Funkcjonariusze dwóch służb zajmujących się egzekwowaniem prawa imigracyjnego – Customs and Border Protection (CBP) oraz Immigration and Customs Enforcement (ICE) zostali wezwani przez Biały Dom do pomocy przy tłumieniu zamieszek i demonstracji po zabójstwie 47-letniego George’a Floyda. Od razu pojawiły się obawy, że w ramach strzeżenia porządku publicznego nasilą się deportacje osób bez ważnego statusu.
Odnotowano już przypadki, że osoby zatrzymane podczas manifestacji lub w okolicach, gdzie trwają protesty, były przekazywane w ręce jednej ze służb imigracyjnych. Grozi im teraz deportacja. Może być jeszcze gorzej, jeśli Biały Dom zaliczy ruchy wspierające protesty do organizacji terrorystycznych, przed czym ostrzega sam prezydent. Wówczas deportacje zatrzymywanych byłyby niemal automatyczne.
„Dla wsparcia i porządku“
Obie służby zmobilizowano w celu ochrony własnych siedzib oraz wsparcia służb porządkowych podlegających różnym jurysdykcjom – od lokalnych poprzez stanowe aż po federalne. Mają być skierowane wszędzie tam, gdzie protesty po śmierci George’a Floyda wymykają się spod kontroli. Żadna z agencji nie informowała jednak, jak wielu funkcjonariuszy zostało lub zostanie wysłanych na ulice, ani w jaki sposób wpłynie to na pełnienie normalnej misji obu instytucji.
Obie agencje są częścią Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego (DHS) i głośno zapewniają o poszanowaniu swobód konstytucyjnych. CBP „będzie wspierał swoich partnerów – służby zajmujące się egzekwowaniem prawa i utrzymaniem porządku podczas pokojowych protestów“ – oświadczył Mark Morgan, pełniący obowiązki komisarza agencji. Stephanie Malin, rzeczniczka CBP informowała z kolei, że głównym celem obecnej operacji jest wsparcie innych służb porządkowych, co miało już miejsce w przeszłości, a nie egzekwowanie prawa imigracyjnego. „Chodzi o ochronę życia i spokoju“ – zapewnia Malin.
Podobnie jest w Immigration and Customs Enforcement. „ICE w pełni szanuje prawo wszystkich ludzi do pokojowego wyrażania swoich opinii“ – oświadczyła rzeczniczka tej agencji Danielle Bennett. Zapewniła jednocześnie, że ICE w dalszym ciągu będzie się starało ograniczać operacje imigracyjne w „miejscach szczególnie wrażliwych“, do których zaliczyła nie tylko szpitale i szkoły, ale także miejsca protestów. Jedynym wyjątkiem mają być miejsca, w których występuje „zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego oraz zagrożenie bezpieczeństwa narodowego“.
Przepis na katastrofę
I właśnie to ostatnie zastrzeżenie wzbudziło poważne wątpliwości. Amerykańska Unia Wolności Obywatelskich (ACLU) przypomniała, że CBP ma na swoim koncie mało chwalebne incydenty, związane z nieuzasadnionym użyciem przemocy i naruszaniem praw człowieka. „To największa najgorzej kontrolowana agencja zajmująca się egzekwowaniem prawa w tym kraju, mająca na swoim koncie wiele przypadków nadużywania władzy“ – uważa Shaw Drake, jeden z głównych doradców prawnych ACLU. Także inne organizacje broniące imigrantów od lat skarżą się na brak należytego nadzoru i kontroli nad pracą ICE i CBP, które za czasów administracji Donalda Trumpa puszczono „na żywioł“. W tym kontekście wprowadzenie funkcjonariuszy CBP w mieszankę wybuchową demonstrantów i zmilitaryzowanych oddziałów policyjnych ACLU określa jako „przepis na jeszcze większą katastrofę“.
Dreamersi się boją
Deklaracja Danielle Benett musiała wzbudzić zaniepokojenie wśród imigrantów mających nieuregulowany status imigracyjny. Dotyczy to przede wszystkim osób uczestniczących w programie Deferred Action for Childhood Arrivals (DACA), czyli tzw. Dreamersów. To młodzi ludzie, często wrażliwi społecznie, trudno więc się dziwić, że chcą uczestniczyć wraz z rówieśnikami w protestach przeciwko brutalności policji. Gdy zaczęły się demonstracje, pojawiły się jednak obawy, że ewentualne aresztowanie osób bez statusu lub członków ich rodzin może zakończyć się deportacją. Przed taką możliwością ostrzegł głośno m.in. demokratyczny kongresman z Illinois Jesus Garcia, członek Congressional Hispanic Caucus. „Słyszałem o Dreamersach z mojego okręgu w Chicago, którzy czują się zastraszeni i zażenowani tym, że nie mogą uczestniczyć w protestach – powiedział Garcia – Tak właśnie wygląda ich zderzenie z rzeczywistością. Nie mogą korzystać z praw, z jakich korzystają inni, choć tak samo czują się Amerykanami“. Nie trzeba tłumaczyć, że dla wielu Dreamersów wsparcie ruchu Black Lives Matter jest elementem wspólnej walki. Podobnie jak Afroamerykanie także Latynosi są częściej niż biali ofiarami policyjnej przemocy.
Zero wzajemnego zaufania
Mimo zapewnień służb federalnych, poziom społecznego zaufania jest dziś tak niski, że trudno aby imigranci uczestniczący w pokojowych protestach nie mieli powodów do niepokoju. Zatrzymanie podczas protestów może okazać się także niebezpieczne dla innych imigrantów, jeśli mają nieuregulowany status, a nawet dla posiadaczy wiz i zielonych kart, jeśli administracja uzna ich za „terrorystów“, albo sprawa zakończy się wyrokiem sądowym. „Nie ma żadnej gwarancji, że ta administracja nie skorzysta z każdej nadarzającej się okazji, aby cię zatrzymać i deportować. Mieliśmy w przeszłości przypadki osób z DACA, w których nie zwracano uwagi na jakiekolwiek fakty. W momencie znalezienia się w orbicie ICE lub CBP zaczynały się działania zmierzające do deportacji“ – ostrzega Greisa Martinez Rosas, uczestniczka DACA i zarazem szefowa organizacji United We Dream.
Poza miastami-sanktuariami, czyli wszędzie tam gdzie lokalne władze współpracują z ICE i CBP nawet kontakt z miejscową policją może w tych dniach oznaczać poważne kłopoty. Portal „AZCentral“ przytacza przypadek arizońskiej aktywistki Maximy Guerrero, która została zatrzymana przez policjantów, w chwili gdy własnym autem opuszczała demonstrację. Ponieważ do tej pory korzystała z odroczenia deportacji na podstawie DACA, została przez lokalne służby przekazana w ręce ICE i grozi jej deportacja. To nie jedyny taki przypadek, co mówi wiele o rzekomym powszechnym dostępie do konstytucyjnych wolności.
Jolanta Telega
[email protected]
Reklama