Akcja szczepienia Amerykanów przeciw koronawirusowi przeprowadzana jest coraz bardziej skutecznie i już ponad połowa mieszkańców kraju dostała co najmniej jeden zastrzyk. Nowym zmartwieniem władz oraz służby medycznej jest to, że przekonanie reszty społeczeństwa do przyjęcia szczepionki może okazać się dość trudne...
Niechęć do szczepionek
Doktor Nelson Atehortua, pracownik naukowy w Jackson State University (JSU), przed dwoma miesiącami musiał jechać dwie godziny samochodem do kliniki, gdzie szczepiono ludzi. Stał tam w długiej kolejce pośród licznych chętnych. Dziś jednak ta sama placówka świeci pustkami, a personel przesiaduje tam godzinami i jest znudzony bezczynnością. Czasami ktoś przychodzi, by się zaszczepić, ale są to tylko pojedyncze osoby.
W skali kraju dzienna liczba wykonywanych szczepień spadła poniżej poziomu 3 milionów i wszystko wskazuje na to, że będzie nadal maleć. W powiecie Mercer w stanie Ohio chętnych do zaszczepienia się jest tak mało, że władze zdecydowały się zamknąć kilka placówek wykonujących zastrzyki. Podobny krok podjęto w stanach: Georgia, Luizjana, Tennessee i Teksas. Natomiast w stanie Missisipi począwszy od końca marca notuje się coraz niższą liczbę wykonywanych szczepień, a władze twierdzą, że posiadają prawie 100 tysięcy dawek, na które nie ma chętnych.
Z badań sondażowych wynika, że najwięcej osób nie zamierza się szczepić w południowo-wschodnich stanach USA. Ponadto niechętni szczepionkom są też amerykańscy ewangelicy oraz starsi wiekiem mieszkańcy wsi. Stwarza to sytuację, w której zaszczepienie przynajmniej 70 proc. Amerykanów – co jest wymogiem osiągnięcia tzw. stadnej odporności na chorobę – będzie celem trudnym do osiągnięcia.
Powody, dla których ludzie nie chcą się szczepić, są różne. Niektórzy są po prostu wrogami wszelkich szczepionek i nikt ich do zastrzyków nie jest w stanie przekonać. Inni ulegają z gruntu fałszywej propagandzie, uprawianej przede wszystkim w internetowych mediach społecznościowych. W JSU uczy się 7 tysięcy studentów, z których na razie tylko 700 zostało zaszczepionych. Jedną z takich osób jest Halle Coleman, która początkowo nie chciała się szczepić.
Halle przyznaje, że była pod wpływem teorii, zgodnie z którą cała akcja szczepień miała być rządowym spiskiem na rzecz podporządkowania sobie obywateli. Słyszała też ostrzeżenia przed domniemanymi niebezpieczeństwami wynikającymi z przyjęcia szczepionki. Inni studenci ulegli bzdurnemu mitowi o tym, że za akcją szczepień stoi Bill Gates. Twórca Windows nie tylko ma zarabiać na tym wielkie pieniądze, ale rzekomo umieszcza w naszych organizmach elektronikę, która pozwala na śledzenie ludzi.
Masowa dezinformacja
Doktor Samuel Jones, szef służby medycznej w JSU, twierdzi, że czasami studenci zadają mu kuriozalne pytania na temat szczepionek. Chcą na przykład wiedzieć, czy przyjęcie zastrzyku nie spowoduje trwałych zmian genetycznych lub czy szczepionka może być przyczyną wykształcania się nowych organów, np. dodatkowych palców. Wszystko to świadczy o tym, iż skala dezinformacji dotyczącej szczepionek jest ogromna.
Niestety niektórzy członkowie władz federalnych też odstraszają ludzi od szczepienia się. Niedawno kongresmen Ron Johnson z Wisconsin wyraził publicznie pogląd, iż masowe szczepienia są niepotrzebne i że postępowanie rządu zakrawa na panikę. Głoszenie tego rodzaju tez przez członka Kongresu jest niezwykle szkodliwe, gdyż powoduje, że ludzi rozważający możliwość przyjęcia szczepionki mogą się na to nie zdecydować.
Lori Tremmel Freeman, szefowa organizacji National Association of County and City Health Officials, twierdzi, iż Ameryka dotarła do niezwykle trudnego momentu w walce z pandemią. Wynika to z faktu, że do zaszczepienia pozostali głównie ci, którzy zastrzyków nie chcą przyjmować albo się wahają. Władze muszą zatem prowadzić akcję niemal czysto propagandową, która ma zachęcać niechętnych do zmiany zdania. Akcja ta zaczyna być prowadzona w wielu placówkach użyteczności publicznej, w kościołach, sklepach, a nawet w restauracjach.
Niespodziewaną zachętą do zaszczepienia może też okazać się wieść o tym, iż władze Unii Europejskiej zamierzają latem zezwolić na przyjazdy Amerykanów na Stary Kontynent w celach turystycznych, co jest niemożliwe od ponad roku. Jednak warunkiem turystycznych wojaży po Europie ma być posiadanie zaświadczenia o szczepieniu. Być może zatem część ludzi wzdragających się dotychczas przed zastrzykami, ale snujących turystyczne plany, zechce zmienić zdanie i przyjąć szczepionkę.
Sytuację dodatkowo skomplikowało niedawne czasowe wstrzymanie zastrzyków szczepionki firmy Johnson & Johnson z powodu kilku niebezpiecznych przypadków skrzepów krwi u pacjentów. Wprawdzie zdarza się to niezwykle rzadko (pojedyncze przypadki na 7 milionów szczepień), ale wymaga dokładnego przeanalizowania tego zjawiska przez naukowców. Ostatecznie szczepienia specyfikiem J & J zostały wznowione, choć cała sprawa wzmogła u niektórych obawy i wątpliwości.
Sytuacja w Stanach Zjednoczonych jest inna niż w Europie, gdzie chętnych do zaszczepienia się nie brakuje i gdzie zasadniczym problemem jest liczba dostępnych dawek. Ponadto dane statystyczne pokazują, że w Europie znacznie mniej jest osób, które całkowicie odmawiają jakichkolwiek szczepień. Z drugiej strony, tam również istnieją dość liczne grupy tzw. anti-vaxxers, których członkowie z pewnością nigdy się nie zaszczepią z powodów czysto ideologicznych. W tych warunkach osiągnięcie stadnej odporności na koronawirusa jest dość odległą perspektywą, choć cel ten został już osiągnięty przez jeden kraj – Izrael.
Niektórzy sugerują, że biorąc pod uwagę skalę pandemii szczepienia przeciw Covid-19 powinny być obowiązkowe. Jednak wprowadzenie czegoś takiego w Stanach Zjednoczonych jest praktycznie niemożliwe, gdyż wywołałoby powszechny sprzeciw. Na razie obowiązek szczepienia się przeciw koronawirusowi wprowadzany jest przez niektóre wyższe uczelnie oraz prywatne zakłady pracy.
Andrzej Heyduk