Zwyciężymy w tych wyborach – oświadczył w Wilmington w stanie Delaware Joe Biden. Demokratyczny kandydat na prezydenta wystąpieniu w hali Chase Center nie ogłosił się zwycięzcą wyborów. Nieoficjalnie sztab Bidena rozważał wcześniej taką opcję o ile wyborczą wygraną przyznałyby mu wcześniej media.
„Drodzy Amerykanie, nie mamy ostatecznej deklaracji zwycięstwa, ale liczby są jasne. (…) Wygramy ten wyścig” – powiedział Biden w towarzystwie kandydatki na wiceprezydenta senator Kamali Harris.
Faworyt w rywalizacji o Biały Dom zauważył, że przed dobą przegrywał w Georgii i Pensylwanii, ale – jak ocenił – utrzyma w tych stanach przewagę i ostatecznie zwycięży. Podkreślał, że w wyborczym wyścigu prowadzi także w Arizonie i Nevadzie.
„Jesteśmy na drodze, by uzyskać ponad 300 głosów elektorskich. Spójrzcie na ogólnokrajowe liczby. Wygramy wyścig z wyraźną przewagą, z narodem opowiadającym się za nami” – ocenił Biden.
„Możemy być przeciwnikami, ale nie jesteśmy wrogami. Jesteśmy Amerykanami (…) Musimy porzucić gniew i demonizowanie” – wzywał. Zapewniał też, że „demokracja działa”, a wszystkie głosy zostaną zliczone.
Z wyliczeń „New York Times” oraz stacji MSNBC wynika, że polityk z Delaware może na noc z piątku na sobotę być pewnym 253 głosów elektorskich. Bliski jest triumfu w Pensylwanii, w której powiększył przewagę nad ubiegającym się o reelekcję prezydentem Donaldem Trumpem do ok. 28 tys. głosów. Stan ten zapewnia 20 głosów elektorskich, a zwycięstwo w nim Bidena oznaczałoby jego wygraną w całym wyścigu o Biały Dom.
Równocześnie Biden prowadzi także w innych stanach, w których wynik wyborczy nie jest jeszcze rozstrzygnięty – w Georgii (16 głosów elektorskich), Arizonie (11) oraz w Nevadzie (6).
Biden wystąpił w hali Chase Center mimo że wcześniej zapowiadano, że do jego przemówienia dojdzie przed tym budynkiem. Późnym wieczorem zrezygnowano z wystąpienia na zewnątrz. Zebranych przed halą w samochodach sympatyków Bidena poproszono o powrót do domów. Wielu z nich już w noc z piątku na sobotę oczekiwało ogłaszania wygranej. „Jeszcze trochę cierpliwości” – apelowali wolontariusze.
Z Wilmington Mateusz Obremski (PAP)
Reklama