Rządy państw, które dawniej były imperiami kolonialnymi, nagle jakby zawstydziły się tego, co robiły w przeszłości. Holandia, która miała posiadłości w Afryce, Azji i na Karaibach, nieoczekiwanie zapowiedziała zwrot wszystkich dzieł sztuki zagrabionych w dawnych koloniach. Nad tym samym zastanawiają się rządy Francji i Anglii, choć z dużym dystansem...
Trudne zadanie
Holenderska minister kultury Ingrid van Engelshoven powiedziała, że w narodowych zbiorach Holandii nie ma miejsca na dzieła pozyskane drogą kradzieży. – Jeśli inny kraj chce je odzyskać, oddamy je. Rząd holenderski poinformował, że zweryfikuje zbiory narodowych muzeów i zwróci dzieła, które zostały zagrabione z holenderskich kolonii. To pierwsza tak jasna deklaracja, jeżeli chodzi o zwroty zagrabionych dóbr kultury.
Skala zwrotów nie jest znana. Raport Holenderskiej Rady Kultury wstępnie wymienia około 100 tysięcy eksponatów zagrabionych przez kolonizatorów. Wśród nich jest brylant z Banjarmosinu (dzisiejsza Indonezja). Drogocenny diament był jednym z insygniów sułtańskich. W połowie XIX wieku Holendrzy wywieźli go do Amsterdamu. 70-karatowy diament został oszlifowany w liczący 36 karatów brylant. Dziś można go oglądać w amsterdamskim muzeum.
Tylko na przykładzie tego brylantu widać, że zwrot dóbr nie będzie prosty. Nie wiadomo, na przykład, kogo uznać za właściciela brylantu z Banjarmosinu. O jego zwrot pierwsi upomnieli się spadkobiercy sułtana, nie Republika Indonezji, która powstała 100 lat po śmierci władcy.
Holenderskie Muzeum Tropików, Muzeum Afryki i Muzeum Etnograficzne gromadzą 450 tysięcy eksponatów. Z tego 40 procent pochodzi z terytoriów byłych holenderskich kolonii. Muzealnicy martwią się, że holenderskie muzea opustoszeją z eksponatów.
Senegalski miecz
Prezydent Francji Emmanuel Macron już w 2017 roku, podczas wizyty w Burkina Faso ogłosił, że Paryż opracuje zasady zwrotu dzieł sztuki wywiezionych przez francuskich kolonizatorów z Afryki Subsaharyjskiej. Zbadanie sprawy zlecił historyczce sztuki Benedicte Savoy oraz senegalskiemu pisarzowi Sarrowi. Ci opublikowali raport, w którym wyliczyli, że we Francji znajduje się 90 tysięcy afrykańskich dzieł sztuki.
Po dwóch latach francuski parlament przegłosował zwrot zaledwie 27 obiektów. Do dzisiaj wrócił fizycznie do kraju pochodzenia jeden: tradycyjny senegalski miecz.
W 2009 roku władze Egiptu zażądały od Francji zwrotu fragmentów malowideł ściennych z grobowca niedaleko Luxoru, które znajdowały się w zbiorach Luwru. Paryż bronił się przed zwrotem, argumentując, że muzeum kupiło je w „dobrej wierze” 20 lat po tym, jak zostały skradzione. Ostatecznie Paryż je oddał.
Inne cenne egipskie zabytki, jak popersie Nefretete wywiezione do Berlina czy kamień z Rosetty (był kluczem do rozszyfrowania egipskich hieroglifów) znajdujący się w zbiorach British Museum, mimo ponawianych nacisków Egiptu pozostają w Europie. I na razie nic nie zapowiada, aby te najcenniejsze obiekty zmieniły miejsca.
Anglia z największą rezerwą podchodzi do zwrotu zagrabionych obiektów kultury. Kustosz londyńskiej galerii afrykańskiej argumentuje, że jego placówka jest ze świata i dla świata. – Musimy pamiętać, że Londyn jest globalnym miastem afrykańskim. Jeśli policzyć wszystkich mieszkańców, można powiedzieć, że jest największym afrykańskim miastem na świecie. To bardzo ważne, by żyjący w Wielkiej Brytanii i Europie Afrykanie mogli zobaczyć swoje dziedzictwo.
Anglicy mają co oddawać – ponad 8 milionów eksponatów. Nie tylko dawne kolonie angielskie upominają się o nie, ale między innymi Włochy i Grecja. Grecy żądają zwrotu marmurów Elgina. To starożytne rzeźby i płaskorzeźby pochodzące z Partenonu, które angielski ambasador lord Elgin kazał wyjąć z tej budowli łomami i przy pomocy ładunków wybuchowych. Od tego czasu taka barbarzyńska metoda rabunku dzieł sztuki nazywa się „elginizmem”.
Skarb pruski
W Polsce także znajdują się zbiory, które wcześniej do niej nie należały. Ale nie pochodzą z zamorskich kolonii. Tylko z Niemiec. To ponad 500 tysięcy zabytkowych archiwaliów pochodzących z byłej Pruskiej Biblioteki Państwowej w Berlinie. Od końca II wojny światowej znajdują się w Bibliotece Jagiellońskiej w Krakowie.
Jak zbiory berlińskie – zwane też Berlinką lub skarbem pruskim – znalazły się w Jagiellonce? W 1941 roku alianci zaczęli bombardować Berlin. Jeszcze nie na tak wielką skalę, jak później, ale wystarczająco, aby władze niemieckie zarządziły ewakuację zbiorów Pruskiej Biblioteki. Magazyny dla nich utworzono z dala od Berlina. Jeden z nich znajdował się na zamku w Książu. W listopadzie 1941 roku trafiła tam część zbiorów berlińskich, tych najcenniejszych. Hitlerowscy bonzowie nie wyobrażali sobie, że na Dolny Śląsk kiedykolwiek dolecą samoloty wroga. A że za trzy lata znajdzie się tam piechota rosyjska, nie przewidywali nawet w najczarniejszych myślach. Właśnie byli blisko Moskwy.
W związku z przebudową zamku Książ, zbiory berlińskie w 1944 roku przewieziono do opactwa cystersów w Krzeszowie. Część zbiorów uległa przy tym zniszczeniu, zaginęła lub została rozkradziona.
W 1945 roku tereny Dolnego Śląska znalazły się w granicach Polski. Odnalezione w Krzeszowie archiwalia berlińskie – 490 z 505 skrzyń – przewieziono w 1946 roku najpierw do krakowskich klasztorów misjonarzy i dominikanów, a w 1947 roku do Biblioteki Jagiellońskiej, gdzie przechowywane są do dzisiaj jako depozyt skarbu państwa polskiego.
Miejsce składowania zbiorów Pruskiej Biblioteki utrzymywano w ścisłej tajemnicy do lat 60. ubiegłego wieku. Od początku lat 80. udostępniane są naukowcom do celów badawczych i edytorskich. Ciekawostka: w 2015 roku w krakowskim klasztorze dominikanów odnaleziono 10 metrów bieżących archiwaliów pochodzących z Pruskiej Biblioteki. Można snuć różne domysły.
Niemcy od wielu lat domagają się zwrotu bezcennych zbiorów. Strona polska odmawia, argumentując, że polskie dobra kultury zostały podczas niemieckiej okupacji zrabowane lub bezpowrotnie zniszczone. Nie do odzyskania. Kolejnym ważnym argumentem – od strony prawnej – jest to, że Polska weszła w posiadanie zbiorów Berlinki nie na drodze grabieży. Po prostu przejęła je, gdyż po zakończeniu wojny znajdowały się na ziemiach, które w wyniku międzynarodowych traktatów przypadły Polsce.
Luter i Kalwin w Jagiellonce
Zbiory berlińskie znajdujące się w Jagiellonce to najcenniejsza część dawnych zasobów Pruskiej Biblioteki Państwowej. Obejmują 8658 druków z XVI i XVII wieku. 524 rękopisów muzycznych, wśród których około 100 to średniowieczne manuskrypty. 400 rękopisów europejskich kompozytorów żyjących pomiędzy XVII a XIX wiekiem. Znajdują się wśród nich utwory Bacha, Mozarta, Beethovena, Schuberta, Brahmsa, Haydna, Mendellsona, Nicolo Paganiniego i jeszcze wielu innych.
Są też odręczne prace reformatorów chrześcijaństwa – Marcina Lutra i Jana Kalwina. Ale i rękopisy bajkopisarzy braci Grimm. I, na przykład – trudno wymienić nawet najcenniejsze – wyjątkowo piękne Libri picturali – zbiór XVI-wiecznych 1142 barwnych akwareli przedstawiających 1860 okazów ponad 1700 gatunków roślin. Autorem tego zbioru jest Charles de L’Ecluse, jeden z najwybitniejszych botaników XVI wieku.
Prawdziwe skarby! Kiedy przechodzę koło Jagiellonki i przypominam sobie, co się w niej mieści, kręci mi się w głowie.
Samoloty do zwrotu?
Z kronikarskiego obowiązku należy wspomnieć, że Niemcy żądają od Polski także zwrotu samolotów, które należały do kolekcji dowódcy Luftwaffe III Rzeszy, Hermanna Göringa, a obecnie znajdują się w Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie.
Muzeum Lotnictwa mieści się na terenie dawnego lotniska Rakowice-Czyżyny – jednego z najstarszych lotnisk wojskowych na świecie, wybudowanego przez Austriaków. Wśród 200 samolotów – eksponatów, 25 należało dawniej do Göringa. Po wojnie zostały przejęte przez Polskę jako mienie porzucone przez Niemców. Faktycznie tak było, nikt samolotów nie pilnował. Stały w Kuźnicy Czarnkowskiej (Wielkopolska), która przed wojną znajdowała się na terenie Niemiec.
Ryszard Sadaj