Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 26 grudnia 2024 08:03
Reklama KD Market

Dzieci i obowiązki

Mówi się czasem o niektórych kobietach, że ich jedynym zadaniem jest dobrze wyglądać i ładnie pachnieć. Swoim dzieciom natomiast niektórzy rodzice powtarzają, że wymagają od nich jedynie zaangażowania w sprawy szkolne, nauki, nic więcej. Jednocześnie znam kilka takich właśnie młodych osób, które miały zajmować się wyłącznie swoją edukacją i kiedy wchodziły na rynek pracy, były już mocno zmęczone ogromnym wysiłkiem umysłowym, jaki włożyły w to „ograniczenie obowiązków”. Czy zatem takie podejście jest słuszne, czy rzeczywiście dzieci wymagają wyręczania i niemal nieustannego wsparcia? Miłe złego początki Nowonarodzone dziecko jest bezbronne, jednocześnie ta sytuacja chociaż wolno, zmienia się z każdym tygodniem, miesiącem i rokiem. Opieka nad takim maluchem z jednej strony jest wyzwaniem i wymaga od nas dużego zaangażowania, a z drugiej niejedna mama zaczyna w opiece nad dzieckiem upatrywać swojej głównej życiowej roli. Dbamy, aby dziecko było najedzone, czyste, wyspane, zabawione i na takim zaspokajaniu potrzeb dziecka mija nam dzień. Z czasem, kiedy nasz maluch zaczyna chodzić, staje się coraz bardziej samodzielny i już mógłby zacząć „pomagać”, my wolimy zrobić za niego, bo szybciej, bo wiemy jak, bo jeszcze ma czas…Te rodzicielskie wymówki czasami trwają nawet do czterdziestych urodzin. Dziecka oczywiście! Czas szkoły – czas obowiązków Pamiętam z własnego dzieciństwa, ale również teraz niejednokrotnie słyszę słowa kierowane do dzieci: „Pójdziesz do szkoły, to zaczną się obowiązki”. To trochę tak, jakby wcześniej dziecko zupełnie nic nie robiło i nagle miało stawić czoła ogromnym wyzwaniom. Kiedy to słyszę, sama czuję się zmęczona. To prawda, że wraz z pójściem do szkoły rzeczywistość wokół dziecka nieco się zmienia. To prawda, że wraz z osiągnięciem wieku szkolnego, przybywa nam trochę zajęć, niektóre zmieniają swoją formę. Jednocześnie warto pamiętać o tym, że zwiększają się również możliwości młodego człowieka i to wcale nie nagle, z dnia na dzień, ale regularnie, systematycznie, każdego dnia. Kiedy to sobie uświadomimy, możemy zauważyć przy tym jak ważne jest stawianie przed dzieckiem wyzwań, takich które nie będą ani zbyt łatwe, ani też zbyt trudne, takich na miarę możliwości. Po co te obowiązki? Dzieci biorą przykład z działań swoich rodziców. Dzieci lubią i chcą być blisko swoich rodziców. Z tego powodu między innymi maluchy przychodzą w nocy do łóżka swoich opiekunów i z tego samego powodu angażują się w czynności wykonywane przez nich. Jest to wyraz zwykłego instynktu społecznego. Tak samo małe dzieci, jak i dorośli chcą być częścią wspólnoty i chcą mieć wpływ na to, co dzieje się dookoła. To właśnie zadania, obowiązki domowe, w które maluchy mogą się zaangażować, pozwalają im osiągnąć oba te cele. W jednym momencie są blisko swoich opiekunów, robią coś wspólnie z nimi, lub obok i jednocześnie wpływają na to, że coś wokół nich się zmieni. Ogromna moc tkwi w tych małych rzeczach, które często dzieciom odbieramy, uznając chociażby za zbyt duże obciążenie dla nich. Praca czy zabawa? Jasper Jull w swojej książce „Twoje kompetentne dziecko” wyraża opinię, że dzieci do czternastego roku życia nie potrzebują żadnych obowiązków. Co ciekawe, ta opinia wcale nie stoi w sprzeczności z tym, co pisałam powyżej. Czemu? Przede wszystkim z tego powodu, że dzieci najwięcej uczą się przez zabawę i bardzo często nie traktują (przynajmniej na początku) swoich działań jak obowiązki, tylko właśnie jako zabawę. Jaki z tego wniosek? Dzieci znacznie chętniej będą angażować się w domowe czynności kiedy my, Rodzice, podejdziemy do tego z dystansem. Zamiast zmuszać, wykorzystajmy chwile kiedy dzieci chcą nam pomóc, zachęcajmy do różnych aktywności, pokażmy im, że nawet sprzątanie może być zabawne, a do tego ma swój sens, bo kiedy wokół nas nastanie ład, jest nam znacznie przyjemniej i całkiem niespodziewanie mniej rzeczy szukamy. Dziecięce „nie” W życiu każdego rodzica, prędzej czy później, zdarza się prośba, w odpowiedzi na którą słyszymy jedno konkretne i zdecydowane „nie”. Część z nas szuka wtedy jakiegoś wyjścia awaryjnego, niektórzy poddają się i robią sami, a jeszcze inni uciekają się do kar, lub nagród, o których pisałam we wcześniejszych artykułach. Większości tych działań przyświeca myśl, że jeśli czegoś z tym „buntem” nie zrobimy, to nasze dziecko wyrośnie na bałaganiarza mającego dwie lewe ręce do pracy. W tym momencie mogłabym napisać, że dziecięca potrzeba przynależności i wspólne rodzinne ustalenia załatwią sprawę, ale… nie jest tak kolorowo. Dziecko też człowiek i czasami, podobnie jak i nam, zwyczajnie mu się nie chce, nie ma ochoty, więc zamiast się denerwować, wykażmy się odrobiną zrozumienia dla dziecięcego samopoczucia. Iwona Kozłowska jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy. Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…” Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń. Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama