Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 27 września 2024 22:12
Reklama KD Market
Reklama

Odporność stadna bez szczepionki – fatalna pomyłka Szwedów

Odporność stadna bez szczepionki – fatalna pomyłka Szwedów
Pękające w szwach oddziały intensywnej terapii, słabnące PKB, rosnące bezrobocie, a przede wszystkim – wciąż rosnąca liczba zachorowań i tysiące zmarłych – tak wygląda obecnie obraz Szwecji, która inaczej niż inne kraje europejskie chciała walczyć z pandemią koronawirusa. „Sytuacja (epidemiczna) nie poprawiła się. (…) Tegoroczne święta nie będą takie jak zwykle”– obwieścił premier Szwecji Stefan Löfven na specjalnie zwołanej konferencji. Premier nawołujący do ograniczenia spotkań z rodziną i bliskimi oraz nakładający jakiekolwiek restrykcje to w Szwecji całkowita nowość. W marcu, kiedy koronawirus pojawił się w Europie, a kolejne kraje nakładały restrykcje i zamykały ekonomię, Szwecja oparła się takim rozwiązaniom. 10-milionowy kraj o powierzchni większej niż powierzchnia Polski chciał poradzić sobie z pandemią sposobem zupełnie innym niż większość Europy i sąsiadujących z nią krajów skandynawskich. Naczelny epidemiolog zaproponował podejście uzyskania tzw. odporności stadnej („herd immunity”) i nie wprowadził żadnych restrykcji znanych nam choćby z własnego doświadczenia. Mimo zalecenia ostrożności i dystansowania, Szwedzi nie musieli więc rezygnować ani z koncertów muzycznych, ani wyjść do restauracji, ani wizyt w klubach nocnych. Wszędzie mieli zachowywać bezpieczeństwo według własnego uznania i rozsądku, naczelny epidemiolog kraju nie zalecał nawet noszenia maseczek w miejscach publicznych, gdzie niemożliwe jest zachowanie dystansu. Skompromitowane w Wielkiej Brytanii podejście (premier Boris Johnson zrezygnował z tego modelu po gwałtownym wzroście zachorowań w kraju i przechorowaniu koronawirusa) zyskało w Szwecji zarówno zwolenników, jak i przeciwników. Ci pierwsi twierdzili, że jest to podejście dobre dla gospodarki i nie ogranicza w żaden sposób wolności obywatelskich. Przeciwnicy natomiast zarzucali rządowi, że podejście takie to nic innego jak narażanie życia ludzi, przede wszystkim starszych i schorowanych. Wprowadzone niedawno ograniczenia zdają się być oznaką przyznania racji krytykom. Szwedzkie media alarmują, że przyrosty zakażeń w Szwecji należą do najwyższych w Europie. Faktycznie, krzywa zachorowań gwałtownie rośnie od połowy października. W środę w Szwecji odnotowano 96 zgonów w związku z Covid-19, łączna liczba ofiar śmiertelnych to 7296, a więc ponad 700 na milion mieszkańców. W ciągu ostatniej doby liczba osób zakażonych koronawirusem wzrosła o 7061, aktywnie choruje ponad 300 tys. osób. W całym kraju na oddziałach intensywnej terapii przebywa 261 pacjentów z Covid-19. 22 listopada w emocjonalnym przemówieniu wygłoszonym w telewizji premier Stefan Löfven wezwał Szwedów do odwołania wszystkich nieistotnych spotkań i ogłosił zakaz gromadzenia się więcej niż ośmiu osób, co spowodowało zamknięcie kin i innych miejsc rozrywki. Od ostatniego poniedziałku do 3 stycznia zamknięte będą szkoły średnie. Ograniczenia dotyczą również sprzedaży alkoholu – sprzedaż trunków możliwa będzie wyłącznie do godziny 10 wieczorem. Obserwatorzy na całym świecie obwieścili:  eksperyment szwedzki właśnie się zakończył Cytowany przez „Wall Street Journal” doktor Piotr Nowak, lekarz pracujący z pacjentami Covid-19 w Szpitalu Uniwersyteckim Karolinska w Sztokholmie, powiedział, że kraj wiele wycierpiał w pierwszej fali pandemii i przyznał, że służby medyczne „nie mają pojęcia” jak politycy mogli „nie przewidzieć drugiej fali”. Dr Nowak powiedział WSJ, że personel medyczny nigdy nie podzielał optymizmu krajowej agencji zdrowia publicznego co do tzw. odporności stadnej – ogólnospołecznej odporności na patogen nabyty poprzez stopniową ekspozycję. Wielokrotnie ostrzegał też, że wirusa nie da się opanować wyłącznie dobrowolnymi działaniami. Jednym z powodów, dla których Szwecja tak długo trzymała się swojego podejścia pomimo znaków ostrzegawczych jest wysoki stopień niezależności i autorytet, jakim cieszy się agencja zdrowia i inne podobne organy państwowe na mocy szwedzkiego prawa. Niezależność tę widać nadal – nawet teraz, kiedy nałożono bezprecedensowe restrykcje, zamknięto część szkół i środki ostrożności nie są już dobrowolną decyzją obywateli, a obowiązkiem. Przedstawicielka Urzędu Zdrowia Publicznego informuje, że przyrost zachorowań wyhamowuje, a opracowany pod koniec listopada model wskazuje, że epidemia może osiągnąć szczyt w połowie grudnia. Wyjątkową pozycję w kraju ma Anders Tegnell, naczelny epidemiolog, powszechnie szanowany i cieszący się ogromnym zaufaniem. Po zamknięciu szkół stwierdził, że „rozprzestrzenianie się koronawirusa jest większe wśród dzieci i młodzieży w stosunku do innych grup”, a celem zamknięcia placówek jest ograniczenie ruchliwości tej grupy, m.in. w godzinach szczytu w transporcie publicznym. Doktor zmienił jednak zdanie, bo dosłownie kilka dni wcześniej powiedział, że powodem zamknięcia placówek oświatowych były według niego problemy organizacyjne szkół wynikające z nieobecności pozostających w izolacji uczniów oraz obserwowane u nich poczucie strachu przed zachorowaniem. Kiedy media alarmowały w październiku, ze zachorowalność rośnie w tempie podobnym do tego wiosennego, gdy epidemia mocno dotknęła kraj, Tegnell stwierdzał, że „zgony rejestrowane są z dużym opóźnieniem, a liczba osób przyjętych do szpitala w związku z Covid-19 zaczyna się zmniejszać”. „Niepotrzebny” i „niekonieczny” według Tegnella był również lockdown. Kiedy dziennikarze dopytywali go o zniechęcanie do noszenia masek – Tegnell twierdzi konsekwentnie, że nic one nie dają, a do rad ekspertów międzynarodowych w tym kontekście, odpowiedział: „Długo nie będziemy wiedzieć, kto ma rację – WHO czy my (szwedzki Urząd Zdrowia Publicznego)”. Co jednak najważniejsze, całkowicie skompromitowane zostało podejście do tzw. odporności stadnej – dr Tegnell przewidywał, że Szwedzi będą stopniowo budować odporność na wirusa przez kontrolowane narażanie się na zachorowanie. Pod koniec listopada, w obliczu faktów, dr Tegnell przyznał, że w kraju nie ma „żadnych oznak” odporności stadnej. Skutki i perspektywy Strategia szwedzka nie przyniosła również korzyści ekonomicznych i gospodarczych. W pierwszej połowie roku produkt krajowy brutto Szwecji spadł o 8 proc., a bezrobocie ma wzrosnąć do prawie 10 proc. na początku 2021 r. Obydwa wskaźniki będą rekordowe w skali ostatniego dziesięciolecia. Perspektywa zamknięcia działalności stoi przed restauracjami, hotelami i placówkami handlowymi. Władze szwedzkie nie pomogły ich właścicielom w takim stopniu, jak pomagała reszta Europy swoim przedsiębiorcom. Lars Calmfors, ekonomista i członek Królewskiej Szwedzkiej Akademii Nauk, przyznał, że kraje, które miały obowiązkowe ograniczenia, „zrobiły to lepiej” niż Szwecja, w której strach przed wirusem i rządowe rady dotyczące unikania interakcji społecznych zaważyły na popycie krajowym oraz zniszczyły zaufanie do biznesu i inwestorów. Cytowany przez WSJ sondaż IPSOS wskazuje, że w listopadzie 82 proc. obywateli Szwecji martwiło się o sytuację w szpitalach, a 44 proc. uważało, że rząd nie podjął odpowiednich kroków w sytuacji pandemii – miesiąc wcześniej uważało tak 31 proc. społeczeństwa Szwecji. Pod koniec ubiegłego tygodnia premier Stefan Loefven zapowiedział, że szczepienia przeciwko koronawirusowi będą bezpłatne, a pierwsze dawki dla pensjonariuszy i personelu w domach opieki długoterminowej mają być dostępne w styczniu. Podkreślił, że Szwecja zamierza zapewnić szczepienia całej populacji – 7,6 mln dorosłych. Eksperci epidemiolodzy w USA i w Europie są zgodni w opiniach, że odporność stadną osiąga się po zaszczepieniu przynajmniej 70 procent społeczeństwa. „New York Times” już w lipcu pisał, że historia walki z koronawirusem w Szwecji jest pouczającą opowieścią („cautionary tale”) dla reszty świata, który zbyt wcześnie chciałby znosić restrykcje i ograniczenia. Morału w swojej opowieści posłuchała wreszcie Szwecja. Katarzyna Korza [email protected]

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama