Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 14 listopada 2024 15:42
Reklama KD Market

Gonitwa prezydentów

Rozmowa z Alexem Storożyńskim, laureatem Nagrody Pulitzera, redaktorem naczelnym "am New York"

Jesteś szeroko znany w Stanach z akcji uświadamiania elitom politycznym, że Polska jest traktowana tu niewdzięcznie i nieadekwatnie do zangażowania sojuszniczego. Twierdzisz, że Polacy powinni przyjeżdżać do Ameryki bez wiz, uczestniczyć w kontraktach na odbudowę Iraku. Przypominając o Powstaniu Warszawskim w "am New York" bulwersowałeś porównaniem, że każdego dnia ginęło w nim więcej ludzi niż 11 września 2001 roku w Ameryce i karciłeś mylenie go z powstaniem w warszawskim getcie. Czy wyrazistość poglądów lokuje cię jakoś w tych wyborach prezydenckich? Nie jestem ani republikaninem, ani demokratą. Jestem niezależny. Z kolei ta moja niezależność nie obejmuje moich korzeni, mego pochodzenia. Jestem Amerykaninem, ale tylko dlatego, że... Hitler napadł na Polskę. Gdyby nie II wojna, urodziłbym się nie w rodzinie polskiego kombatantaemigranta w USA, a w Polsce. Dlatego staram się być nieobojętny wobec Polski, która jest też ojczyzną moich rodziców i mojej żony. Co do wyborów w USA, nie ignoruję faktu, że bedąc prezydentem 194 milionów ludzi zamieszkujących ten kraj, jest on też prezydentem 10 mln Polaków na tej ziemi. Zaś od jego polityki mogą zależeć pośrednio losy 38 mln Polaków w Polsce. Nie jestem od tego niezależny, to są ważne sprawy.

Czy twój sukces zawodowy, kierowanie dużą gazetą nowojorską, nagroda Pulitzera, pomagają niezależności?

Niewątpliwie tak. Zdobywca Pulitzera może łatwiej tłumaczyć dlaczego uważa, że Ameryka krzywdzi Polskę, niż inny Polak w Stanach lub nawet inny dziennikarz w tym kraju. Może to robić szerzej i głośniej. Jest słuchany przez więcej ludzi. Może swobodniej formulować poglądy. Przez to jest bardziej niezależny.

Jeden z książąt Kościoła rzymskokatolickiego w USA, arcybiskup Charles J. Chaput, ordynariusz diecezji w Denwer oświadczył, iż jedyną możliwością uczestniczenia w wyborach prezydenckich w duch wiary. Jest niedopuszczenie do urzędu... katolika Johna Kerry, poprzez oddanie głosu na metodystę George’a Busha. Głosowanie na Kerry’ego zdaniem arcybiskupa będzie grzechem wymagającym wyspowiadania przed przystąpieniem do komunii świętej. Dlaczego? Kerry nie sprzeciwia się aborcji i badaniom na komórkach macierzystych oraz związkom homoseksualnym, co dyskredytuje go jako kandydata na prezydenta w oczach katolików. Promuje kulturę śmierci. Podzielasz ten pogląd?

Odbieram go ze zdumieniem. Także, jako katolik i wychowanek szkoły katolickiej. Przede wszystkim nie jest tak, że Kerry jest zwolennikiem aborcji, którą uważa za zło. On jest przeciwny regulowaniu kwestii sumienia, w jakich lokuje się decyzja kobiety poprzez ustawodawstwo państwowe. Badania nad komórkami macierzystymi, pod ścisłą kontrolą, mogą prowadzić do pokonania wielu śmiertelnych chorób i tego nie da się zignorować. Kerry nie jest zwolennikiem legalizacji małżeństw w obrębie tej samej płci, ale to nie znaczy, że ma opowiadać się za ściganiem odmienności. Przypominam, że mamy XXI wiek.

Równocześnie biskupowi nie przeszkadza, że drugi kandydat jest zwolennikiem kary śmierci, którą potępia papież Jan Paweł II, wielokroć bezskutecznie apelujący do Busha o łaskę dla skazywanych na śmierć w Teksasie, za jego gubernatorowania, nawet w przypadku upośledzonych umysłowo czekających na wykonanie wyroku. Nie przeszkadza biskupowi, że ten sam kandydat dopuszcza do sprzedaży broń automatyczną, która zbierała tragiczne żniwo na ulicach amerykańskich i dlatego ją stamtąd wyeliminowano mocą ustawy. Jeżeli Kerry sprzyja "kulturze śmierci" nie zapowiadając karania aborcji, to czemu sprzyja Bush otwarcie popierając zabijanie za karę? Co służy tej kulturze bardziej? Dopuszczenie do badań nad komórkami macierzystymi czy do sprzedaży chińskich "kałasznikowów" po 100 dolarów? Czy jest grzechem rzucanie bomb na Irak? Czy było grzechem torturowanie w więzieniu Abu Ghraib? Biskup nie może wybierać sobie lepszych i gorszych grzechów, bez "narażania" się na to, że będą go za to oceniać wierni. Myślę, że wielu z nich nie ma kłopotu z oceną. Wskazywanie przez biskupa na kogo głosować trudno uznać za logicznie umotywowane religijnie.

Nie sugerujesz chyba motywacji politycznej? Sam Charles Chaput zaprzecza temu zapewniając: "Nie jesteśmy z republikanami. To oni są z nami!" Katolicy to czwarta część elektoratu amerykańskiego. Kandydat każdej partii rad byłby rzec: "Nie jesteśmy z katolikami. To oni są z nami!". Katolicy, na szczęście, posiadają swój rozum i wiedzę, co robić. Kiedy kandydował John F.Kennedy, protestanci krzyczeli: "On będzie słuchać Jana XXIII, a nie Kongresu USA". Nie pomogło, aby Kennedy’ego zdezawuować. Naród do dziś pamięta go jako dobrego prezydenta. Amerykanie są ponad takie wpływy i nie są z tą czy inną religią, a są z... Ameryką. Dlatego jeżeli prezydentem zostałby John Kerry, Amerykanie nie odbiorą tego, że katolik został ich prezydentem, tylko że... tak się zdarzyło, iż ich prezydentem został katolik. Zapewniam też, że amerykańscy katolicy nie wykazywaliby oznak tryumfalizmu, dlatego że jeden z nich zasiada w Białym Domu. Nie w tym kraju. Co może decydować w obecnych wyborach? Frekwencja?

To będzie kapitalny czynnik! Jestem przekonany, że pobity zostanie rekord głosujących. Billa Clintona wybierało 103.755.000 Amerykanów, a George’a W.Busha 105.326.000 (z których otrzymał o 540 tys. głosów mniej). Tym razem będzie jeszcze więcej, a mobilizacja, jak nigdy w dotychczasowej historii Stanów. świadczy o tym dużo wcześniejsze rejestrowanie się pierwszy raz głosujących oraz staranne sprawdzanie już zarejestrowanych. "Newsweek" opisuje 24latka, który zarejestrował się... trzykrotnie, żeby nie można go było łatwo z listy uprawnionych wyeliminować. Formują się spontaniczne grupy obywatelskie, które będą dowozić do punktów głosowania osoby mogące mieć kłopot z samodzielnym dotarciem. Zwolennicy obu partii szykują się do 2 listopada, jak do wojny o Amerykę.

Czy możliwe będą afery z głosowaniem, jak te z Florydy sprzed czterech lat? Tradycyjnie sensytywna jest kwestia liczenia głosów afroamerykańskich. Murzyni z Florydy są przekonani, że w poprzednich wyborach nie policzono wielu tysięcy ich głosów. Teraz słyszy się, że podobne zagrożenie może być w Michigan. W interesie Ameryki głosowania trzeba przypilnować z największą możliwą starannością. Niczego nie zaniedbując.

Furorę robi w Ameryce temat elektoratu telefonów komórkowych, który zdaniem wielu może przesądzić o wyniku. Skąd to zainteresowanie? Amerykanie sa wrażliwi na notowania sondaży opinii i często podejmują decyzje pod wpływem obserwacji wyników. Wszystkie instytucje badania opinii do ich zbierania posługują się telefonami. Używają jednak tylko numerów stacjonarnych. Tymczasem co piąty Amerykanin ma komórkę. Tylko, że ich w ogóle nie ma w rozkładzie próbek losowych! Czy zatem brzmi podstawowe pytanie metodologiczne wyniki sondaży są miarodajne? Skoro pomijają 20procentową część reprezentacji, nie mogą być... reprezentacyjne. Rodzi się natychmiast kolejne pytanie, kto jest w tej grupie i czyj to jest potencjalny elektorat. Odpowiedzi wskazują na ludzi młodych. Wśród nich dawny antywojenny elektorat Howarda Deana. Dlatego uczciwość nakazuje ostrożną analizę danych. Praktycznie przyjmowanie, że wyniki Kerry’ego są sztucznie zaniżone.

Za próbę "podrasowania" notowań przyjmowana jest też decyzja o emisji filmu Carltona Sherwooda "Stolen Honor" ("Skradziony honor") przez sieć Sinclair Broadcasting Group posiadającą 62 stacje i petryfikującą 24 procent rynku TV w Ameryce. Obraz jest wymierzony w Johna Kerry i jego antywojenną postawę po powrocie z Wietnamu. Zdaniem realizatorów "kradnie" w ten sposób honor tysiącom wetereanów wojny wietnamskiej i zdradza ich. Czy powinno dojść do emisji?

Ciekaw jestem co by się działo gdyby ktoś wpadł na pomysł pokazywania w telewizji "Fahrenheita 9/11"? Oczywiście do emisji "Skradzionego honoru w kanałach publicznych" nie powinno dojść. W płatnych proszę uprzejmie. Zamiar publicznej emisji filmu szkalujacego jednego z kandydatów w przeddzień wyborów jest naruszeniem prawa wyborczego oraz przepisów FCC (Federalnej Komisji Telekomunikacyjnej), dlatego demokraci zaskarżają decyzję Sinclaira.

Na marginesie sytuacja ta dobrze ilustruje do czego prowadzi konsolidacja mediów przeprowadzona podczas kadencji obecnego prezydenta. Ameryka ma za sobą trzy debaty telewizyjne obu kandydatów. W zgodnej opinii Kerry okazał się lepszy od Busha. Zniewelował przeddebatową przewagę z sondaży i obecnie sam notuje 12procentowe prowadzenie. Co twoim zdaniem okazało się w tych starciach decydujące?

Irak. Motyw wszczęcia wojny nie został podany prawdziwie. Kraj ten nie stanowił "bliskiego i pilnego" zagrożenia dla Stanów Zjednoczonych oraz nie posiadał broni masowego rażenia, o czym przekonywał prezydent i jego administracja. Saddam Husajn stanowił zagrożenie dla swoich rodaków. Czy dla USA? Nie. Czy dla Polski? Nie. Wielkiej Brytanii? Też nie. Czy takie zagrożenie stanowiła AlKaida? Tak. Czy została wybrana za cel? Nie. Wybrano Irak. Coraz więcej ludzi uważa to za błąd prezydenta i uważa, że powinien ulec zakończeniu.

Działa na wyobraźnię retoryka o zamienienie rekordowej nadwyżki budżetowej w rekordowy deficyt czy fakt, że po raz pierwsz od ponad 70 lat (od czasów Hoovera) więcej miejsc pracy zostało utraconych niż utworzonych, a te które tworzono były mniej warte niż zamykane. Amerykanom oczywiście trudno jest pojąć jak lek wyprodukowanych w ich kraju, kupiony w sąsiedniej Kanadzie i sprowadzony do USA, jest wciąż tańszy niż w amerykanskiej aptece. Gigantyczne zarobki koncernów medycznych kosztem pacjentów stają się już trudne do zniesienia.

Kerry umiejętnie to rozgrywał, a Bush nie potrafił przekonywująco ripostować. Jego koronny atut: sukcesy w wojnie z terroryzmem uległ poważnemu zużyciu. Mówi się, że Kerry to lepszy"debator", a Bush "campaigner". Po sukcesie Busha i konwencji republikańskiej, pojedynki telewizyjne praktycznie wyrównały gonitwę. Idą łeb w łeb. Co przewidujesz do 2 listopada?

Moim zdaniem prowadzi Kerry i wiele wskazuje na to, że przewagę doniesie do mety. Nie mam jednak wątpliwości, że walka będzie coraz bardziej brutalna. Przejawem tego jest dążenie do pokazania "Skradzionego honoru". Będzie rosła liczba wzjemnych oskarżeń. Nie będzie to kampania, którą Amerykanie będą wspominali jako przykład rycerskiej walki.

Czy uważasz za realne zagrożenie terrorystyczne w czasie wyborów? Nie ma po co krakać... Czasami takie zaklinanie może się sprawdzić. Już dochodzi w wielu stanach do oskarżeń przez demokratów republikańskiej administracji, że stara się strasząc atakami, zniechęcać wyborców do udziału w głosowaniu. Większa frekwencja, w powszechnym odczuciu, będzie sprzyjać demokratom. Który z kandydatów jest lepszy dla Polski?

Z całej prowadzonej przeze mnie akcji publicystycznej wyłania się klarowny nurt krytyczny wobec obecnej administracji. Polska i Polacy nie są należycie przez nią oceniani i doceniani. Sztandarowym przykładem jest upór w sprawie wiz. Z kolei kandydat demokratów deklaruje zmianę tej sytuacji, a także upodmiotowienie roli Polski w Iraku. Zwłaszcza, że w Polsce nie dostrzega się entuzjazmu dla obecności tam polskich żołnierzy. Wnioski nie wydają się jakoś szczególnie skomplikowane. Rozmawiał:

Waldemar Piasecki, Nowy Jork

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama