Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 02:18
Reklama KD Market

Okrutne egzekucje

Kara śmierci od lat budzi wiele kontrowersji. Przeciwnicy podkreślają, że sądy nie są nieomylne i mogą skazywać niewinnych ludzi. Badania ONZ przeprowadzone w 2001 r. wykazały, że zastosowanie najwyższego wymiaru kary nie odstrasza potencjalnych przestępców. Co więcej, wiele egzekucji wykonywano i nadal przeprowadza się nieudolnie. Oznacza to dla skazańców dłuższe, często niewyobrażalne cierpienie...

Kara śmierci to najstarszy i najbardziej surowy wymiar kary. Od zarania dziejów jej celem była eliminacja ze społeczeństwa najgroźniejszych i niepodatnych na resocjalizację jednostek. Ale również prewencja, czyli uświadomienie społeczeństwa, że za popełnione zbrodnie trzeba ponieść konsekwencje.

Pojawia się jednak pytanie, czy tak drastyczny wymiar kary jest zasadny? Szczególnie w obliczu licznych błędów i niedociągnięć systemu, jak również niesprawnych urządzeń i niepewnych preparatów używanych do jej przeprowadzenia. W historii było tak dużo źle wykonanych wyroków śmierci, że nawet nadano im specjalne określenie botched executions, czyli spartaczone egzekucje.

Niesprawny topór i pijany kat

Na przestrzeni dziejów jedną z najczęściej stosowanych metod wykonania kary za najcięższe przewinienia było ścinanie nieszczęśnikowi głowy. Często jednak kaci przeprowadzali egzekucje po partacku, a w dodatku nierzadko robili to pod wpływem alkoholu.

Kat zatrudniony do ścięcia toporem Thomasa Cromwella był podobno tak kiepski, a na dodatek pijany, że musiał walić kilkakrotnie toporem, zanim odrąbał skazańcowi głowę. Rekordzistą pozostaje jednak kat, który w XVII wieku we Francji przeprowadził egzekucję hrabiego de Chalais i żeby go uśmiercić, potrzebował aż 29 ciosów.

Wisielcy ozdrowieńcy

Przez całe stulecia najbardziej rozpowszechnioną metodą egzekucji było powieszenie. W Stanach Zjednoczonych skazano na pozbawienie życia w ten sposób ponad 9 tysięcy ludzi. Egzekucje te nierzadko kończyły się jednak makabrycznie. Kiedy sznur był za krótki, śmierć nie przychodziła dostatecznie szybko, gdy za długi – skazaniec często kończył bez głowy, która urywała się pod jego ciężarem.

Taki właśnie los spotkał Toma Ketchuma, skazanego w Clayton w 1901 roku. Między schwytaniem a egzekucją Ketchup bardzo przytył. Wówczas nikt jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że fakt ten może mieć istotne znaczenie. Okazało się, że dobrano za długi sznur i gdy pod skazańcem otwarła się zapadnia, oderwało mu głowę.

W 1736 roku kat John Thrift przeprowadził egzekucję Thomasa Reynoldsa. Niestety kat za wcześnie odciął skazańca z szubienicy. Wszyscy myśleli, że Reynolds jest martwy, a ten niespodziewanie usiadł, gdy położono go w trumnie. Przestępcy nie powieszono po raz drugi, wedle zasady, że nie można kogoś skazać dwa razy za to samo przestępstwo. Reynolds zmarł jednak wkrótce na skutek odniesionych obrażeń.

Krzesło tortur

Co prawda nad udoskonaleniem pierwszych krzeseł elektrycznych pracował sam Thomas Edison, nie były one jednak urządzeniami perfekcyjnymi. Bywało, że ofiary nie umierały od razu i nierzadko trzeba było kilkakrotnie powtarzać egzekucję. Zdarzało się, że więźniowie przed śmiercią doznawali rozległych poparzeń.

Taki los spotkał Williama Kemmlera, którego skazano na karę śmierci za zamordowanie konkubiny. Mężczyzna zaczął się palić, gdy operator urządzenia podłączył prąd o napięciu 1000 woltów prosto do jego głowy. Prąd wyłączono po 17 sekundach. Wtedy lekarze zauważyli, że więzień wciąż oddycha. Postanowiono więc ponownie uruchomić urządzenie. Tym razem włosy i skóra głowy przestępcy zaczęły się palić. Kemmler umarł w okrutnych męczarniach.

Śmiertelny zastrzyk?

Zastrzyk z trucizną miał być bardziej humanitarną i mniej bolesną formą egzekucji. Szybko okazało się jednak, że i w tym wypadku wielu ludzi skazywano na niewyobrażalne cierpienie. Wielokrotnie problemem było znalezienie żył odpowiednich do wkłucia, zwłaszcza w przypadkach, kiedy skazany miał wcześniej problemy z narkotykami. U Christophera Newtona przygotowywano prawidłowe wkłucie tak długo, że musiał w międzyczasie skorzystać z toalety.

Do niedawna głównym składnikiem zastrzyku śmierci była trucizna sprowadzana z Unii Europejskiej. Jednak W 2011 roku UE wprowadziła zakaz sprzedaży preparatu do Ameryki. Wtedy w Stanach Zjednoczonych zaczęto eksperymentować z różnymi zamiennikami, które często okazywały się nieskuteczne.

W 2014 roku 54-letni Dennis McGuire został skazany za gwałt i zabójstwo w Ohio. Zastosowano wówczas po raz pierwszy w Stanach Zjednoczonych nową mieszankę leków: midazolamu i hydromorfonu. Mężczyzna po wstrzyknięciu trucizny początkowo pozostawał nieruchomy. Po kilku minutach nagle zaczął wydawać głośne dźwięki przypominające chrapanie. W tym czasie jego brzuch wznosił się i opadał jak w konwulsjach. Trwało to 10 minut. Zgon stwierdzono dopiero po ponad kwadransie od podania trucizny.

Niecelny strzał

Egzekucje poprzez rozstrzelanie od lat są szczególnie często stosowane w Utah. W XIX wieku stracono w ten sposób pierwszego więźnia. Przed rozpoczęciem egzekucji skazany powiedział, że chce „umrzeć jak mężczyzna” i poprosił, żeby go nie przywiązywano. Tuż przed salwą nerwowo odskoczył i nie zginął, choć został ciężko ranny. Wykrwawił się po pół godzinie. W 1951 roku zawinił z kolei pluton egzekucyjny. Żaden ze strzelców nie zdołał wycelować w serce Eliseo J. Maresa, więc raniony czterema kulami mężczyzna umierał przez kilka minut.

Wkrótce Karolina Południowa będzie czwartym stanem w USA, w którym skazaniec ma prawo wyboru między krzesłem elektrycznym a rozstrzelaniem. Do tej pory było to możliwe w Oklahomie, Missisipi i Utah. Sprawa budzi jednak ostre kontrowersje. Przeciwnicy zmian alarmują, że cofamy się do średniowiecza.

Alicja Jarosz Gunawardhana

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama