Załóżmy przez chwilę, w sensie czysto teoretycznym, że istnieje gdzieś dość dziwne małżeństwo, w którym mąż trzymany jest przez żonę w piwnicy przez 17 lat. Następnie małżonka pozwala mu na wyjście z „więzienia” i wykonuje z nim pojedyncze zbliżenie fizyczne, co powoduje, że facet strzela natychmiast kopytami, a żona rodzi potomka i wkrótce potem też rozstaje się z życiem. Mam nadzieję, że nigdzie takiego małżeństwa nie ma, ale matka natura stworzyła jeden gatunek, który mniej więcej tak się właśnie zachowuje.
Już wkrótce w 18 wschodnich i środkowych stanach USA wyjdą na powierzchnię miliony cykad. Należą one do tzw. „Wylęgu X”, którego larwy siedzą pod ziemią przez 17 lat, a potem na chwilę pojawiają się na powierzchni w celach prokreacyjnych. Pierwsze osobniki już pokazały się w stanie Nowy Jork. Miliony tych owadów mają wkrótce pokryć grunt w wielu innych stanach, mniej więcej aż do granicy Illinois z Indianą.
Larwy cykad wieloletnich żyją w ziemi i żywią się korzeniami drzew. Po 13 lub 17 latach, gdy robi się ciepło, zaczynają budować tunele ku powierzchni, w których przepoczwarzają się w dorosłe owady, po czym wylatują i osiadają na drzewach. Nie mam pojęcia, dlaczego niektóre owady siedzą pod ziemią 13 lat, a niektóre 17, ale nie ma to większego znaczenia.
Gdy miliony cykad przykryją trawniki (tylko na kilka dni), samce zaczynają wibrować, co powoduje powstawanie specyficznego, głośnego dźwięku. Zwabione w ten sposób samice poddają się owadzim wdziękom, ale po akcie prokreacji chłopy stają się zupełnie bezużyteczne i padają (co im się z pewnością należy). Natomiast nowe larwy po narodzinach włażą ponownie pod ziemię i pozostają tam przez następne 17 lat. I tak w kółko. Trzeba jeszcze dodać, że o ile wspomniane wibracje człowiekowi wydają się jednym wielkim hałasem o mocy 100 decybeli (mniej więcej przeciętny warkot silnika motocykla), owadzie panie są w stanie rozróżniać poszczególne dźwięki i w ten sposób wybierają sobie najlepszego kandydata do niezwykle krótkotrwałego ojcostwa.
Przewiduje się, że w tym roku będzie w Ameryce półtora miliona owadów na każdy akr ziemi, co daje ok. 4 tysięcy cykad na każdy metr kwadratowy. Widok tej masy owadzich ciał nie jest zbyt przyjemny, choć dla niektórych fascynujący. Są to stworzenia czarne, które mają przezroczyste skrzydełka. Bywają czasami mylone z szarańczą, ale należą do innego rzędu owadów. Są całkowicie niegroźne, bo ani nie gryzą, ani nie żądlą, a także nie niszczą roślin. W dodatku są powolne i w zasadzie bezbronne, co powoduje, że są masowo konsumowane przez węże, ptaki, nietoperze, wiewiórki, itd. Naukowcy są zdania, że musi ich być aż tak dużo, gdyż w przeciwnym razie nie miałyby szans na przetrwanie i prokreację.
Tak czy inaczej, muszę przyznać, że ich styl życia nie bardzo przypada mi do gustu. Należy oczywiście założyć, że cykady nie wiedzą o tym, że siedzą pod ziemią przez 17 lat. Dlaczego jednak nie wychodzą na powierzchnię np. po 10 latach albo po 20? Co ich tak przywiązało do liczby 17? Warto zauważyć, że 13 i 17 to tzw. liczby pierwsze, bo dzielą się tylko przez 1 i przez siebie. Mimo to nie postuluję, że w ogromnych szeregach tych skrzydlatych stworzeń istnieją wybitni matematycy, np. jakiś Albert Cykadastein, który w swojej podziemnej kryjówce siedzi za biurkiem i liczy czas.
Niektórzy naukowcy spekulują, że cykady wyłażą co 13 i 17 lat, by w ten sposób zmylić przeciwnika. Ich zdaniem bezbronne cykady byłyby jako gatunek w wielkim niebezpieczeństwie tylko wówczas, gdyby ich cykl życiowy był taki sam jak cykl życiowy prześladowców lub gdyby cykl życiowy prześladowców był jakimś dzielnikiem ich cyklu. Szczerze mówiąc, niewiele z tego rozumiem. Nie chce mi się wierzyć w to, że owady wychodzą na powierzchnię raz na 17 lat dlatego, że wtedy zdezorientowane wiewiórki ich nie jedzą. A może chodzi o to, że gryzonie te żyją średnio tylko 12 lat, a zatem niektóre z nich nigdy nie zobaczą cykad na oczy, a inne zobaczą je tylko raz i będą skonfundowane, zastanawiając się „czym to się je”.
Teoretycznie mnogość cykad może się pojawić na moim podwórku, choć mieszkam mniej więcej na granicy występowania tych owadów oraz ich nieobecności. Jeśli wylezą, największym problemem staną się natychmiast moje psy, które z pewnością będą chciały robić sobie z nich smakowite posiłki. Dobra wiadomość jest taka, że cykady nadają się do spożycia, również przez człowieka. Naukowcy twierdzą, iż stanowią one bardzo zdrowe źródło pożywienia i że można je umoczyć w czekoladzie, dodać do pizzy albo wzbogacić nimi placek rabarbarowy. Osobiście raczej się na ich kulinarne zastosowanie nie zdecyduję. Jednak zainteresowanym spieszę donieść, że w roku 2004 ukazała się książka pt. Cicada-licious (nie, to nie żart), w której zawarto liczne przepisy na dania z cykad.
No i proszę, ja zawsze myślałem, że pojawienie się cykad to w pewnym sensie niezwykły cud natury, który rzadko można bezpośrednio obserwować. Tymczasem okazuje się, że z ziemi wychodzi raz na 17 lat obiad, tyle że jeszcze nie całkiem ugotowany.
Andrzej Heyduk