W całej historii USA tylko raz zdarzyło się, że za szpiegostwo dla obcego kraju skazany został wysoki rangą oficer amerykańskich sił zbrojnych. Stało się tak w przypadku George’a Trofimoffa, który w roku 2001 został skazany na dożywotnie więzienie za szpiegostwo na rzecz ZSRR. W latach 70. i 80., kiedy pracował w amerykańskim wywiadzie wojskowym, przekazywał swoim mocodawcom w Moskwie liczne tajne informacje...
W czasie całej swojej kariery wojskowej, która zaczęła się w 1948 roku, Trofimoff miał dostęp do różnych poufnych informacji. Choć w roku 1956 zakończył czynną służbę wojskową, w latach 1959-94 pracował jako cywilny doradca wojskowego wywiadu, głównie w Laosie oraz w Niemczech. Ponadto w roku 1969 został mianowany szefem tzw. United States Army Element, czyli sekcji amerykańskiej w urzędującym w Norymberdze Joint Interrogation Center (JIC). Zadaniem pracowników JIC, którzy składali się z oficerów z Niemiec, Francji i USA, było przesłuchiwanie uciekinierów z państw Paktu Warszawskiego. W roli tej Trofimoff miał swobodny dostęp do wszystkich tajnych dokumentów opracowywanych wtedy przez amerykański wywiad.
Berlińskie początki
Trofimoff urodził się w roku 1927 w Berlinie, który wtedy był stolicą tzw. Republiki Weimarskiej. Jego dziadek, Władimir Iwanovicz Trofimoff, był generałem w carskiej armii i został w roku 1919 zastrzelony przez bolszewików. Natomiast jego ojciec po rewolucji październikowej wstąpił w szeregi tzw. białej armii i walczył przeciw komunistom, a później wyemigrował wraz z żoną, pianistką Ekateriną Kartali, do Niemiec. Niestety wkrótce po narodzinach George’a jego matka zmarła, a ojciec pogrążył się w depresji i popadł w tarapaty finansowe. Przez pewien czas młody George wychowywany był przez inną parę „białych” imigrantów z Rosji. Z ich synem, Igorem Susemihlem, zaprzyjaźnił się i traktował go jak brata.
Po wybuchu wojny Trofimoffowie pozostali w Berlinie, gdzie czuli się w miarę bezpiecznie. Aż do czasu, kiedy stolica Niemiec znalazła się na celowniku alianckiego lotnictwa i życie w mieście zaczęło się stawać coraz trudniejsze. W roku 1944 George dostał powołanie do Wehrmachtu. Ponieważ nie chciał służyć w hitlerowskiej armii, uciekł do okupowanej Czechosłowacji i do końca wojny ukrywał się w okolicach Pilzna.
Kiedy do miasta zaczęła zbliżać się Armia Czerwona, wyruszył na Zachód, by przedostać się do amerykańskiej strefy okupacyjnej. Przez pewien czas pracował jako tłumacz armii amerykańskiej, a następnie znalazł się w Paryżu. Tu znajdowała się duża grupa rosyjskich imigrantów, a niektórzy z tego grona byli w przeszłości znajomymi i przyjaciółmi jego ojca oraz dziadka.
Działacze tej społeczności zgłosili kandydaturę Trofimoffa do oficjalnej emigracji do Stanów Zjednoczonych. W grudniu 1947 roku George wszedł na pokład samolotu linii KLM i poleciał z Amsterdamu do Nowego Jorku. Po uzyskaniu obywatelstwa amerykańskiego i wstąpieniu do armii USA oraz po odpowiednim przeszkoleniu, Trofimoff został wysłany z powrotem do Niemiec. Tu w roku 1949 spotkał się, po raz pierwszy od pięciu lat, ze swoim ojcem. Spotkał się również z kimś innym, co zaważyło w sposób zasadniczy na jego dalszych losach.
Biskup z KGB
W Niemczech Trofimoff wznowił swoją znajomość z Susemihlem, który w międzyczasie stał się duchownym rosyjskiego Kościoła i pełnił funkcję biskupa pomocniczego w Monachium, a następnie stał się prawosławnym metropolitą Wiednia. Występował w tej roli pod imieniem Irinej. Biskup spotykał się z Trofimoffem dość często. Obaj panowie wymieniali się różnymi poglądami i początkowo były to – jak sam George później wspominał – dość luźne rozmowy o wszystkim i o niczym. Jednak z biegiem czasu Irinej zaczął wypytywać swojego przyjaciela bardziej szczegółowo. Czasami ciekaw był stanowiska amerykańskiego rządu w konkretnych sprawach, a czasami pytał o poglądy swojego rozmówcy.
George nie wiedział jeszcze wtedy, że ma do czynienia z agentem pracującym dla KGB. Stało się to jednak w miarę oczywiste z chwilą, gdy indagacje Irineja stały się bardziej dociekliwe, a dodatkowo w kontaktach biskupa z Trofimoffem pojawiła się kwestia pieniędzy. George nie krył w swoich rozmowach z nim, że brakowało mu od czasu do czasu gotówki. Pewnego dnia, pod koniec lat 70., Irinej zaoferował mu pożyczkę w wysokości 5 tysięcy marek. Później dawał mu dodatkowe sumy pieniędzy, a po pewnym czasie zasugerował, iż nie spodziewa się zwrotu tych walorów.
Pułkownik Trofimoff nigdy nie został oficjalnie zwerbowany przez KGB ani też nigdy nie wyznaczano mu żadnych konkretnych zadań. Przydzielono mu pseudonim „Markiz”, a jego jedynym kontaktem był Irinej, który zaczął mu przekazywać co tydzień sumę 7 tysięcy marek – zawsze w starych banknotach. Czasami George dostawał większe pieniądze, np. 90 tysięcy marek na zakup domu. Jeździł często do Wiednia na spotkania z biskupem, w których czasami uczestniczyli inni agenci KGB. W zamian za pieniądze George wynosił ze swojego biura wszelkie tajne dokumenty, do jakich miał dostęp. Fotografował je dostarczonym mu aparatem fotograficznym, a następnie kładł dokumenty tam, skąd je wziął. Materiały te były wysyłane do Moskwy, choć do dziś nie wiadomo dokładnie, w jaki sposób.
W roku 2001 były generał KGB, Oleg Kaługin, który zbiegł na Zachód, zeznał pod przysięgą, że w roku 1978 zaprosił Irineja do swojej daczy i w czasie rozmowy z nim pogratulował mu werbunku Trofimoffa. Stwierdził, że George został odznaczony przez Kreml Orderem Czerwonego Sztandaru, który był przyznawany „osobom wojskowym i innym obywatelom za wyjątkowe poświęcenie, męstwo i odwagę na polu walki oraz jednostkom i związkom taktycznym za wybitne zasługi wojenne”. Zdaniem Kaługina, Trofimoff zasłużył sobie na to wyróżnienie, gdyż jego usługi były dla sowieckiego wywiadu bardzo cenne.
Koniec szpiegowania (i kariery)
W roku 1987 Irinej polecił nagle George’owi, by poniechał wszelkiej dalszej działalności szpiegowskiej. W związku z tym Trofimoff rozbił swój aparat fotograficzny młotkiem i wyrzucił go do śmieci. Nigdy więcej nie przekazał już KGB żadnych informacji. Nie wiadomo, dlaczego wydano mu takie polecenie. Być może ludzie w Moskwie zaczęli przeczuwać, że „Markiz” zostanie zdemaskowany. W grę mogły też wchodzić zupełnie inne względy, o których zapewne już nigdy niczego się nie dowiemy. Jak później oceniły wywiady USA i Niemiec, za swoją pracę dla Rosjan Trofimoff w sumie dostał ponad 250 tysięcy dolarów. Objętość wysłanych przez niego dokumentów była ogromna: wszystkie te papiery składały się na 80 tomów liczących ponad 50 tysięcy stron.
Pięć lat po przerwaniu szpiegowskiej działalności przez Trofimoffa na Zachód uciekł archiwista KGB, major Wasyli Mitrochin. Do Londynu przywiózł ze sobą tysiące tajnych dokumentów, mikrofilmów i odręcznych notatek, dotyczących operacji sowieckiego wywiadu zarówno w ZSRR, jak i poza granicami kraju. W morzu tych danych znajdował się intrygujący zapis o tym, że w norymberskim biurze JIC działała „sowiecka wtyczka”. Mitrochin nie znał wprawdzie nazwiska szpiega, ale twierdził, że był to pracownik amerykańskiego wywiadu, którego kurierem był prawosławny duchowny. Ponadto przyznał, że raz widział przelotnie szpiega i że mógłby na tej podstawie zrekonstruować w przybliżeniu jego rysopis.
Na podstawie tych wieści 14 grudnia 1994 roku Trofimoff i Irinej zostali aresztowani przez federalną policję niemiecką. Obaj pojawili się następnie przed sędzią Bernhardem Bodem. W czasie wstępnego przesłuchania biskup przyznał, że dawał George’owi znaczne sumy pieniędzy, ale zaprzeczył, by miało to jakikolwiek związek z KGB. Zeznania te nie miały jednak większego znaczenia, gdyż sędzia Bode uznał, że ewentualne przestępstwa kryminalne zostały popełnione przez podsądnych więcej niż 5 lat wcześniej, a zatem zgodnie z niemieckim prawem cała sprawa uległa przedawnieniu. W związku z tym Trofimoff i Irinej zostali wypuszczeni na wolność. Ten drugi zmarł w roku 1999. Natomiast ten pierwszy wyjechał wraz ze swoją piątą żoną na Florydę, gdzie osiedlił się w dość ekskluzywnej dzielnicy w miejscowości Melbourne. Jego szpiegowska emerytura nie rozwinęła się jednak pomyślnie.
Po przeprowadzce na Florydę Trofimoff postanowił wieść życie dość rozrzutne. Emerytowany pułkownik Andy Byers, który mieszkał w tej samej dzielnicy, twierdził, że George lubował się w drogich winach oraz wystawnych obiadach, na które zapraszał sąsiadów. Kupował wiele rzeczy na kredyt i wkrótce pogrążył się w ogromnych długach. Zaczął pracować w lokalnym supermarkecie, w nadziei, że uda mu się spłacić zadłużenie, co było jednak zupełnie nierealne. Przez cały ten czas twierdził – wbrew rozsądkowi – że jego „przyrodni brat”, czyli biskup Irinej, prześle mu wielkie pieniądze po swojej śmierci. Nigdy do tego nie doszło.
Jednocześnie George cały czas zapewniał swoją żonę, Juttę, że nie prowadził żadnej działalności szpiegowskiej i że nie popełnił żadnego przestępstwa. Ona sama wyznała później, iż nie miała pojęcia o karierze męża i była zaszokowana faktem, że został on czasowo aresztowany w Niemczech.
Przechytrzony
W lipcu 1997 roku agent FBI Dmitri Droujinsky skontaktował się z Trofimoffem. Przedstawił mu się jako Igor Gałkin, agent rosyjskiego wywiadu wojskowego. Od wielu lat specjalizował się w udawaniu szpiegów rosyjskich i wyciąganiu od ludzi zeznań. Swojemu rozmówcy powiedział, że będzie mu w stanie pomóc finansowo. George był nieufny, ale ostatecznie zgodził się na bezpośrednie spotkanie, które odbyło się w hotelu Comfort Inn w Melbourne. W czasie tego spotkania Trofimoff, nagrywany przez ukryte kamery, opisał ze szczegółami swoją współpracę z KGB i powiedział: – W duszy jestem Rosjaninem. Nigdy nie byłem Amerykaninem. Chciałem pomóc mojej ojczyźnie, ale nie robiłem tego ani dla bolszewików, ani dla komunistów”.
„Gałkin” powiedział mu, że Rosjanie z pewnością pomogą mu finansowo, ale dodał, że może to zabrać nieco czasu. Dopiero 5 miesięcy później, w maju 2010 roku, Droujinsky zadzwonił do Trofimoffa i powiedział mu, że wszystko „zostało zatwierdzone przez Moskwę” i że musi się z nim spotkać w lipcu w Tampie na Florydzie, by sprawy sfinalizować. Obiecał też, że przekaże mu wtedy sumę 20 tysięcy dolarów. 24 czerwca 2000 roku Trofimoff zjawił się w Tampa International Airport Hilton Hotel, gdzie miał spotkać się z „Gałkinem”. Czekali na niego agenci FBI, którzy go aresztowali.
Proces szpiega nie był specjalnie skomplikowany. Obciążający go materiał dowodowy był ogromny, a lista świadków – imponująca. Był wśród nich wspomniany już Oleg Kaługin, który opisał swoje spotkanie z Trofimoffem w Wiedniu. Podsądny został skazany na karę dożywotniego więzienia po krótkich obradach przysięgłych. Do końca życia zarzekał się, że nie był szpiegiem i że nigdy nie zrobił niczego, co mogłoby zaszkodzić interesom Stanów Zjednoczonych. Zaprzeczył też temu, co powiedział „Gałkinowi”, twierdząc, że chciał jedynie wyłudzić pieniądze od hierarchii kościelnej.
Andrzej Heyduk