Pięcioro amerykańskich turystów nie zostało wpuszczonych na Sardynię i po wielogodzinnym impasie odlecieli do swojego kraju prywatnym samolotem, którym przylecieli na lotnisko Cagliari. Nie pozwolono im zostać na wyspie z powodu restrykcji związanych z pandemią.
Zdarzeniem opisanym przez włoskie media jest oburzony gubernator Sardynii. Zapewnił, że władze nie ponoszą odpowiedzialności za incydent, który jego zdaniem wyrządził szkody tamtejszej turystyce.
Grupa turystów z USA, wśród nich dziecko, wraz z przyjaciółmi z Wielkiej Brytanii i Nowej Zelandii oraz Włoszką przyleciała w środę na Sardynię prywatnym samolotem. Mieli w planach pobyt w luksusowym hotelu w rejonie kurortu Villasimius. Po przylocie uczestnicy tej wycieczki zostali natychmiast zatrzymani podczas kontroli w związku z decyzją Unii Europejskiej, która nie otworzyła swych granic zewnętrznych dla przybyszów z USA.
Lokalne media podały, że przez wiele godzin usiłowano na lotnisku w Cagliari rozwiązać problem. Rozważano na przykład wyrażenie zgody na wpuszczenie turystów z USA na wyspę, ale pod warunkiem odbycia kwarantanny. Cały ten czas podróżni spędzili w hangarze w oczekiwaniu na decyzję.
Ostatecznie w czwartek wszyscy odlecieli z Sardynii; także obywatele tych krajów, którzy po zniesieniu unijnych restrykcji mogli zostać na wyspie. Nie zrobili tego na znak solidarności z Amerykanami - podał dziennik "Unione Sarda".
Gubernator Sardynii Christian Solinas zaprotestował w czwartek przeciwko "restrykcyjnej interpretacji" przepisów, którą uznał za "sprzeczną ze zdrowym rozsądkiem". Jak zapewnił, intencją władz było zapewnienie i w tym przypadku bezpieczeństwa sanitarnego.
Sprawa ta "przyniosła poważne szkody międzynarodowej wiarygodności turystycznej naszej wyspy i naszej gościnności" - oświadczył gubernator.
Z Rzymu Sylwia Wysocka(PAP)
Reklama