W wielu sektorach gospodarki (np. hotelarstwo, czy landscaping), w których zatrudniano migrantów życie całkowicie zamarło. Czeki z pakietu stymulacyjnego powędrują jedynie do osób z ważnym numerem Social Security, uprawnienia do świadczeń dla bezrobotnych mają tylko obywatele i legalni imigranci.
Dla nieudokumentowanych pakiet stymulacyjny Kongresu otworzył jedynie drzwi dla darmowego dostępu do testów na koronawirusa. Barierą przed skorzystaniem z usług medycznych pozostaje jednak strach. Wejście w życie przepisów o ,,obciążeniu publicznym” (public charge) spowodowało, że wiele imigranckich rodzin obawia się ubiegania o jakiekolwiek formy pomocy społecznej.
Spora część nielegalnych imigrantów płaci podatki korzystając w miejsce numeru Social Security z indywidualnych numerów podatnika (ITIN), zasilając – jak szacuje Institute on Taxation and Economic Policy – budżety federalny i lokalne sumą 27 miliardów dolarów rocznie (w tym do kas stanowych 11,74 mld dol.). Teraz ta grupa należy do najdotkliwiej dotkniętych przez pandemię.
Wysiłki proimigracyjnych lobbystów, aby czeki z pakietu stymulacyjnego docierały także do podatników rozliczających się na podstawie ITIN, spaliły na panewce. Nieudokumentowani nie mają także dostępu do zasiłków dla bezrobotnych, czy zwolnień chorobowych. Przeciwnicy nielegalnej migracji oczywiście argumentują w tym miejscu, że ,,nieudokumentowani” korzystają za to z usług publicznych, takich jak dostęp do edukacji, opieka lokalnej policji, czy usługi municypalne. ,,W USA istnieje obowiązek płacenia podatków, ale to nie daje prawa do pełnego pełnego uczestnictwa w życiu społecznym” – uważa Ira Mehlman, rzecznik Federation for American Immigration Reform (FAIR), organizacji od lat opowiadającej się za ograniczeniem imigracji do USA. Zdaniem antyimigracyjnie nastawionych środowisk nie powinno się w jakikolwiek sposób pomagać osobom, które pracują w tym kraju nielegalnie.
ITIN to nie Social Security
Demokraci w Kongresie upominali się o objęcie federalną pomocą wszystkich amerykańskich podatników, także tych, którzy rozliczają się na podstawie indywidualnego numeru podatnika (ITIN), a nie numeru Social Security. Przy takim kryterium pomoc objęłaby także tych nieudokumentowanych imigrantów, którzy rozliczyli się ze swoich amerykańskich dochodów. Wobec oporu republikanów okazało się to jednak trudne do zrealizowania. Pomoc dla nielegalnych może nadejść jedynie ze strony organizacji charytatywnych i tych stanów, gdzie lokalne legislatury i gubernatorzy wykażą się większą wrażliwością społeczną. ,,Kalifornijczycy są głęboko poruszeni sytuacją nieudokumentowanych mieszkańców stanu” – mówi gubernator Gavin Newsom, gdzie trwają próby objęcia pomocą także nielegalnych imigrantów. Kalifornia – gdzie mieszka ok. 2 mln. nieudokumentowanych – pracuje więc nad własnym pakietem pomocy, dla tych, którzy nie zostali objęci federalnym pakietem stymulacyjnym. Własne fundusze uruchomiły tam też niektóre miasta, takie jak San Francisco, czy Oakland. Ale trzeba pamiętać, że jest to stan, w którym Latynosi odgrywają znaczącą rolę w życiu politycznym. W innych stanach dla nielegalnych imigrantów jedynym źródłem pomocy okazują się lokalne organizacje i banki żywności.
Co dwudziesty bez ,,papierów”
Nieafiliowany politycznie Pew Research Center szacował w 2016 roku, że w USA pracuje około 8 milionów osób bez ważnego pozwolenia na pracę. To około 4,8 proc. wszystkich zatrudnionych – co oznacza, że mniej więcej co dwudziesty pracujący nie miał przed pandemią dokumentów uprawniających do podjęcia legalnego zajęcia. Najczęściej wykonują oni niechciane zajęcia – np. w rolnictwie, czy na budowach.
Jest tajemnicą poliszynela, że większość siły roboczej zatrudnianej przy zbiorach płodów rolnych stanowią nielegalni imigranci. I większość z nich to przybysze z południa, głównie z Meksyku, często mieszkający w USA od wielu lat. Departament Rolnictwa szacuje, że nielegalni imigranci stanowią ponad 50 procent robotników rolnych. Sami farmerzy twierdzą, że odsetek ten jest bliższy 75 proc.
Teraz wielu nielegalnych uznano za osoby wykonujące pracę niezbędną dla funkcjonowania kraju, nawet w czasach gdy pandemia doprowadziła do zamknięcia wielu miejsc pracy. To jeszcze jeden z paradoksów Ameryki – status ,,essential workers” otrzymują ludzie, których władze imigracyjne mogłyby w każdej chwili deportować. Co prawda Immigration and Customs Enforcement (ICE) zawiesiło na czas pandemii wiele prowadzonych operacji, skupiając się tylko na imigrantach stanowiących zagrożenie dla porządku publicznego, ale nie zmienia to absurdalności sytuacji.
Potrzebni nie tylko do zbiorów
Pandemia dla robotników rolnych wiąże się ze szczególnym ryzykiem. Bez ubezpieczenia medycznego, często bez legalnych papierów są oni szczególnie narażeni na konsekwencje zakażenia koronawirusem. Z drugiej strony media pokazują drzewa uginające się pod brzemieniem owoców cytrusowych i gnijące na polach truskawki w Kalifornii. W Georgii cebula czekająca na zbiory. To dopiero kwiecień, początek sezonu rolniczego, który potrwa do późnej jesieni. Brak rąk do pracy i przerwanie łańcuchów dostaw mogą oznaczać kłopoty na rynku żywności w dobie pandemii. Nie wszystko da się kupić za granicą, bo inne kraje też mają problemy.
Na brak rąk sezonowej siły roboczej narzekano jeszcze na długo przed pandemią. I to w całym kraju – od pól truskawek w Kalifornii i sadów jabłkowych w Michigan czy Waszyngtonie po farmy w Idaho i Nowym Jorku. Farmerzy od lat skarżą się na brak pewności, czy będą w stanie we właściwym czasie nająć wystarczającą liczbę pracowników. Za administracji Trumpa sytuacja się jeszcze pogorszyła, bo wielu meksykańskich imigrantów zdecydowało się na powrót do domów. Sytuację na rynku pracy próbowano łatać za pomocą wiz dla pracowników sezonowych H-2A. Takich wiz w 2019 roku wydano ponad 250 tysięcy. Teraz system wydawania wiz praktycznie stanął.
Rolnictwo to nie jedyna gałąź gospodarki, w której imigranci odgrywają kluczową rolę. Oprócz zbierania plonów z pól nielegalni pracują w przemyśle przetwórczym, budownictwie, służbie zdrowia, hotelarstwie etc. Trudno przypuszczać, aby Amerykanie nawet w dobie głębokiej popandemicznej recesji masowo się przekwalifikowali i zaczęli wykonywać najbardziej niechciane zajęcia. Obok argumentów czysto humanitarnych, to także poważny argument, aby w czasie epidemii pochylić się nad losem ludzi, których system spycha na margines życia społecznego, jednocześnie korzystając z ich ciężkiej pracy.
Jolanta Telega
[email protected]
Reklama