Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 17:20
Reklama KD Market

Zakuci partnerzy

Kontakty damsko-męskie na poziomie romantycznym są zawsze w taki czy inny sposób skomplikowane. Ludzie się kłócą, rozchodzą, potem wzajemnie się przepraszają i znowu są razem albo porzucają się raz na zawsze. Mechanizm tych zabiegów często jest trudny do wyjaśnienia, a przeciętny psycholog może od tego wszystkiego doznać pomieszania z poplątaniem, czyli zachorować psychicznie.

Ostatnio natknąłem się na przykład takiego poplątania, i to w sensie niemal dosłownym. Agencja Reuters doniosła mianowicie o tym, że w Charkowie na Ukrainie pewna para młodych ludzi postanowiła scementować swój chwiejny związek przez połączenie rąk kajdankami. Przez następne trzy miesiące 33-letni sprzedawca samochodów Aleksandr Kudlaj oraz jego 28-letnia partnerka, kosmetyczka Wiktoria Pustowitowa, będą mieli jedną rękę złączoną policyjną bransoletką.

Ten niezwykły pomysł zrodził się dlatego, że ludzie ci nieustannie się kłócili i kilkakrotnie ze sobą zrywali, by zawsze wracać do stanu wyjściowego. W związku z tym pewnego dnia Aleksandr zaproponował, iż trzeba się na jakiś czas fizycznie połączyć, by przetestować siłę związku oraz kajdanek. Kiedy Wiktoria usłyszała o tym pomyśle, popukała się w czoło i odwiesiła telefon. Jednak po kilku dniach namysłu zgodziła się. W ten sposób para ta stała się w sensie dosłownym nierozłączna. Z konieczności Wiktoria i Aleksandr wszystko robią razem: zakupy w supermarkecie, spacery, przerwy na papierosa, itd. Dzielą się też swoimi wrażeniami z tego eksperymentu w serwisach społecznościowych, a nawet wystąpili w programie telewizji ukraińskiej.

Jak można było się spodziewać, ludzie przyjmują to wszystko z mieszanymi uczuciami. Niektórzy są zdania, że to czysty kretynizm, ale inni pilnie obserwują sytuację, by zobaczyć, co będzie dalej. Z oczywistych przyczyn pojawiły się domysły na temat wykonywania przez Wiktorię i Aleksandra niektórych czynności, np. załatwiania potrzeb fizjologicznych, brania prysznicu czy też uprawiania seksu. Jeśli chodzi o to ostatnie zagadnienie, problemu rzekomo nie ma, jako że życie seksualne wymaga odpowiedniej bliskości ciał, choć niekoniecznie skutych ze sobą. Co się zaś tyczy dokonywania codziennych ablucji, Wiktoria wyjaśniła, że gdy jest w łazience, jej partner stoi na zewnątrz za drzwiami w odległości dwóch ramion i łańcucha, „czekając na swoją kolej”.

A co z kłótniami? Para twierdzi, że do sprzeczek nadal dochodzi, ale różnica polega na tym, iż ani Aleksandr, ani Wiktoria nie mogą nagle spakować walizek i się wyprowadzić, a zatem muszą w taki czy innych sposób znaleźć ugodę. W sumie nie bardzo rozumiem, co ten niezwykły eksperyment ma wykazać, ale jestem absolutnie przekonany o tym, że nie zdałby on egzaminu w moim przypadku. Trzymiesięczne przykucie się do mojej małżonki niemal na pewno zakończyłoby się odcięciem ręki lub morderstwem, choć nie wiem, kto szybciej chwyciłby za siekierę. Chyba ja, bo nie byłbym w stanie znieść nieustannej obecności żony w trakcie pitraszenia w kuchni, co wiązałoby się z nustawicznym zaglądaniem do garów i sugerowaniem najlepszych do zastosowania przypraw. Innym poważnym problemem byłoby też wspólne jeżdżenie samochodem. Małżonka ma zwyczaj ciągłego komentowania mojego stylu jazdy (oczywiście krytycznie), ale robi to zawsze z tylnego siedzenia. W rzeczywistości kajdankowej musiałaby siedzieć z przodu, co szybko zakończyłoby się całkowitym i nieodwracalnym szaleństwem.

W sumie pomysł dwójki z Ukrainy jest być może lepszym rozwiązaniem niż udanie się do tzw. terapeuty małżeńskiego, który zwykle prawi morały i usiłuje skłonić małżonków do niewygodnych zwierzeń. W dodatku za sesje takie trzeba płacić, a tak raz się tylko kupi kajdanki i sprawa załatwiona. Jest jednak pewne ryzyko. Może się okazać, że gdy kajdanki po trzech miesiącach zostaną zdjęte, a para ponownie się pokłóci, wyzwolona Wiktoria nie tylko się spakuje i wyprowadzi, ale również wyjedzie gdzieś w siną dal, z której już nigdy nie wróci. W tym czasie Aleksandr znajdzie sobie jakąś zupełnie nową kobitę, do której też się przykuje, na wszelki wypadek.

Nie są mi znane żadne rodzime, amerykańskie przypadki podobnego cementowania związków partnerskich, ale być może wynika to z faktu, iż kraj jest wielki, a więzy obopólnej zażyłości często dość luźne. Łatwiej jest zatem rozstać się i fizycznie odseparować na bezpieczną odległość. Ponadto podejrzewam, że manewr z korzystaniem z toalety w stanie przykucia do partnera lub partnerki jest łatwiejszy w Charkowie, szczególnie w postkomunistycznych blokach mieszkalnych, w których odległość muszli klozetowej od następnego pomieszczenia zwykle nie jest większa niż długość dwóch ramion oraz jednej pary kajdanek. W wielu amerykańskich domach konieczne byłoby zastosowanie długiego łańcucha łączącego parę, ale wtedy traci sens metafora pozostawania ze sobą w intymnej, choć przymusowej bliskości.

Tak czy inaczej, życzę Wiktorii i Aleksandrowi wszelkiej pomyślności. Czasami mówi się, że więzi małżeńskie to nic innego tylko więzienie. Skoro jednak pozostaje się w stanie partnerskiego skucia, ostateczne zaślubiny będą o wiele mniej bolesne i nie będą kojarzyć się z wyrokiem dożywocia. Mam jednak jedno pytanie. Gdzie został schowany kluczyk do kajdanek i kto ma do niego dostęp? Mam nadzieję, że problem ten został rozwiązany w sposób egalitarny i że każdy z partnerów może w każdej chwili się wyzwolić. A to, że jeszcze do tego nie doszło (po miesiącu skucia), graniczy niemal z cudem.

Andrzej Heyduk

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama