Wiosną ubiegłego roku 54-letni czarnoskóry John Hollis zabrał swojego syna Davisa na wycieczkę do Europy. Wraz z nimi podróżował znajomy, który dzielił z Johnem mieszkanie w okolicach George Mason University w stanie Wirginia. Gdy trójka wróciła do USA, Hollis zaczął zdradzać objawy przeziębienia, które jednak szybko ustąpiły. Niestety jego współlokator poważnie zachorował – zdiagnozowano u niego zarażenie koronawirusem...
Szokujące odkrycie
John obawiał się, że również się zaraził, a w szczególności bał się o swojego syna. Jednak ani u niego, ani też u Davisa nie wystąpiły żadne objawy choroby. Po miesiącu zmagań z zarazą jego kolega zdołał wyzdrowieć. John zaintrygowany był tym, że mimo pozostawania w bezpośredniej bliskości człowieka zarażonego, Covid-19 go nie zaatakował. W związku z tym, że pracuje jako specjalista ds. telekomunikacji we wspomnianej uczelni, zgłosił się do profesora Lance’a Liotty, bioinżyniera i epidemiologa, by poddać się badaniom. Wynik tych badań był szokujący.
Okazało się, że Hollis należy do bardzo wąskiej grupy ludzi posiadających super-antyciała, które skutecznie zabijają niemal natychmiast zarazki koronawirusa. Antyciała takie występują tylko u 5 proc. ludzi, a naukowcy na razie nie wiedzą, jakie są źródła tego rodzaju odporności. Liotta i jego zespół bada obecnie próbki krwi pobrane od Hollisa w nadziei, że ich analiza wykryje skuteczny mechanizm walki z zarazą nie poprzez profilaktyczne szczepionki, lecz w wyniku opracowania efektywnego leku.
Na razie istnieje tylko specyfik o nazwie regeneron, który podawano między innymi Donaldowi Trumpowi, ale jest on tylko częściowo skuteczny i nie we wszystkich przypadkach. Choć został on w drugiej połowie 2020 roku zatwierdzony do użytku przez agencję FDA, leczenie nim ludzi chorych z powodu Covid-19 przynosi bardzo różne efekty, w zależności od wielu uwarunkowań. Nie ma raczej szans na to, by lek ten stał się powszechnie stosowanym środkiem w walce z pandemią.
Całkiem możliwe jest to, że syn Johna posiada dokładnie taką samą odporność, choć badań jego krwi jeszcze nie przeprowadzono. Tymczasem Liotta powiedział Hollisowi, że niemal na pewno to on zaraził współlokatora koronawirusem i że poziom antyciał w jego krwi jest taki, iż jego zachorowanie z powodu tego samego wirusa „jest praktycznie niemożliwe”. Dla Johna był to pewnego rodzaju szok. Przekazał bądź co bądź niebezpieczną chorobę innemu człowiekowi, a jemu samemu nigdy nic nie groziło.
Lokalnej gazecie powiedział: „Gdy się o tym wszystkim dowiedziałem w lipcu ubiegłego roku, przez pewien czas nie mogłem spać i zastanawiałem się, dlaczego to właśnie ja mam totalną odporność na tę przeklętą chorobę. Odpowiedzi nie znam. Może Bóg ma dla mnie jakiś specjalny plan? A może po prostu mam cholerne szczęście”.
Unikalna odporność
W trakcie swoich badań Liotta znalazł siedem dalszych osób, które również posiadają super-antyciała. Jednak przypadek Hollisa pozostaje wyjątkowy, gdyż jego odporność utrzymuje się od wielu miesięcy na mniej więcej tym samym poziomie (ponad 90 proc.), podczas gdy u innych ludzi spada po pewnym czasie do 60 proc. Naukowcy na razie nie mają pojęcia, dlaczego tak się dzieje.
Doktor Pierre Vigilance, profesor w George Washington University School of Public Health, nie kryje, że możliwość badania próbek krwi u ludzi takich jak Hollis ma ogromne znaczenie. Jest to jego zdaniem jedyna droga do wykrycia skutecznej metody niszczenia wirusa. W sumie chodzi o opracowanie metody sztucznego wytwarzania antyciał, które u Johna występują w sposób naturalny. Jest to jednak zadanie bardzo skomplikowane, a ostateczny wynik jest mało przewidywalny.
Vigilance, który w roku 2009 zaangażowany był w walkę z wirusem H1N1 (tzw. świńskiej grypy), proponuje prostą metaforę: – Wirusy zwykle posiadają „klucze”, przy pomocy których otwierają drzwi do naszych komórek. Antyciała takie jak u Hollisa to coś w rodzaju gumy do żucia, która oblepia te klucze i nie pozwala im na skuteczne działanie. Komórki pozostają bezpieczne, gdyż nie dają się wirusowi otworzyć.
Jest jeszcze inny aspekt pandemii, dla którego badania takich ludzi jak John mogą okazać się bardzo ważne. Chińscy badacze przestrzegają przed ryzykiem związanym z planowanym wprowadzeniem tzw. paszportów odpornościowych. Z niedawno opublikowanego badania przeprowadzonego na osobach zakażonych koronawirusem wynika, iż poziom przeciwciał gwałtownie spada po 2-3 miesiącach od wyleczenia. Analizy te zostały przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu Nauk Medycznych w Chongqing, oddziału Chińskiego Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom. Jeśli natomiast chodzi o antyciała generowane przez szczepionki, na razie nie wiadomo w ogóle, jak długo mogą one skutecznie chronić przez zarażeniem. Jednak w obu przypadkach nie są to tak skuteczne antyciała jak te, które występują naturalnie we krwi Hollisa. Konieczne jest zatem ustalenie, czym różni się jego mechanizm obronny od tego, który obecny jest wśród ozdrowieńców lub osób zaszczepionych.
Choć Johnowi ze strony koronawirusa absolutnie nic nie grozi, nadal nosi on maskę w miejscach publicznych i zachowuje odpowiedni dystans od bliźnich. Nigdy też nie przechwala się swoją unikalną odpornością. Ma nadzieję, że ludzie tacy jak profesor Liotta będą w stanie znaleźć skuteczny lek przeciw wirusowi. A jeśli się to stanie na skutek badania jego krwi, będzie to dla niego „osobisty, choć niezasłużony sukces”.
Krzysztof M. Kucharski