Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
wtorek, 26 listopada 2024 11:35
Reklama KD Market

Kierowcy rozwożący jedzenie skarżą się na znikające zamówienia. Kto żeruje na pandemii?

Kierowcy rozwożący jedzenie skarżą się na znikające zamówienia. Kto żeruje na pandemii?
Internetowe aplikacje do zamawiania jedzenia stały się bardziej popularne w dobie pandemii, kiedy wiele stanów nakazało restauracjom zamknięcie sal jadalnych w celu ograniczenia rozprzestrzeniania się koronawirusa. Podczas gdy zarówno restauracje, jak i osoby dowożące jedzenie próbują związać koniec z końcem, jak zawsze znajdą się osoby, które chcą wykorzystać sytuację. Ich ofiarą padają również polonijni kierowcy. Od czasu pandemii tysiące restauracji w Illinois, w tym w Chicago, zmuszonych zostało do zmiany modelu biznesowego – zamówień tylko na wynos odbieranych przez klienta lub dowożonych do jego domu, często z pomocą pośredników takich jak Uber Eats, DoorDash, Grubhub. Restauracjom pomagało to utrzymać się na powierzchni i kontynuację zatrudniania choć części pracowników. Osobom, które straciły dochód w związku z pandemią koronawirusa dorywcza praca kierowcy rozwożącego posiłki również była na rękę. Tak było w przypadku Emilii W., dla której w chwili zamknięcia restauracji – w której pracowała – rozwożenie posiłków stało się podstawowym źródłem dochodu. Emilia jest aktywna, więc, jak twierdzi, zamiast pójść na bezrobocie, postanowiła wsiąść za kierownicę. Już wcześniej dorywczo rozwoziła jedzenie dla DoorDash i Uber Eats przez około dwa lata, lecz tym razem, jak twierdzi, uratowało jej to dochód. Podobnie jak inni kierowcy Emilia musiała dostosować się do nowych zasad sanitarnych i bezpieczeństwa, jeśli chodzi o dostarczanie zamówień. W miejsce standardowego dostarczania zamówienia do rąk własnych serwisy wprowadziły opcję dostarczenia bezkontaktowego, polegającego na pozostawieniu zamówienia pod drzwiami klienta. Jakież było zdziwienie Emilii, gdy w zeszły poniedziałek nie mogła połączyć się z aplikacją internetową DoorDash, skąd czerpała większość zleceń na przejazdy. Z początku myślała, że to jakiś problem natury technicznej, lecz gdy za radą kolegi kierowcy sprawdziła e-maile, dowiedziała, że jej konto zostało dezaktywowane, gdyż ,,stopień realizacji zamówień jest poniżej minimalnego progu wymaganego dla użytkowników platformy”. Dalej w e-mailu firma informuje ją, że zgodnie z przepisami decyzja jest ..ostateczna i nieodwracalna”. Emilia podejrzewa, że padła ofiarą nieuczciwych praktyk, będących efektem ubocznym pandemii koronawirusa, a o których słyszała już od innych kierowców. Odkąd serwisy dostarczające posiłki zaczęły kłaść nacisk na bezkontaktowe dostarczanie zamówień, niektórzy klienci odbierają torby z jedzeniem spod drzwi, a następnie dzwonią do firmy poskarżyć się, że nigdy go nie otrzymali – i dostają zwrot pieniędzy i nieraz jedzenie za darmo. Zadzwoniła do serwisu z prośbą o wyjaśnienie. Zawsze kontaktowała się z nimi w razie problemów; wydaje jej się, że ma dobre wyniki współpracy. DoorDash nie powiedział jej jednak, do ilu ,,niezrealizowanych” zamówień doszło w ciągu miesiąca. Firma kazała wypełnić formularz, co jest niemożliwe przy dezaktywowanym koncie, i czekać. Dowiedziała się również, że ponieważ w ostatnim czasie doszło do dezaktywacji kont wielu kierowców, jej sprawa będzie rozpatrzona według kolejności zgłoszeń. – Skoro dezaktywacji kierowców jest więcej niż zwykle, to powinni się chyba zainteresować, dlaczego tak się dzieje i że być może coś jest nie tak. Polka podkreśla, że na szczęście w chwili, gdy DoorDash zablokował jej korzystanie z platformy, działalność wznowiła już restauracja, gdzie pracuje na stałe. Podobna sytuacja przytrafiła się Jackowi B., dla którego rozwożenie zamówień z restauracji w UberEats i DoorDash stało się podstawowym źródłem dochodu. Jego konto również zostało zablokowane z powodu rzekomego niedostarczenia zamówienia. Jak twierdzi, skarga wpłynęła około godzinę po tym, jak zostawił zamówienie pod drzwiami klienta i poinformował go o tym telefonicznie. Od DoorDash dowiedział się jednak, że klient rzekomo nie otrzymał jedzenia. Podejrzewa, że je zabrał, lecz poskarżył się, by otrzymać zwrot pieniędzy. Dopiero po dwóch dniach i licznych pisemnych usprawiedliwieniach i dowodach zdjęciowych konto Jacka zostało odblokowane i mógł wznowić trasy, a tym samym zarabianie pieniędzy. O podobnych przekrętach na dowóz jedzenia informują media w innych stanach, m.in. w Springfield w stanie Missouri, gdzie kierowca DoorDash Mario Mitchell otrzymał ostrzeżenie o niezrealizowanych zamówieniach. Mężczyzna zapewnia, że dostarczył zamówienia, gdyż rozwożenie jedzenia jest jego głównym źródłem dochodu, a w czasie pandemii niektórzy klienci dają hojniejsze napiwki. Poszkodowani kierowcy radzą innym, aby robić zdjęcia dostarczanych do drzwi posiłków, bez względu na to, czy wymaga tego serwis czy nie, a najlepiej i dzwonić do klienta, i robić zdjęcia. Bez zdjęć nie masz żadnego dowodu, żeby ewentualnie wytłumaczyć się przed firmą, gdy natrafisz na nieuczciwego klienta. A nie brakuje ich w czasie pandemii i tzw. bezkontaktowych dowozów – zgodnie twierdzą Emilia i Jacek. Dorabianie w serwisach oferujących przejazdy jest popularnym dodatkowym zajęciem wśród polskich imigrantów. Do serwisów tego typu kierowców kuszą zarobki i elastyczność godzin. W zależności od stopnia zaangażowania kierowcy, przejechanego dystansu i natężenia zamówień, za jeden kurs można dostać od 4 do 15 dolarów, zaś napiwki wahają się od dolara do kilkudziesięciu. Kierowcy apelują do nieuczciwych klientów, by nie pozbawiali ich źródła dochodu w trudnym czasie pandemii. Nieuczciwe praktyki nie uderzają w serwisy dowozu, które mają wliczone straty w koszty działalności. Uderzają w  kierowców, którzy podobnie jak większość z nas próbuje przetrwać w tych trudnych czasach. Joanna Marszałek [email protected]
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama