Napisałem z rozpędu “gazety poranne”, jakby były u nas jeszcze i wieczorne. Kiedyś były. Ostatnią taką był “Express Wieczorny”, który wychodził po południu, aby z pracy wychodząc można było tą zgrzebną namiastkę gazety sensacyjnej nabyć. Czy dzisiaj gazeta popołudniowa lub wieczorna miała by sens?... Sądzę, że nie. Za dużo jest wiadomości w telewizji. Lub w radiu. Radio bębni, telewizor mruga, człek powoli odzwyczaja się do czytania. Chyba że w internecie. Ale tam to już z bykami, w fatalnej składni i gramatyce.
Skąd zatem czerpać wiedzę?... “Wolnej Europy” już nie ma. Przynajmniej dla nas, Polaków. Czy działa jeszcze “Głos Ameryki” i czy po polsku nadal nadaje wiadomości dobre czy złe, ale zawsze prawdziwe, takie, jakie nadaje tylko wolne radio?... A Londyn ze swoim słynnym “bumbumbum” na jednym tonie i nagle z trzecim “bum” o ton wyżej?.... Słuchanie Głosu Ameryki w Gostyninie, na radiu przedwojennym Telefunken, odbywało się zawsze w ten sam sposób. Psa łańcuchowego, Boksa, Tatuś spuszczał z łańcucha, okna zasłaniał kocami, zewnątrz zamykał okiennice. Dom wypełniał się piekielnymi świstami, zgrzytami, rykiem, wyciem, skowytem, rzężeniem. To jęczał Stalin z Mołotowem, żdanowem, Kaganowiczem i innymi, aby zagłuszyć głos prawdy o nich. Ale Tatuś twardo przywierał uchem do samodziełowej materii jaką był zasłonięty otwór radiowego głośnika i coś tam z tego wyławiał. Nieraz tak się zdarzało, że uciekająca fala nagle wracała i z głośnika buchał głos spikera. Tatuś rzucał się do ściszania, fala uciekała i znowu charkot Stalina od nowa.
Jak słyszałeś w bloku mieszkalnym za ścianą świsty, gwizdy, wiadomo było co sąsiad robi. Na pewno nie pędzi bimbru!
“Wolna Europa” była z czasem oficjalnym źródłem informacji dla sfer partyjno rządowych. Pamiętam jak w czerwcu 1976 roku, podczas festiwalu w Opolu wybuchły rozruchy. Nasz kabaret grzecznie zaprosił do siebie wczesnym rankiem sekretarz komitetu wojewódzkiego i błagał, żebyśmy tylko wieczorem podczas spektaklu nie robili aluzji. “Wiecie panowie, co się stało?.... Dwadzieścia miast odmówiło pracy...”. I nie skończył, gdy nagle wszedł sekretarz propagandy Gruszka i mówi: “Nie dwadzieścia, towarzyszu, nie dwadzieścia, bo już dwadzieścia pięć, właśnie “Wolna podała! W świetle tego wszystkiego, sekretarz zapewnił nas, że nic nie zdejmuje, żadnego tekstu, prosi tylko o nie aluzjowanie do sytuacji i obiecał wzmocnić ochronę przeciwpożarową. Faktycznie, wieczorem, podczas spektaklu naszego kabaretu, przy każdych drzwiach stała sprzątaczka z ... kubełkiem wody...
“Prysły zmysły, jak pajęczyny wątła nić, prysły zmysły, te swoje rzeczy weź i idź!”. Tak śpiewało się w jakiejś piosence, ale gdzie i kiedy nie pomnę. Tak, jak nie pomnę już gdzie i kiedy, ktokolwiek by napisał, że od nowego roku czeka nas fala... obniżek cen i podwyżek płac!
I to by było na tyle.