Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 01:02
Reklama KD Market

Malarz samotności

Prawdopodobnie był jednym z największych kinomanów wśród malarzy. I nie tylko dlatego, że uwielbiał filmy, ale również z powodu sposobu, w jaki tworzył. Obrazy Edwarda Hoppera to gotowe filmowe kadry. Każdy opowiada historię, z każdego bije porażająca samotność bohaterów. Obecnie ceny jego prac mogą stanowić budżet niejednego hollywoodzkiego blockbustera. Ponad 2 lata temu na aukcji w nowojorskim oddziale Christie’s za obraz artysty zatytułowany „Chop Suey” zapłacono ponad 90 milionów dolarów!

O tym, że samotność się sprzedaje, malarz nie mógł wiedzieć. Po prostu malował to, co czuł i kim był. Niejednokrotnie próbowano go dopasować do któregoś z istniejących nurtów, on stanowczo się temu sprzeciwiał, mówiąc: „Ja reprezentuję tylko siebie samego”. Do dziś Hopper uważany jest za jednego z najważniejszych amerykańskich artystów ubiegłego stulecia. Najbardziej amerykańskiego. Większość prac malarza znajduje się w posiadaniu nowojorskich muzeów, głównie Whitney Museum of American Art, ale też w Museum of Modern Art, Brooklyn Museum i Metropolitan Museum of Art. Fascynujący zbiór prac artysty można również zobaczyć w chicagowskim Art Institute.

Beztroskie dzieciństwo

Urodził się 22 lipca 1882 roku w Nyack, miasteczku portowym niedaleko Nowego Jorku. Jego rodzicami byli Elizabeth Griffiths Smith i kupiec Garret Henry Hopper. Ojciec z dużym powodzeniem zajmował się handlem, więc rodzina Hopperów zaliczała się do wyższej klasy średniej. Edward, wraz ze swoją starszą siostrą Marion, dorastał w wygodnym wiktoriańskim domu na wzgórzu, z widokiem na Zatokę Hudson. Rodzice oprócz edukacji szkolnej dbali o wychowanie swoich dzieci. Chodzili z nimi do muzeów, na koncerty i na inne wydarzenia kulturalne.

Edward był nieśmiałym, małomównym chłopcem. Ołówek i papier były dla niego idealną formą ekspresji. Obserwując wpływające do zatoki jachty i statki Hopper już jako dziecko szkicował to, co widział za oknem. Jego pierwszym podpisanym obrazem był „Rowboat in Rocky Cove” z 1895 roku. Rodzice wspierali jego zainteresowania, ale ponieważ byli jednocześnie ludźmi praktycznymi, namawiali, by oprócz pasji wybrał też zajęcie, które zapewni mu stały dochód. Hopper rozważał architekturę morską, ostatecznie jednak rozpoczął naukę w Correspondence School of Illustrating w Nowym Jorku, następnie uczęszczał do New York School of Art.

Droga do siebie

Jeszcze w trakcie studiów w NYSA rozpoczął pracę ilustratora w biurze reklamy C.C. Phillips &Co. Nie dawała mu ona satysfakcji, ale zapewniała pieniądze, które Edward postanowił wydać na podróże po Europie. Odwiedził m.in. Londyn, Amsterdam, Berlin i Brukselę. Był to dla niego czas niezwykłych artystycznych doznań – na własne oczy zobaczył dzieła taki mistrzów jak Monet, Degas, Rembrandt, Turner czy Vermeer. Najwięcej jednak czasu spędził w Paryżu, samodzielnie studiując tam malarstwo.

Wyjazd miał ogromny wpływ na dalszą drogę artystyczną Hoppera. Porzucił fascynację impresjonizmem na rzecz realizmu. W 1908 osiedlił się w Nowym Jorku. Miał pracownię przy Washington Square North 3. Miesiące letnie spędzał w South Truro na półwyspie Cape Cod, gdzie również miał pracownię. W 1913 roku wziął udział w pierwszej wystawie Armory Show, gdzie zaprezentował swój obraz „Żeglowanie”. Ale jego pierwsza duża wystawa indywidualna miała miejsce dopiero 9 lat później w Whitney Studio Club. Po roku Brooklyn Museum zaprezentowało jego 6 prac.

Dwa przeciwieństwa

Na wielu obrazach Hoppera widzimy zamyśloną kobietę. Ma zacienione oczy, swoje szczupłe ciało układa w pozie sugerującej samotność i rozpacz. Samotna i anonimowa, pojawia się w „Summer Evening”, „Automat”, „A Woman in the Sun” i wielu innych. To żona Hoppera, malarka Josephine Nivison Hopper. Poznali się na początku lat 20. w trakcie pleneru malarskiego w Massachusetts. Jo była totalnym przeciwieństwem wycofanego i małomównego Edwarda. Uwielbiała towarzystwo, była gadatliwa i otwarta. Po latach Josephine opowiadała, że rozmowa z Hopperem przypomina wrzucanie kamieni do studni. Tyle że kamień chociaż wydaje plusk, uderzając o wodę. Jednak wiele ich też łączyło: sztuka, kino, teatr, miłość do Europy. Ślub wzięli w 1924 roku.

Jo przyniosła Edwardowi szczęście. Wstawione do Frank Ren’s Gallery akwarele sprzedały się błyskawicznie. Zapewniło mu to stabilizację i wreszcie pozwoliło na porzucenie pracy ilustratora w agencji. Jednak po latach euforii w związku nadszedł kryzys. Para nie doczekała się potomstwa. Josephine nazwała własne obrazy „biednymi, martwo urodzonymi niemowlętami”. Jej kariera załamała się, tymczasem Hopper stawał się coraz bardziej popularny. Malarka przebolała jednak stratę, uznała, że małżeństwo jest ważniejsze. Kochała Edwarda i nie chciała z nim rywalizować. Postanowiła zarządzać karierą męża. Umawiała go na wywiady i spotkania z galeriami, negocjowała umowy. Przy niej Hopper mógł skupić się na malarstwie i w pełni rozwinąć skrzydła.

Wzlot

Hopper miał to szczęście, że jeszcze za życia został modnym malarzem. Potwierdza to fakt, że wybrano go członkiem National Academy of Design. Artysta odmówił jednak przyjęcia nominacji, ponieważ kilka lat wcześniej akademia odrzuciła jego obrazy. Jak widać, był niezwykle pamiętliwy.

W 1933 roku w prestiżowym Muzeum of Modern Art odbyła się jego pierwsza retrospektywna wystawa. Stanowiła ona ukoronowanie jego twórczości. Odtąd był już malarzem nie tylko docenionym, ale wręcz modnym. Ceny za obrazy Hoppera rosły, i nie zaszkodził im nawet wielki kryzys w latach 30. Amerykańskie muzea płaciły za nie tysiące dolarów. Jednak sława nie zmieniła charakteru Hoppera i jego podejścia do życia. Pozostał typem milczącym, samotnikiem, który najbardziej lubił spędzać czas we własnej pracowni lub na łonie natury.

Recenzenci pisali o jego obrazach, że są melancholijne i opowiadają głównie o samotności. Malarz nie zgadzał się z taką interpretacją. Niezmiennie mówił: – Nie maluję smutku ani samotności. Staram się namalować światło na ścianie. Mimo to trudno oprzeć się wrażeniu, że większość jego dzieł opowiada historię samotnych ludzi w wielkim mieście.

Nowy Jork – miasto malarza

Edward Hopper nie był twórcą nowego stylu, nie romansował z popularnym wówczas kubizmem czy dadaizmem. Pozostał wierny realizmowi. Jego obrazy są mocno związane z miejscem i czasami, w których żył i tworzył. Miastem, które kochał od początku do końca, był Nowy Jork. Nie podróżował już po Europie, ba, rzadko podróżował po samych Stanach. Od 1913 roku przez kolejne 54 lata zimowe miesiące spędzał w studiu na dachu surowego budynku przy 3 Washington Square North, w artystycznej nowojorskiej dzielnicy Greenwich Village.

Dominującym tematem jego twórczości było współczesne amerykańskie miasto i jego mieszkańcy. Malował wszystkich: przedstawicieli klasy średniej, urzędników, sekretarki, klientów sklepów i barów, kobiety w pokojach hotelowych. W swych obrazach ukazywał typowy, pozbawiony charakteru i przygnębiający pejzaż miejski, z biurami, stacjami benzynowymi, kinami, zimnymi wnętrzami tanich hoteli i moteli. Na tym tle przedstawiał ludzi – zagubionych, samotnych i obojętnych wobec siebie. Świadczą o tym choćby tytuły jego obrazów: „Dom przy torach kolejowych”, „Automat”, „Pokój w Nowym Jorku”, „Biuro w nocy”, „Nocne marki”, „Nowojorskie biuro”.

Księgowy czy artysta?

Malarstwo Hoppera silnie oddziaływało i nadal oddziałuje na kulturę, nie tylko amerykańską. Zostało przyswojone przez popkulturę w Stanach Zjednoczonych – reprodukcje jego obrazów trafiły np. na pocztówki. Obrazy Hoppera wielokrotnie pojawiały się też jako element scenografii lub inspiracja dla planów filmowych w amerykańskim kinie, m.in. w Psychozie Alfreda Hitchcocka, Końcu przemocy Wima Wendersa, Drodze do zatracenia Sama Mendesa a nawet w Tataraku Andrzeja Wajdy. Hopper inspirował też fotografików, m.in. Jeffa Walla oraz muzyków, choćby Toma Waitsa podczas pracy nad albumem Nighthawks at the Dinner.

Jego życiorys był taki jak jego temperament – bez nagłych zwrotów akcji. Bardziej przypominał biografię księgowego niż artysty. Nie byłby bohaterem dla tabloidów. Nigdy nie przymierał głodem, stał się sławny i poważany jeszcze za życia. Nie miewał romansów z modelkami, bo jedyną ukochaną pozostawała niezmiennie jego żona. Był jej wierny i z nią dożył sędziwego wieku. Zmarł mając 85 lat. Oczywiście w swojej pracowni w Nowym Jorku.

Małgorzata Matuszewska

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama