28 października wylądował na Hawajach wielki samolot transportowy Hercules C-130. Tym razem jednak nie chodziło o żadną operację militarną ani o przewóz znacznej ilości jakiegoś sprzętu. Maszyna została wyczarterowana przez kilka organizacji, które wspólnie zorganizowały operację „Łapy nad Pacyfikiem”...
Na ratunek czworonogom
W ramach tej operacji ze schronisk dla zwierząt na wyspach Kauai, Oahu i Maui zabrano prawie 600 bezdomnych kotów oraz psów. Miały one nikłą szansę na rychłą adopcję, gdyż z powodu pandemii schroniska znacznie ograniczyły godziny pracy, a loty cywilne z Hawajów na zachodnie wybrzeże USA pozostają poważnie ograniczone. Konsekwencją tego wszystkiego stało się rosnące zatłoczenie schronisk zwierzętami.
Akcja ewakuacji czworonogów z Hawajów została sfinansowana przez Greater Good Charities, Wings of Rescue, John R. Peterson Foundation, Animal Rescue Site, Banfield Foundation, VCA Charities, Tito’s Handmade Vodka, Petco Foundation, Royal Canin oraz Healthy Paws Pet Insurance & Foundation. Była to największa tego typu operacja w historii Stanów Zjednoczonych i zakończyła się pełnym powodzeniem. Wszystkie zwierzęta dotarły całe i zdrowe na lotnisko Boeing Field w Seattle, gdzie czekali na nie liczni ochotnicy, których zadaniem było rozmieszczenie psów i kotów w schroniskach w stanach Waszyngton, Oregon, Idaho i Montana. Ludzie zainteresowani adopcją tych zwierząt mogą zgłaszać się do różnych organizacji, między innymi Seattle Humane, Humane Society of Skagit Valley, Kitsap Humane, Oregon Humane, Southwest Washington Humane, Kootenai Humane Society, Seattle Area Feline Rescue, Tracs, Spokanimal, Blue Mountain Humane Society oraz Embrace a Discarded Pet Society.
Bezpieczny przewóz tak dużej liczby czworonogów nie był zadaniem łatwym i wymagał ścisłej koordynacji z Hawaii Veterinary Medical Association. Samolot nie mógł zbyt długo czekać na lotnisku na załadunek, a ponadto na pokładzie trzeba było zapewnić odpowiednie warunki do przewozu (lot trwał ponad 4 godziny). Zwierzętom w czasie podróży towarzyszyła grupa weterynarzy i ich pomocników.
Mogłoby się wydawać, że masowa ewakuacja znacznej liczby bezdomnych psów i kotów z Hawajów jest dość dziwnym pomysłem. Jest jednak zupełnie inaczej. Z powodu wynikającej z pandemii izolacji ludzie znacznie chętniej decydują się na adopcję zwierzęcia, tyle że na Hawajach nie ma wystarczającej liczby osób gotowych na podjęcie tego rodzaju kroku. W związku z tym jedynym rozwiązaniem było przewiezienie psów i kotów na zachodnie wybrzeże USA, skąd mogą być adoptowane przez ludzi w całym kraju.
Bezpieczni towarzysze
Wcześniej do teoretycznie dziwnej, ale dziś dość typowej sytuacji doszło w Polsce, w Nowym Sączu. W tamtejszym gminnym schronisku dla psów w pewnym momencie wszystkie bezpańskie czworonogi znalazły nowy dom, a zatem w placówce było zero lokatorów, co jeszcze nigdy przedtem się nie wydarzyło. Nie jest to zjawisko niespotykane. Eksperci nie mają wątpliwości co do tego, że psy i koty nie przenoszą koronawirusa, a zatem są świetnymi towarzyszami na czas epidemii. Ale nie tylko o to chodzi.
Wielu specjalistów twierdzi, że najmniej podatne na poważne w skutkach zarażenie koronawirusem są dwie grupy: dzieci oraz właściciele psów. Jeśli chodzi o czworonogi, są one rutynowo szczepione na koronawirusy powodujące chorobę nazywaną koronawirozą. Często się nią zarażają, ale, ponieważ są szczepione, nie chorują. Choroba ta po raz pierwszy została opisana w 1971 roku, a potem w ciągu zaledwie trzech lat jej występowanie udokumentowano już na całym świecie. Jest to bardzo szybko rozprzestrzeniająca się zaraza, która może zaatakować psa w każdym wieku, ale najbardziej niebezpieczna jest dla szczeniąt w wieku około 2-3 tygodni. Szczególnie zagrożone są te maluchy, które od pierwszych dni życia były karmione mlekiem zastępczym i nie otrzymały ciał odpornościowych wraz z mlekiem matki. Chorobę wywołuje charakterystyczny dla psów wirus canine corona virus.
Teoretycznie psy mogą się też zarazić Covidem, ale Światowa Organizacja Zdrowia twierdzi, że jeszcze nie zanotowano choćby jednego właściwie udokumentowanego przypadku tego rodzaju. Najważniejsze jest jednak to, że ludzie obcujący na co dzień z psami są nieustannie w kontakcie z „psimi” wirusami. Nie powodują one wprawdzie żadnych chorób u ludzi, ale pomagają w wytwarzaniu się antyciał, które mogą być pomocne w temperowaniu skutków zarażenia się koronawirusem. Wynika to z faktu, że system immunologiczny człowieka reaguje na te mikroby, uczy się je rozpoznawać oraz odpowiednio zwalczać.
Trzeba zaznaczyć, że naukowcy nadal nie wiedzą dokładnie wielu rzeczy o koronawirusie. Między innymi nie wiadomo, dlaczego dzieci zwykle w ogóle nie chorują lub chorują bezobjawowo. Nie jest też jasne to, czy codzienne kontakty z psami mają jakiś namacalny wpływ na skalę odporności na koronawirusa. Jednak rozważania tego typu powodują, że zainteresowanie adopcjami czworonogów w ostatnich miesiącach ogromnie wzrosło. Ludzie decydują się dziś nawet na opiekowanie się zwierzętami w zaawansowanym wieku i schorowanymi, co zwykle zdarza się dość rzadko.
W tym kontekście operacja „Łapy nad Pacyfikiem” zdaje się być niezwykle trafnym rozwiązaniem. Niemal pewne jest to, że wszystkie zwierzęta przywiezione z Hawajów do Seattle znajdą w miarę szybko nowych właścicieli. Zresztą organizatorzy tej akcji twierdzą, że posiadają listy wielu tysięcy ludzi, którzy wstępnie wyrazili zainteresowanie ewentualną adopcją. Jeśli natomiast chodzi o schroniska dla zwierząt na Hawajach, nagle przestały być one katastrofalnie zatłoczone, a to oznacza, że będą w stanie przez pewien czas przyjmować nowych lokatorów.
Andrzej Malak
Reklama