Po wojnie spędzaliśmy Święta w obozie dla uchodźców w Niemczech. Oczywiście ich nie pamiętam. Byłem niemowlakiem i małym dzieckiem wtedy. Ale mieliśmy Boże Narodzenie. Wiem, bo moi rodzice znaleźli kogoś, kto miał aparat fotograficzny i zrobił zdjęcia naszych Świąt w obozie. Na jednym z nich jestem gołym bobaskiem, który leży na brzuchu pod postrzępioną choinką z dużym, pięknym dziecięcym uśmiechem. W następnym roku moi rodzice zrobili zdjęcie mojej siostry Danushy i mi – siedzących przed choinką i trzymających coś, co wygląda jak gumowa piłka. Na ostatnim zdjęciu z tego okresu siedzę na koniku na biegunach, który zrobił dla mnie mój tata z okazji mojego trzeciego Bożego Narodzenia. Wyglądam na bardzo zadowolonego.
Moje czwarte Boże Narodzenie nie było tak szczęśliwe. Odbyło się na farmie pod Buffalo w stanie Nowy Jork, gdzie moi rodzice pracowali, by spłacić koszty podróży do Ameryki z obozu uchodźców. Niewiele pamiętam z tej Gwiazdki, tylko zimno i śnieg oraz moją mamę narzekająco i na to i na to. Nie lubiła zimna. Przypominało jej zimy w Niemczech podczas wojny, gdy przebywała w obozach pracy niewolniczej. Powiedziała, że te zimy łamały duszę starszych ludzi i pozostawiały dzieci zamarznięte jak łodygi pszenicy na polu, jak puste trzciny przez które wiał wiatr i lód. Zimno w Buffalo było tak samo złe – dodawała. Opowiadała o drewnianych butach, które nosiła w obozach w Niemczech i jak zimna była zamarznięta ziemia, która dotykała jej skóry, gdy kopała w poszukiwaniu buraków. Nic nie wiedziała o Ameryce, ale miała nadzieję, że być może bardziej na zachód, w Chicago, nie będzie tyle śniegu.
Myliła się co do śniegu w Chicago. Pamiętam, że tamtej pierwszej zimy stałem na rogu Milwaukee Ave. z moim ojcem. Oglądaliśmy samochody mające problem, żeby ominąć zielony autobus, który zatopił się w białej zaspie, wielkiej jak krowa.
Ale śnieg i zimno nie miały większego znaczenia w Chicago, ponieważ moi rodzice znaleźli polskich przyjaciół, z którymi mogliśmy celebrować Święta podobnie jak w Polsce. Pamiętam pierwsze Boże Narodzenie w Chicago. W Wigilię mieszkaliśmy w małym mieszkaniu w pobliżu Teatru Congress, a moi rodzice szykowali nas do spania, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Ojciec otworzył i roześmiał się, po czym zawołał moją siostrę Danushę i mnie, żebyśmy szybko przyszli. To był ktoś, kto chciał nas zobaczyć.
Pobiegliśmy do drzwi. To był duży mężczyzna z białą brodą i wielkim brzuchem oraz czerwoną czapką na głowie. Na plecach, przerzucony przez ramię miał ogromny niebieski worek wypełniony prezentami.
A to nie wszystko.
Za nim śmiały się dzieci i stali ich uśmiechnięci rodzice niosący garnki i miski z jedzeniem oraz talerz z opłatkiem.
W jakiś sposób Polska znalazła nas w Ameryce.
Our First Christmases in America
We had Christmas in the refugee camps in Germany after the war. I don’t remember them, of course. I was just a baby and a toddler then. But we had Christmas. I know because somewhere my parents found someone who had a camera, and they took pictures of our Christmases in the camps. In one of them, I’m a naked baby, lying on my tummy underneath a ragged Christmas tree and smiling a big beautiful baby smile. The following year, my parents took a photo of my sister Danusha and me sitting in front of a tree holding what looks like a rubber ball. In the last photo I have from that time, I’m sitting on a rocking horse my dad made for me on my third Christmas. I’m looking very very pleased.
My fourth Christmas wasn’t as happy. It took place on a farm outside of Buffalo, New York, where my parents were working to pay off their passage to America from the refugee camps. There’s not much I remember about that Christmas, only the cold and the snow and my mother’s complaints about both of them. She hated the cold. It reminded her of the winters in Germany during the war when she was a slave laborer. She said that their winters broke the souls of old people and left children frozen like wheat stalks in the fields, hollow reeds that the winds and ice blew through. The cold in Buffalo was just as bad, she said. She talked about the wooden shoes she wore in the work camps in Germany and how cold the frozen ground was on her skin as she dug for beets. She knew nothing about America but thought that maybe farther west in Chicago there wouldn’t be so much snow.
She was wrong about the snow in Chicago. That first winter in Chicago, I remember standing on a street corner on Milwaukee Avenue with my father. We watched cars struggling in the street to get around a green bus that was sunk into white hill as tall as a cow.
But the snow and cold in Chicago really didn’t matter that much because my parents found Polish friends there who we could celebrate Christmas with just as they did in Poland. I remember that first Christmas in Chicago. We were living in a small apartment near the Congress Theater on Christmas Eve, and my parents were preparing us for bed when they heard a knock on the door. My father opened it and laughed and shouted to my sister Danusha and me to come quickly. There was someone there to see us.
We ran to the door and there was a big man with a white beard and a fat belly and a red stocking cap on his head, and across his shoulder and down his back was an enormous blue bag filled with presents.
And that wasn’t all.
Behind him were laughing children and their smiling parents carrying pots and bowls of food and a dish with oplatek on it.
Somehow Poland had found us in America.
John Guzlowski
amerykański pisarz i poeta polskiego pochodzenia. Publikował w wielu pismach literackich, zarówno w USA, jak i za granicą, m.in. w „Writer’s Almanac”, „Akcent”, „Ontario Review” i „North American Review”. Jego wiersze i eseje opisujące przeżycia jego rodziców – robotników przymusowych w nazistowskich Niemczech oraz uchodźców wojennych, którzy emigrowali do Chicago – ukazały się we wspomnieniowym tomie pt. „Echoes of Tattered Tongues”. W 2017 roku książka ta zdobyła nagrodę poetycką im. Benjamina Franklina oraz nagrodę literacką Erica Hoffera, za najbardziej prowokującą do myślenia książkę roku. Jest również autorem dwóch powieści kryminalnych o detektywie Hanku Purcellu oraz powieści wojennej pt. „Road of Bones”. John Guzlowski jest emerytowanym profesorem Eastern Illinois University.
―
John Guzlowski's writing has been featured in Garrison Keillor’s Writer’s Almanac, Akcent, Ontario Review, North American Review, and other journals here and abroad. His poems and personal essays about his Polish parents’ experiences as slave laborers in Nazi Germany and refugees in Chicago appear in his memoir Echoes of Tattered Tongues. Echoes received the 2017 Benjamin Franklin Poetry Award and the Eric Hoffer Foundation's Montaigne Award for most thought-provoking book of the year. He is also the author of two Hank Purcell mysteries and the war novel Road of Bones. Guzlowski is a Professor Emeritus at Eastern Illinois University.
Zdjęcia z archiwum Johna Guzlowskiego