Kilka tygodni temu skończyłem 72 lata (dokładnie 22 czerwca –ale można nadal przysyłać mi prezenty) i odkryłem, że coraz bardziej i bardziej martwię się o wszystko.
W ubiegłym tygodniu rozmawiałem o tym z kilkoma moimi przyjaciółmi. Jeden z nich, mój 64-letni kolega Frank, szydził ze mnie. Z uśmiechem na ustach dał mi długi wykład o tym, jakie cudowne miał życie i już o nic się nie martwi. Z kolei moja przyjaciółka Judy, po chwili zastanowienia powiedziała, że ona też o nic nie martwi się. Powiedziała, że martwienie się jest dla niej jak mówienie w obcym języku, którego wcale nie zna.
Chciałbym mieć ich podejście do zamartwiania się.
Martwię się obecną pandemią, i tą, która do nas przyjdzie jako następna, o której przeczytałem w prasie. Ale również martwię się moją cieknącą wanną, którą staram się od miesiąca naprawić. Martwię się rynnami w moim domu i tym, kto je wyczyści, kiedy będą tego wymagały. Martwię się o osuszacz powietrza w piwnicy, który zdaje się pracować wolniej niż sześć miesięcy temu. Boję się o moją spuchniętą stopę, z której nie schodzi opuchlizna. Martwię się o zbliżające się wybory i wygraną Trumpa. Martwię się o ceny truskawek i papieru toaletowego w czasie tej pandemii. Martwię o to, co zrobi nasza 11-letnia wnuczka Lucy, która mieszka z nami, jeśli jesienią nie będzie zajęć w szkole. Martwię się o filtry powietrza na dole budynku, które zapomniałem wyczyścić w ubiegłym roku i dwa lata temu. Martwię się o to, co będę oglądał w telewizji, jeśli przestaną produkować filmy i seriale w związku z wymogiem zachowania dystansu społecznego. Martwię się o to, czy Bóg istnieje i czy wybaczy mi moje życie ze wstydliwym agnostycyzmem, i martwię się o powieść, którą piszę – czy kiedykolwiek ją ukończę i czy ktokolwiek ją przeczyta, jeśli ją skończę.
To są moje teraźniejsze zmartwienia. Mam też wiele innych zmartwień – zdrowotnych, społecznych, rodzinnych; zmartwień o dom, o kulturę i politykę, i zmartwień egzystencjalnych. Mógłbym je jeszcze wymieniać, ale mam świadomość, że już prawdopodobnie macie dosyć, bo wysłuchaliście zbyt wielu moich zmartwień, spoglądacie już na zegarek i zastanawiacie się jak długo to jeszcze potrwa.
Dlatego już skończę i zacznę marzyć o tym, by znów mieć 64 lata,F i być wolnym od zmartwień jak mój przyjaciel Frank.
Worried
I just turned 72 a couple of weeks ago (June 22 to be exact -- and yes, I'm still accepting gifts), and what I've discovered is that I worry more and more about everything.
I was talking about this with a couple of my friends last week. One of them, my 64-year-old pal Frank, scoffed. With a smile, he gave me a long lecture about how he has had a great life and doesn’t worry about anything anymore. Judy, my other friend, thought for a moment and said that she doesn’t think she worries about anything either. Worrying, for her, she said, is as strange as speaking in a foreign language, a language she doesn’t know at all.
I wish I had their attitudes toward worrying.
I worry of course about this pandemic and the next pandemic I read about in the papers, but I also worry about the leak in my hot tub that I’ve been trying to fix for a month. I worry about the gutters around my house and who's going to clean them next time they need cleaning. I worry about the dehumidifier down in the basement that seems to be working slower than it did just six months ago. I worry about my foot that swells up and stays swollen. I worry about the upcoming presidential elections and Trump's winning. I worry about the cost of strawberries and toilet paper in this time of pandemic. I worry about what our 11-year old granddaughter Lucy -- who lives with us -- will do if there is no school this fall. I worry about the air conditioner filter downstairs that I've forgot to clean last year and the year before. I worry about what I'll watch on TV if they stop making movies and TV shows because of the requirements of social distancing. I worry about whether God exists and whether he'll forgive me for my life of shameful agnosticism, and I worry about the novel I'm writing, whether I'll ever finish it and whether anyone will read it if I do.
These are just my immediate worries. I've got so many other worries, health worries and social worries and family worries and house worries and cultural worries and political worries and existential worries. I would start laying them out here, but I know that you probably feel you've already listened to too many of my worries and you're probably looking at your watch and wondering already how long this will go on.
So I'll just stop and dream of being 64 again and worry free like my pal Frank.
John Guzlowski
amerykański pisarz i poeta polskiego pochodzenia. Publikował w wielu pismach literackich, zarówno w USA, jak i za granicą, m.in. w „Writer’s Almanac”, „Akcent”, „Ontario Review” i „North American Review”. Jego wiersze i eseje opisujące przeżycia jego rodziców – robotników przymusowych w nazistowskich Niemczech oraz uchodźców wojennych, którzy emigrowali do Chicago – ukazały się we wspomnieniowym tomie pt. „Echoes of Tattered Tongues”. W 2017 roku książka ta zdobyła nagrodę poetycką im. Benjamina Franklina oraz nagrodę literacką Erica Hoffera, za najbardziej prowokującą do myślenia książkę roku. Jest również autorem dwóch powieści kryminalnych o detektywie Hanku Purcellu oraz powieści wojennej pt. „Road of Bones”. John Guzlowski jest emerytowanym profesorem Eastern Illinois University.
—
John Guzlowski's writing has been featured in Garrison Keillor’s Writer’s Almanac, Akcent, Ontario Review, North American Review, and other journals here and abroad. His poems and personal essays about his Polish parents’ experiences as slave laborers in Nazi Germany and refugees in Chicago appear in his memoir Echoes of Tattered Tongues. Echoes received the 2017 Benjamin Franklin Poetry Award and the Eric Hoffer Foundation's Montaigne Award for most thought-provoking book of the year. He is also the author of two Hank Purcell mysteries and the war novel Road of Bones. Guzlowski is a Professor Emeritus at Eastern Illinois University.