzenie przed rozwścieczonym tłumem, który urósł do liczby 450 uzbrojonych w kije i noże białych. Cztery osoby zostały na tyle poważnie ranne, że trafiły do szpitala.

Środek parzący w wodzie

Niepokoje na pływalniach niczego nie nauczyły opinii publicznej. Prawdziwy przełom nadszedł dopiero 15 lat później, dzięki zdarzeniu na basenie na Florydzie. Hotel Monson Motor Lodge w St. Augustine, w którym doszło do zajścia, przeszedł do historii jako zwycięski symbol walki z segregacją rasową w Stanach Zjednoczonych.

Wszystko zaczęło się od tego, że Martin Luther King Jr oraz związani z nim aktywiści postanowili przeprowadzić serię akcji w St. Augustine. Uznali, że miasto świetnie nadaje się na pole kolejnych starć w walce o prawa czarnoskórych. Jego mieszkańcy słynęli z zaciekle konserwatywnych, rasistowskich poglądów. Poza tym mówiło się, że miejscowa policja ma powiązania z Ku Klux Klanem.

Miasto utrzymywało się głównie z turystów, zwłaszcza przyjezdnych z północy. W dodatku w następnym roku przygotowywało się do obchodów 400-lecia istnienia. To wszystko gwarantowało, że w czasie akcji czarnoskórych aktywistów i ewentualnych późniejszych zamieszek oczy całej Ameryki będą zwrócone na St. Augustine, a miasto będzie musiało liczyć się z opinią ogółu. Dlaczego padło na hotel Monson Motor Lodge? Prawdopodobnie dlatego, że jego właściciel James Brock był prominentnym biznesmenem w mieście.

11 czerwca 1964 roku po zawiadomieniu mediów Martin Luther King Jr ostentacyjnie udał się do hotelowej restauracji, na drzwiach której widniał napis „Tylko dla białych”. Gospodarz uprzejmie poinformował go, że w tym hotelu czarnoskórzy goście nie są obsługiwani i grzecznie zaczął wypraszać. King nie ustąpił. Czekał, aż zostanie aresztowany, co ostatecznie nastąpiło. Po tym incydencie media nie przestały interesować się hotelem. Kilka dni później, 18 czerwca grupa aktywistów przeprowadziła prowokację na basenie Monson Motor Lodge. Mieszana grupa, składająca się z białych i czarnoskórych, wskoczyła do wody i zaczęła się kąpać.

Biali, którzy zameldowali się w hotelu, twierdzili, że mają prawo zaprosić na basen swoich gości. Mimo nalegań właściciela nie wyszli na brzeg. Wtedy James Brock, któremu puściły nerwy, zaczął ostentacyjnie wlewać do basenu kwas czyszczący, krzycząc, że ich poparzy. Zdjęcia z tej sceny obiegły prasę na całym świecie. Na szczęście ilość środka była na tyle niewielka, że okazała się zupełnie niegroźna dla zdrowia i życia. Ostatecznie interweniowała policja. Jeden z oficerów wskoczył nawet w mundurze do wody, by dokonać aresztowań za bezprawne wtargnięcie na posesję.

Wydarzenie odbiło się szerokim echem nie tylko w mediach. Prawdopodobnie wpłynęło również na legislatorów. Projekt ustawy o przełomowym znaczeniu, znany jako Ustawa o Prawach Obywatelskich (Civil Rights Act), który od ponad dwóch miesięcy zalegał w Senacie, dzień po zdarzeniu na basenie w Monson Motor Lodge został wreszcie przegłosowany. A już 2 lipca stał się federalnym prawem, raz na zawsze rozprawiając się – przynajmniej formalnie – z segregacją i dyskryminacją rasową w Stanach Zjednoczonych.

Tragedia Jamesa Brocka

Wielkim przegranym w sprawie okazał się właściciel hotelu James Brock. Był ofiarą – za sukces kampanii desegregacyjnej Afroamerykanów zapłacił wysoką cenę. Sam nie był przeciwny integracji rasowej w miejscach publicznych i gotowy był dopuścić do tego w swoim hotelu, jednak nie chciał wprowadzać tak drastycznych zmian w tak konserwatywnym mieście jak St. Augustine jako pierwszy. Wiedział, że reperkusje ze strony przeciwników desegregacji będą poważne. Kiedy po ogłoszeniu Ustawy o Prawach Obywatelskich zaczął wpuszczać czarnoskórych klientów, posypały się groźby. Oprócz tego biali urządzali rasistowskie pikiety przed jego hotelem, nawołując do zaprzestania stołowania się w tym miejscu. Był też incydent z koktajlem mołotowa wrzuconym do lobby jego hotelu oraz bombą ogniową.

Brock starał się o pożyczki na pokrycie strat spowodowanych ciężkim rokiem dla jego biznesu, ale dostawał od banków odmowy. Ostatecznie rok po zdarzeniu na basenie ogłosił bankructwo. W 1998 roku hotel został sprzedany, a w 2003 roku obiekt o historycznym znaczeniu, po pięciu latach protestów, został zrównany z ziemią i w jego miejscu stanął hotel Hilton.

Podobny los spotkał niektóre baseny publiczne. Kiedy zaczęli korzystać z nich Afroamerykanie, biali wynieśli się do prywatnych pływalni na strzeżonych osiedlach. Z powodu znaczącego spadku frekwencji, część obiektów ostatecznie została zamknięta.

Emilia Sadaj


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama