Ta historia zaczyna się w połowie lat 80. XIX stulecia, kiedy biali osadnicy na dobre rozpanoszyli się na ziemiach Indian, zamykając większość rdzennych mieszkańców w rezerwatach. Część Indian próbowała przystosować się do nowych warunków życia, jednak inni – rozczarowani ciężką sytuacją, łamaniem składanych im obietnic i brakiem perspektyw – szukali dla siebie nadziei w religii...
Taniec Ducha
W tych ciężkich czasach pojawił się Wovoka – Indianin Pajute z Nevady. Głosił on, że podczas ciężkiej choroby doświadczył wizji, w której Bóg nakazał Indianom, by kochali się wzajemnie, żyli w pokoju z białymi i wystrzegali się przemocy. Nagrodą za to miało być zniknięcie białych z indiańskich ziem i powrót do dawnego życia. Pomóc miał w tym Taniec Ducha, którego Bóg nauczył Wovokę.
Idea Tańca Ducha zyskała wielu zwolenników. Do Wovoki powoli zaczęły dołączać kolejne grupy zdesperowanych, łaknących jakiejkolwiek nadziei Indian. Już po kilku miesiącach w Tańcu Ducha brali udział członkowie aż trzydziestu plemion, w tym ogromna grupa Lakotów. Wśród białych osadników nowa religia i niezrozumiałe „tańce wojenne” wzbudzały przerażenie. Z obawy przed kolejnym zbrojnym indiańskim powstaniem do rezerwatów wysłano znaczne oddziały wojska. W grudniu 1890 ceremonie Tańca Ducha zostały w rezerwatach Lakotów zakazane. Przywódców „buntu” polecono aresztować za wszelką cenę.
15 grudnia 1890, podczas próby aresztowania za udział w rzekomo nielegalnej ceremonii, indiańscy policjanci na rządowej służbie zabili jednego z szamanów Lakotów – Siedzącego Byka ze szczepu Hunkpapa – i jego siedmiu współplemieńców. Ponieważ w starciu zginęło też sześciu policjantów, w obawie przed zemstą wojska Indianie zaczęli uciekać do kryjówek w Badlands.
Wielu współplemieńców Siedzącego Byka schroniło się w położonym nad rzeką Cheyenne obozie grupy Lakotów ze szczepu Tetonów, którym przewodził wódz Wielka Stopa. Obawiając się o bezpieczeństwo swoich ludzi, Wielka Stopa, wraz z grupą 120 mężczyzn, 230 kobiet i dzieci, wyruszył do rezerwatu Pine Ridge, by tam oddać się pod ochronę przyjaznego białym wodza Czerwonej Chmury.
Bezsensowna masakra
Po południu 28 grudnia wędrujący na południe Lakoci napotkali poszukujący ich z rozkazu gen. Milesa oddział 7. Pułku Kawalerii. Żołnierze przekonali Indian, by udali się na odpoczynek do pobliskiego obozu wojskowego, położonego nad strumieniem Wounded Knee. Indianom wyznaczono miejsce na obozowisko, wydano żywność i kilka dodatkowych namiotów, a dookoła rozstawiono warty. Na wzgórzu na północ od indiańskiego obozowiska ustawiono dwa szybkostrzelne działa, a późnym wieczorem nad Wounded Knee dotarła pozostała część 7. Pułku z dwoma kolejnymi działami. Łącznie siły amerykańskie liczyły 470 kawalerzystów i 30 indiańskich zwiadowców.
Rankiem następnego dnia żołnierze otoczyli Indian i zażądali od nich złożenia broni. Większość osłabionych i zmarzniętych Lakotów podporządkowała się rozkazom. Mimo to niezadowoleni z ilości przejętej broni żołnierze przystąpili do przeszukiwania namiotów i rewizji osobistych, odbierając Indianom wszystko, co mogło posłużyć do walki. Młody wojownik Czarny Kojot odmówił oddania broni. Podczas szamotaniny jego strzelba wypaliła, a przekonani o buncie Lakotów kawalerzyści rozpoczęli ostrzał bezbronnego tłumu. Pomimo białej flagi powiewającej przed namiotem Wielkiej Stopy, Amerykanie otworzyli ogień ze wszystkich działek, masakrując Indian i własnych żołnierzy wziętych w krzyżowy ogień.
Kiedy po południu słaby opór Lakotów ustał, część rannych przewieziono na wozach do oddalonego o 18 mil rezerwatu Pine Ridge. Resztę ofiar żołnierze pozostawili na łaskę nadciągającej śnieżycy, nie przejmując się ich losem. Dopiero po trzech dniach nad Wounded Knee dotarła ekspedycja z doktorem Eastmanem. Na polu walki zastała spalone namioty, zamarznięte zwłoki i kilkoro wciąż żywych Lakotów, w tym czwórkę dzieci. Ciała poległych pochowano w zbiorowej mogile wykopanej na wzgórzu, z którego wcześniej strzelały działa. Sfotografowany na polu bitwy wódz Wielka Stopa został oskalpowany. Makabryczne trofeum trafiło na wiele lat do Muzeum 7. Pułku w stanie Massachusetts.
W tej bezsensownej rzezi zginęło 290 Indian, w tym 200 kobiet, starców i dzieci. Straty 7. Pułku były znikome – 25 zabitych i 39 rannych, w tym wielu od ognia własnych towarzyszy broni.
Medale hańby
Dwudziestu amerykańskich żołnierzy uczestniczących w masakrze odznaczono najwyższym odznaczeniem wojskowym – Medalami Honoru, nazywanymi odtąd przez Indian medalami hańby. Dowodzącego żołnierzami pułkownika Forsytha wprawdzie po jakimś czasie postawiono w stan oskarżenia i wydalono z armii, jednak został oczyszczony z zarzutów. Dopiero w listopadzie 2019 roku jego praprawnuk, Bradley Upton, przeprosił potomków rodzin Indian zamordowanych nad Wounded Knee.
Lakocki szaman Black Elk, będący świadkiem tych wydarzeń, tak podsumował je w podyktowanych później wspomnieniach: „Nie wiedziałem jeszcze wtedy, jak wiele się skończyło. Kiedy spoglądam wstecz z tego wysokiego wzgórza mej starości, wciąż widzę zmasakrowane ciała kobiet i dzieci, tworzące stosy lub porozrzucane wzdłuż krętego wąwozu; równie wyraźnie jak wtedy, gdy patrzyłem na to młodymi jeszcze oczyma. I widzę, że coś jeszcze zginęło tam, w tym krwawym błocie i zostało pogrzebane w zamieci. Marzenie ludzi tam umarło. Było to piękne marzenie”.
Małgorzata Sawicka