Odnalazłam ostatnio zdjęcia z wesela, na którym byliśmy w zeszłym roku. Dwójka młodych ludzi, dzieląc się z gośćmi swoją wielką pasją, połączyła tradycję z nowoczesnością. Młoda Para miała w zanadrzu pewną niespodziankę. W trakcie wesela młodzi przebrali się w inne stroje i wraz z zespołem dali wspaniały pokaz tańca ludowego. Stało się to dla mnie inspiracją do przemyśleń o tym, jak wygląda tradycja i nowoczesność w wychowaniu.
Lepszy model
Dość często zdarza się, że kiedy przychodzi nowe, to co było wcześniej jest całkowicie odrzucane i zastępowane tym „lepszym” . Tymczasem, kiedy spojrzymy na wychowywanie dzieci, jest zupełnie inaczej. Chociaż jest sporo książek, czasopism, artykułów, które mają nas przygotować na tą całożyciową podróż, zarówno od strony fizycznej, jak i psychicznej, to mimo wszystko, nie sposób przyswoić całości tej wiedzy. Dodatkowo, nie wszystko będzie nam potrzebne, a wszelkie rady musimy dostosować do naszej indywidualnej sytuacji. Zdarza nam się zatem czytać książki, poradniki, rozmawiać z bardziej już doświadczonymi znajomymi, a przede wszystkim powtarzamy w większości to, co zostało nam zakodowane przez całe życie, działamy według „wdrukowanego” nam schematu.
Czy to źle? – Zależy od sytuacji, ale tak jak cały otaczający świat zmienia się, idzie do przodu, zwiększa się nasza wiedza naukowa, tak też wciąż przybywa ciekawostek dotyczących wychowania, rozwoju mózgu, itd. Pewne schematy okazują się zwyczajnie nieaktualne, a czasami wręcz szkodliwe.
Może więc warto zastosować metodę odrzucenia tego, co minione i skupić się na nowym, na tym, co mamy teraz i co jeszcze możemy mieć, aby wychowanie nie zostało w tyle?
Kij i marchewka z dreszczykiem
Kiedy tak sobie myślę o tym, co było, na plan pierwszy wysuwa mi się system kar i nagród, inaczej zwany metodą kija i marchewki, czyli zwyczajne warunkowanie klasyczne. System ten praktykowany jest w różnych formach do dnia dzisiejszego. „Zmiana” zachowania, jak pokazują badania, jest tu bardziej efektem przeżywanego stresu, niż wewnętrznym, głębokim procesem związanym z budowaniem własnego systemu wartości, ale to nadal nie zraża wielu rodziców.
Sam strach to również niezwykle popularna metoda kształtowania zachowań dzieci i dorosłych. Znam wiele osób, które do dnia dzisiejszego podchodzą z dystansem do policjantów, kominiarzy, omijają szerokim łukiem cmentarze, piwnice, a także inne osoby i miejsca, którymi straszyli ich rodzice. Dziś już wiadomo, że dziecko przestraszone nie przyswaja żadnych informacji, nie jest w stanie usłyszeć naszych przestróg, którymi chcemy je „nakarmić”, ponieważ strach zrywa połączenie między tzw. mózgiem gadzim i ssaczym, a korą przedczołową, która odpowiada za nasze racjonalne myślenie.
Z drugiej strony
To wychowanie w dawnym stylu miało jednak również swoje uroki. Rodzice wcześniej wracali z pracy i mieli czas wolny. Oczywiście niektórzy siadali w fotelach i czytali gazetę, ale byli też tacy, dla których była to okazja do pobycia razem. Nie było jeszcze wtedy Internetu, telewizja ograniczała się do dwóch podstawowych kanałów, więc czas mijał na wspólnych obowiązkach, posiłkach, rozmowach i rozrywkach. Bardzo popularne były spotkania towarzyskie i rodzinne, dzięki którym dzieci miały okazję do rozwijania swoich umiejętności społecznych, a także posłuchania babcinych historii z życia wziętych.
Niektórym natomiast nadal kręci się łezka w oku na wspomnienie trzepaków, przy których kwitło życie towarzyskie, a rodzice często mieli problem, aby przywołać stamtąd swoje dzieci na posiłki czy do spania.
Przyszło nowe
Teraz nasze dzieci mają czas ściśle wypełniony, rozwijają swoje talenty i zainteresowania. Oczywiście nic w tym złego pod warunkiem, że pamiętamy o umiarze, o tym, że dziecko potrzebuje się nudzić, aby rozwijać własną kreatywność i o tym, że zajęcia takie powinny być odpowiedzią na potrzeby dziecka, a nie rodzica!
Współcześni rodzice nie mają tyle czasu co ich opiekunowie. Projekty na wczoraj, wyścig o awans, o pieniądze, aby zapewnić byt swojej rodzinie powodują, że odpoczynek staje się sztuką XXI w., bo nie mamy na niego czasu, bo nic nie robienie nie jest modne.
Czasem jednak samo życie zmusza nas do zwolnienia tempa czy też przychodzi wyczekiwany weekend i choć doskonale wiemy, że moglibyśmy spędzić trochę czasu z dziećmi, to zwyczajnie brakuje nam na to zarówno sił, jak i pomysłów, a dzieci też nie są tym zainteresowane, bo przecież mają swoje tablety, telefony, gry.
I co dalej?
Współcześnie mamy dostęp do ogromnej wiedzy. Jednocześnie jesteśmy zmuszeni, aby ją selekcjonować, sprawdzać. Dookoła nas jest wiele rozpraszaczy, które działają na naszą uwagę, umiejętność skupienia się, a także na nasze emocje, które po całym dniu potrafią być w strzępach i często wystarcza mała iskra, aby wywołać prawdziwą wojnę w domu.
Nauka znajduje sposoby, abyśmy umieli się wyciszać i przetrwać w tym świecie pełnym hałasu. Wiemy już jak stres i strach działają na mózg naszego dziecka, a także jak pomóc mu radzić sobie z tymi zagrożeniami. Poznajemy sposoby, aby zwiększać pewność siebie, asertywność, rozwiązywać konflikty, chwalić, a także dlaczego wyręczanie dzieci może przynieść więcej szkody niż pożytku.
To tylko wierzchołek góry lodowej, a jeżeli chcemy na nią wejść, to wcześniej trzeba wykonać pracę u podstaw i rzeczywiście chcieć dokonać pewnych zmian w swoim oprogramowaniu, bo według mnie cała sztuka polega na tym, aby połączyć tradycję z nowoczesnością, aby wychowanie oparte było na prawdziwych fundamentach miłości i bliskości, a później rozwijało się czerpiąc z tego, co daje nam postęp.
Iwona Kozłowska
jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.
Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”
Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.
Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!
Reklama