W 1990 roku miała miejsce najbardziej spektakularna w historii kradzież dzieł sztuki. Brawurowy skok był dziełem dwóch rabusiów, którzy dostali się do muzeum w Bostonie w przebraniu policjantów. Wartość skradzionych dzieł wyceniono na 500 milionów dolarów. FBI przez długie lata szukało sprawców i ich łupu. Muzeum ustanowiło nagrodę w wysokości 10 milionów dolarów za informacje, które pomogłyby odzyskać zguby...
Puste ramy
Podczas napadu z Muzeum Isabelli Stewart Gardner zrabowano trzynaście dzieł sztuki, a wśród nich słynny Koncert Vermeera. Uważa się, że jest on najdroższym zaginionym arcydziełem na świecie, wartym nawet 250 milionów dolarów. Stanowi to aż połowę wartości wszystkich łupów wyniesionych z bostońskiego muzeum.
Co szczególne, niektóre ze skradzionych dzieł nie były wyjątkowo cenne, natomiast nietknięte pozostały bezcenne płótna Rafaela, Botticellego, Michała Anioła a także wielka duma Muzeum Isabeli Gardner – Porwanie Europy Tycjana. Ponieważ wolą zmarłej założycielki muzeum było, by po jej śmierci niczego nie zmieniać, na miejscu skradzionych obrazów nie zawisły inne. Na ścianach pozostawiono puste ramy.
Podstęp na policjanta
Wszystko zaczęło się o godzinie 1.24 nad ranem 18 marca 1990 roku. Dwóch policjantów zadzwoniło przez domofon na portiernię muzeum twierdząc, że odpowiadają na wezwanie. Ponieważ po święcie św. Patryka do domów wracało mnóstwo pijanych imprezowiczów, stróż pomyślał, że prawdopodobnie ktoś zobaczył, jak jeden z nich wspina się na mur muzeum, i zawiadomił policję.
Dlatego nie zdziwiło go pojawienie się mundurowych i wpuścił ich do hallu. Sam pozostał na portierni, gdzie znajdował się przycisk alarmowy. Wtedy jeden z policjantów stwierdził, że gdzieś już widział twarz stróża, prawdopodobnie w bazie poszukiwanych przestępców. Nakazał mu więc opuścić recepcję i wylegitymować się. W ten sposób odciągnął go od przycisku. Polecił też sprowadzić drugiego portiera, który akurat był w trakcie obchodu. Następnie policjanci skuli obu kajdankami, zamknęli w piwnicy muzeum i zabrali się do roboty.
Oprócz Koncertu Vermeera łupem złodziei padły: Burza na Jeziorze Galilejskim oraz Kobieta i mężczyzna w czerni Rembrandta, Autoportret Rembrandta wielkości znaczka pocztowego (który już raz został skradziony), Krajobraz z obeliskiem Goverta Flincka, U Tortoniego Maneta, pięć szkiców Degasa, orzeł z flagi napoleońskiej i starożytne naczynie chińskie. To ostatnie było warte zaledwie kilka tysięcy dolarów.
Szkice również były relatywnie tanie w stosunku do reszty skradzionych dzieł, bo wszystkie razem kosztowały 100 tysięcy dolarów. Na demontaż flagi złodzieje stracili niepotrzebnie dużo czasu zabierając i tak tylko jej część, czyli orła. Tymczasem w muzeum pozostawiono wiele innych, niezwykle cennych dzieł. Po 81 minutach przestępcy opuścili budynek. Skrępowanych ochroniarzy znaleziono dopiero rano.
Podejrzany ochroniarz
Pierwsze podejrzenia padły na jednego ze związanych stróżów. Rick Abath w trakcie swojego ostatniego obchodu budynku przed napadem otworzył na chwilę boczne drzwi muzeum i zaraz zamknął je z powrotem. Śledczy uznali, że mógł być to znak ustalony ze złodziejami. Stróż upierał się, że zrobił to rutynowo, by upewnić się, że drzwi są zamknięte.
Co więcej, jeden z wyniesionych obrazów, U Tortoniego, znajdował się w sali, do której przestępcy nie weszli. Tak wynikało z analizy zapisu czujników ruchu, które nie zarejestrowały niczyjej obecności w tej sali podczas napadu. Za to odnotowały tam ruch wcześniej, w czasie, kiedy Abath miał obchód. Ten utrzymywał, że jest niewinny, a agenci FBI stwierdzili, iż obaj ochroniarze są zbyt mało pojętni, by brać udział w tak wyrafinowanym przestępstwie.
Innym podejrzanym był znany bostoński gangster Whitey Bulger, który miał powiązania z IRA. Tuż przed napadem włączyły się alarmy w wielu miejscach muzeum. Jednak stróżom nie udało się ustalić, jaka była tego przyczyna. Uznali, że była to chwilowa awaria tych urządzeń. Śledczy rozpoznali w tym „wizytówkę” IRA, która miała na swoim koncie kradzieże dzieł sztuki i praktykowała podobne triki z alarmem.
Whitey Bulger prawdopodobnie nie miał jednak z bostońskim skokiem nic wspólnego. Agentom pod przykrywką udało się ustalić, że gangster nawet zlecił swoim ludziom dotarcie do złodziei, którzy ośmielili się na jego terenie działać i planował upomnieć się o swój udział.
List od złodziei
W 1994 roku pojawił się nowy trop. Muzeum otrzymało list, którego autor informował, iż chce negocjować warunki zwrotu dzieł. Zastrzegał, że jest tylko pośrednikiem i nie zna tożsamości złodziei. W liście wyjaśnił, że obrazy miały posłużyć jako karta przetargowa do zmniejszenia czyjegoś wyroku więzienia, jednak sprawa stała się nieaktualna. Autor listu domagał się immunitetu dla wszystkich zamieszanych w kradzież i 2,6 miliona dolarów. Polecił, żeby odpowiedź przekazać w formie zaszyfrowanej wiadomości wydrukowanej w gazecie Boston Globe, jeśli muzeum jest zainteresowane negocjacjami.
Dyrekcja muzeum natychmiast skontaktowała się z FBI, a biuro śledcze z gazetą. Wydanie z ukrytym przekazem ukazało się 1 maja 1994 roku. Niestety w następnym liście pośrednik poinformował, iż z powodu wzmożonej aktywności różnych służb, które ze zwielokrotnioną siłą rzuciły się do ustalania tożsamości przestępców, musi zawiesić negocjacje na pewien czas. Nigdy więcej się już nie odezwał.
Skrytka pod podłogą
Śledczy próbujący rozwiązać zagadkę dzieł sztuki, które jakby zapadły się pod ziemię, często trafiali na tropy prowadzące do mafii. Pod lupę wzięto między innymi dwóch członków gangu Merlino, Roberta Guarente i Roberta Gentile. W 2010 roku wdowa po pierwszym z nich powiadomiła policję, że jej mąż był w posiadaniu jakichś obrazów i że kiedy zachorował na nowotwór, przekazał je Gentile. Ten zaprzeczył wszystkiemu, ale badanie wariografem wykazało, że kłamie.
Przeprowadzono nalot na jego dom i natrafiono na skrytkę w podłodze. Co prawda, nie było w niej skradzionych obrazów, ale znaleziono coś, co dawało do myślenia. Pod podłogą leżała kopia artykułu opisującego skok na muzeum Isabelli Gardner oraz notatkę z cenami, za jakie na czarnym rynku można byłoby sprzedać skradzione dzieła. Agenci FBI sądzili, że wreszcie znaleźli sprawcę lub osobę, która doprowadzi ich do sprawców.
Szybko wysłali Gentile za kratki pod zarzutem handlu narkotykami w nadziei, że za obietnicę wypuszczenia z więzienia wyjawi ważne informacje. Tak się jednak nie stało. Wszystko więc wskazywało na to, że nie wie, kto stoi za napadem na muzeum. Prawdopodobnie nawet szef mafii Carmello Merlino niewiele wiedział o sprawie. Kiedy trafił do aresztu za handel kokainą, sam zaproponował, że wymieni obrazy za wolność. Zlecił ich namierzenie jednemu ze swoich ludzi, ale bez skutku.
Gangster Donati
Wątek kradzieży obrazów w celu ich wymiany za więźnia przewijał się w śledztwie wiele razy. Badano również trop prowadzący do słynnego w rejonie północno-wschodnich stanów kryminalisty znanego jako Bobby Donati, który należał do potężnej rodziny mafijnej Patriarca. Zaczęło się od informacji, których udzielił śledczym Myles Connor, złodziej dzieł sztuki pracujący dla Donatiego.
W czasie skoku na bostońskie muzeum Connor przebywał w więzieniu. Twierdził, że po napadzie Donati wysłał do niego w odwiedziny swojego człowieka, by ten przekazał, że obrazy zostaną wykorzystane do wynegocjowania dla niego wolności. Tymczasem Donati został zamordowany w 1991 roku, dlatego do wymiany nigdy ostatecznie nie doszło.
Connor powiedział też, że w zamian za nagrodę wyznaczoną przez muzeum i wypuszczenie z więzienia doprowadzi FBI do zaginionych obrazów. Miały one być w posiadaniu związanego z mafią handlarza dziełami sztuki Williama Youngwortha. Ten miał nawet pokazać jedno ze skradzionych malowideł, Burzę na Jeziorze Galilejskim Rembrandta, pewnemu dziennikarzowi, który pracował nad artykułem. Podarował mu również próbkę farby z płótna jako dowód autentyczności obrazu.
Dziennikarz przekazał je organom ścigania. Badanie wykazało, że pochodzi ona z czasów Rembrandta, ale nie pasuje do farb, którymi namalowano Burzę na Jeziorze Galilejskim. FBI ostatecznie zawiesiło negocjacje z handlarzem dzieł sztuki do momentu, aż nie dostarczy im bardziej przekonującego dowodu.
Jeszcze inny dziennikarz, którego fascynowała sprawa zaginionych obrazów z muzeum w Bostonie, skontaktował się z bardzo wpływowym mafioso, Vincentem Ferrarą. Był on bossem Donatiego. Ferrara twierdził, że to jego Donati zamierzał wyciągnąć z więzienia negocjując jego wolność na obrazy. Potrzebował go, ponieważ Ferrara chronił go w walce gangów. Kiedy jednak Donati zaczął podejrzewać, iż niedługo może zostać zabity, przekazał skradzione dzieła swojemu podwładnemu i przyjacielowi Robertowi Guarente. To jego żona powiadomiła później policję, że widziała u męża skradzione obrazy.
Po 31 latach nadal nie wiadomo, kto naprawdę stoi za tajemniczym napadem ani gdzie znajdują się jedne z najcenniejszych dzieł sztuki na świecie. Być może jakiś mafijny szef trzyma je w ukryciu na czarną godzinę, by w razie potrzeby wymienić na immunitet. A może skradzionych płócien już po prostu nie ma? Możliwe, że złodzieje, gdy poczuli oddech FBI na plecach, w panice zniszczyli dowody swojej zbrodni.
W ten czy inny sposób perełki z Muzeum Isabelli Stewart Gardner podzieliły los wielu innych wybitnych dzieł, które zaginęły bez śladu. Statystyki nie napawają optymizmem. W Stanach Zjednoczonych odzyskiwanych jest mniej niż 5 procent skradzionych dzieł sztuki.
Emilia Sadaj