Brak Syrii w tej grupie wzbudził niemałe zdumienie. Natychmiast wybuchły spekulacje, ponieważ kraj ten był wielokrotnie oskarżany przez administrację o współpracę z Saddamem Husajnem, w tym o przyjęcie jego broni masowej zagłady tuż przed amerykańską inwazją na Irak. Jak wiadomo zarzutów tych nie potwierdzili amerykańscy inspektorzy.
Białoruś zdenerwowała się nieco zainteresowaniem Waszyngtonu. Jak podaje z Mińska agencja InterfaxWest Ministerstwo Spraw Zagranicznych wyraziło niezadowolenie z faktu, że pani Rice wymieniła Białoruś jako jeden z "przyczółków tyranii".
"Oświadczenie Condoleezy Rice świadczy, że jej wyobraźnia znacznie wykracza poza rzeczywistość. Błędne stereotypy i uprzedzenia są złą podstawą do prowadzenia skutecznej polityki w sferze stosunków z innymi państwami. Jedynie konstruktywny dialog, oparty o zdrowy rozsądek i aktualne fakty może znormalizować stosunki między naszymi państwami", powiedział rzecznik ministerstwa Andrej Sawinych.
Pani Rice, doradczyni prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego wykorzystała przesłuchania do zaprezentowania neokonserwatywnej wizji świata, przedstawiając siebie i Georgea W. Busha jako reprezentantów nowej generacji bojowników powołanych do wypełnienia swoich "wyzwoleńczodemokratyzujących" obowiązków po 11 września 2001 roku.
"Ameryka i wolny świat ponownie są zaangażowani w długotrwałą walkę przeciw ideologii nienawiści i tyranii, terroru i beznadziei. Musimy odpowiedzieć na te wyzwania z taką samą zdolnością widzenia, odwagą i śmiałością, jakie dominowały w okresie powojennym", czytała Rice z przygotowanego oświadczenia, zanim padły pierwsze pytania.
Wystąpienie Condoleezy Rice spotkało się z uznaniem neokonserwatystów. Ich pierwsza tuba medialna, wydawca Weekly Standard William Kristol z ulgą zauważył, że prasowe spekulacje o fundamentalnych zmianach w polityce zagranicznej w drugiej kadencji Busha były dużą przesadą, w świetle tego, co powiedziała Rice.
Niezadowolenie okazali przeciwnicy wojny a zarazem zwolennicy ponoszenia przez przedstawicieli rządu odpowiedzialności za ich własne decyzje, wypowiedzi i czyny. Demokratka z Kalifornii senator Barbara Boxer przypomniała, że Kongres dał prezydentowi wolną rękę tylko dlatego, iż administracja przekonała ustawodawców, że Husajn posiada broń masowego rażenia.
Senator sugerowała, że Rice umyślnie rozdmuchała zagrożenie, by zyskać poparcie Kongresu i społeczeństwa dla planów uderzenia na Irak.
"Przed wojną mówiła Boxer pani Rice roztaczała groźbę nuklearnego grzyba nad USA w razie pozostawienia Saddama na miejscu. Po wojnie, kiedy stało się jasne, że Saddam nie posiadał broni masowego rażenia, pani Rice wmawiała nam, że nigdy nie mówiła o takich zagrożenach.Wysłaliście żołnierzy do Iraku z powodu broni masowej zagłady. Zmieniliście cel misji (na demokratyzację), gdy nie znaleziono broni. Nawet przez chwilę nie chcę dopuścić do tego, ażeby rodziny 1366 żołnierzy zabitych w Iraku wierzyły, że stracili życie na próżno, nie cofnę się jednak przed kwestionowaniem wojny, wywołanej w oparciu o fałszywe zarzuty. Nie zmieniajmy historii, na to jest jeszcze za wcześnie", powiedziała senator Boxer.
"Jestem bardziej niż świadoma tego, z czym musimy uporać się w Iraku i byłam świadoma tego, co nas czeka, gdy szliśmy na wojnę. Możemy o tym dyskutować, lecz mam nadzieję, że powstrzyma się pani przed kwestionowaniem mojej uczciwości", odrzekła urażona Rice. Jednym słowem, zamiast tłumaczyć się ze zmiany stanowiska w zależności od politycznych potrzeb ucięła dyskusję, choć senator Boxer nie wysuwała bezpodstawnych zarzutów lecz przytaczała cytaty z wypowiedzi doradczyni.
Podobnie jak prezydent, Condoleeza Rice nie przyjmuje żadnych wiadomości poza pozytywnymi, a w razie nadmiaru złych, stara się minimalizować ich znaczenie. "11 września był momentem definiującym przyszłość naszego narodu i świata. Dzięki wizji i kierownictwu prezydenta Busha wyszliśmy naprzeciw wyzwaniom naszych czasów: podjęliśmy walkę z tyranią i terrorem i zabezpieczamy błogosławieństwo wolności i dobrobytu nowej generacji. Praca jaką Ameryka i jej sprzymierzeńcy podjęli oraz ich poświęcenie były ciężkie lecz konieczne i słuszne".
Następnie, odrzucając całkowicie raporty ekspertów CIA bijących na alarm, że wojna w Iraku pobudziła do akcji zastępy młodych muzułmanów, pani Rice przedstawiła dotychczasowe działania wojenne jako duże osiągnięcie:
"Teraz musimy budować na tych osiągnięciach, by świat był bezpieczniejszy i wolny". I dalej: "Saddam Husajn był zagrożeniem, ponieważ próbował zdobyć broń masowego rażenia. Owszem myśleliśmy, że ma magazyny broni, choć ich nie miał. Mieliśmy problemy z wywiadem. Wszyscy w administracji usiłujemy znaleźć lepsze metody pozyskiwania informacji".
I jest to zdumiewające zjawisko, kiedy agencja dysponująca miliardami dolarów, przekazuje rządowi niepewne informacje, a rząd rozwija je do oskarżenia uzasadniającego inwazję na suwerenny kraj. Blisko dwa lata później, gdy ogólnie wiadomo, że zagrożenie irackie było wielką blagą, prezydent odznaczył dyrektora CIA Georgea Teneta medalem wolności, podczas gdy szef inspektorów ONZ w latach 199198 Scott Ritter, który usiłował zapobiec wojnie nagłaśniając sytuację w Iraku zgodnie z prawdą, do dziś w oczach lojalistów Busha uchodzi za zdrajcę.
"Nie chodziło zresztą wyłącznie o broń" kontynuowała Rice ... nadszedł czas, by rozprawić się z Saddamem". W tym punkcie nominatka na sekretarza stanu powtórzyła słowa prezydenta, który na początku tego tygodnia otwarcie przyznał, że nawet "gdyby było wiadomo, że Saddam nie miał broni, to z informacjami jakie mieliśmy i tak zaatakowalibyśmy Irak." Takie przedstawienie sprawy może świadczyć wyłącznie o tym, że wojna nie miała absolutnie nic wspólnego z deklarowanymi przyczynami.
Pułkownik (w stanie spoczynku) Karen Kwiatkowski, do niedawna pracownik Pentagonu, publikowana na łamach Military Week.com w artykule pt. Ball Gowns and Hospital Gowns wyjaśnia o co chodziło: "Amerykanie zbyt łatwo ufają prezydentowi, wiceprezydentowi, sekretarzowi obrony i sekretarzowi stanu, facetom w dobrze skrojonych garniturach, zdolnych do powiedzenia wszystkiego, usprawiedliwienia wszystkiego i do zachowania milczenia o swoich planach wobec Iraku, wynikających z: Potrzeby zmiany miejsca amerykańskiej obecności militarnej w tym regionie, opuszczenia Arabii Saudyjskiej, Kuwejtu, a nawet Turcji i przeniesienia się do świetnie usytuowanego Iraku...
Chęci przejęcia kontroli nad biznesem i inwestycjami w Iraku po zniesieniu sankcji ONZ, na co były sprzymierzeniec Saddam Husajn nie chciał wyrazić zgody. Utrzymania ropy naftowej jako artykułu sprzedawanego za dolary. W listopadzie 2000 Saddam przerzucił się na euro. Zaraz po obaleniu Saddama Husajna prez. Bush wydał nakaz powrotu do wymiany dolarowej."
Oczywiście o tych sprawach nie wspomniano słowem. Condoleeza Rice bez przeszkód mogła głosić propagandę sukcesu, składając na Irakijczyków odpowiedzialnością za pozytywny wynik wojny.
"Stawiamy na strategię sukcesu, nie na strategię ustąpienia. I to jest właściwe podejście do tych spraw. Sukces odniesiemy wówczas, gdy Irakijczycy wezmą we własne ręce swoją przyszłość, zrozumieją, że to od nich zależy jak sobie tę przyszłość ułożą... że daliśmy im środki samoobrony, głównie przed partyzantami, jak również możliwość zademonstrowania państwom sąsiadującym, że Irak jest miejscem stabilnym i zjednoczonym..."
Nadzwyczaj ciekawą rzecz pani Rice powiedziała o Północnej Korei, już posiadającej (co nie jest do końca pewne), lub pracującej nad rozwojem broni nuklearnej: "... aktywna dyplomacja sprawiła, że wszystkie państwa sąsia dujące zażądały, by kraj ten zrezygnował ze swego programu nuklearnego. I jest to ważna innowacja, ponieważ świadczy o tym, jak możemy uporać się z tym problemem. Nie jest to coś, co chcemy robić jednostronnie. Będziemy w znacznie lepszej sytuacji współpracując z Koreą Południową, Japonią, Rosją, a szczególnie z Chinami.."
Innowacja? Chyba tylko w pojęciu pani Rice. Cywilizowany świat rozwiązuje spory i zagrożenia drogą dyplomatyczną, na wojnę decyduje się w ostateczności, gdy zawiodą wszystkie inne środki nacisku.
Senacki komitet nie uzyskał odpowiedzi na pytanie, dlaczego "innowacji", znanej powszechnie jako dyplomacja, nie zastosowano w przypadku Iraku. Czyżby dlatego, że jego sąsiedzi nie widzieli żadnego zagrożena ze strony Husajna?
Choć Condoleeza Rice przyznała, że administracja Busha podjęła kilka złych decyzji odnośnie Iraku, to uniki, jakie stosowała odpowiadając na pytania o Irak i terroryzm sfrustrowały demokratycznych członków panelu. Stało się jasne, że pani Rice nie ma zamiaru udzielić szczerych odpowiedzi, nawet w takiej sprawie jak to, czy popiera tortury.
Ostatecznie zakończono przesłuchania, gdy przyrzekła, że nie będzie przekazywać prezydentowi informacji takich, jakie Bush chce usłyszeć, lecz informacje prawdziwe. Demokrata z Delaware senator Joseph Biden zasugerował, ażeby poradziła prezydentowi, by "zaczął czytać trochę historii".
Senacki komitet głosował większością 16 do 2 głosów za zatwierdzeniem Condoleezy Rice na stanowisko sekretarza stanu.Przeciw jej kandydaturze opowiedzieli się sen. Barbara Boxer i sen. John Kerry.
Po uzyskaniu zapewnień, że Rice udzieli dodatkowych wyjaśnień, demokraci oświadczyli, że nie będą blokować zatwierdzenia jej nominacji. Głosowanie przed całym Senatem wyznaczono na przyszłą środę.
Elżbieta Glin