Co robić, gdy z powodu pandemii koronawirusa trzeba zamknąć przed klientkami drzwi salonu sukien ślubnych? Można zamknąć się w domu i pogrążyć w zmartwieniach. Albo wziąć się w garść i zacząć szyć maski dla pracowników służby zdrowia i innych potrzebujących. Tak jak robią to matka z córką z salonu Kasia’s Bridal na Irving Park.
Grażyna Łabędzka w Ameryce przeżyła już niejedno. Stan wojenny w Polsce, 9/11, recesję z 2008 roku. Krawcowa z Polski, w Stanach w 1976 roku, całe swoje zawodowe życie związała ze swoim fachem. Potrafi uszyć prawie wszystko – na przestrzeni dekad szyła komercyjnie torby na biwaki, żagle, uniformy ochronne i wyroby ze skóry. Gdy fabryki zaczęły się likwidować, a produkcja przenosić do Meksyku i Chin, zdecydowała się na otwarcie własnej działalności. W 1990 powstał K&K Dressmaking. Biznes nazwała na cześć swoich dzieci.
Od najmłodszych lat w szyciu pomagała Grażynie córka Kasia. W 2001 r. oficjalnie dołączyła do działalności, otwierając salon ze sukniami ślubnymi Kasia’s Bridal & Special Occasion Boutique przy 6039 Irving Park Rd w Chicago. Mama szyje na zapleczu, podczas gdy Kasia zajmuje się klientkami, sprzedażą, marketingiem i zaopatrzeniem.
W branży sukienek na specjalne okazje ruch jest przez cały rok – śluby, wesela, graduacje i komunie, karnawał i bale licealisty. Matka z córką szykowały się właśnie do dużych targów ślubnych i wyprzedaży sukienek na bal licealisty (ang. prom), gdy o koronawirusie zaczęło robić się głośno. Kasia zdążyła jeszcze szybko złożyć i otrzymać duże zamówienie. Teraz sukienki są, ale nie ma ślubów, balów i wyprzedaży. – Tylko w marcu co najmniej 25 klientek odwołało swoje wydarzenia – mówi Kasia Łabędzka-Pierga.
Co robić, kiedy drzwi zakładu są zamknięte i nie można przyjmować klientek? Energiczna 41-latka przyznaje, że „siedzenie w domu i nicnierobienie” źle na nią działa. Odebrała kilka telefonów z prośbą o uszycie „jakiejś” maski. – Usłyszałam o braku masek i o tym, że lekarze i pielęgniarki ratują się szalikami lub powtórnie używają jednorazowych masek. Wówczas klamka zapadła. Dzwonię do mamy i mówię "mama, zabieramy się do pracy". Okazało się, że mama miała już dokładnie taki sam pomysł.
Kup sobie materiał
Zebrały resztki materiału, nici i gumkę, które pozostały z dużego zamówienia i zaczęły szyć. Pierwszą maskę uszyły w piątek 20 marca. Dzień później zaczął obowiązywać nakaz pozostania w domu wydany przez gubernatora Illinois. To co uszyły, wysyłały na bieżąco – najpierw znajomym, którzy o nie prosili. Parę masek tu, parę tam. Materiał jednak szybko się skończył, a zamówień zaczęło przybywać. O maski z materiału prosiły pielęgniarki, lekarze, domy dla seniorów.
Od początku założeniem Polek było szycie masek w czynie społecznym. Nie chciały przyjmować za nie pieniędzy. – Ludzie zaczęli "wciskać" nam koperty. "Tu masz, kup sobie więcej materiału", mówili – relacjonuje Kasia. Gdy więc skrawki się skończyły, a zapotrzebowanie rosło, Kasia założyła zbiórkę na freefunder.com pod hasłem Fabric Masks for COVID19 i otworzyła stronę Fabric Masks Across America na Facebooku.
W ciągu niespełna tygodnia zebrały więcej niż się spodziewały. Kupiły nowy materiał i szyją dalej. Szycie masek jest czasochłonne. Maski nie są klasy medycznej, lecz wykonane ze stuprocentowej, wytrzymałej bawełny o ciasnym splocie i można je prać. Trzeba je uprać przed pierwszym użyciem. Są podwójne z potrójnymi zakładami. W ciągu godziny Grażyna jest w stanie uszyć od czterech do sześciu masek. Zamówiły materiał w wesołe wzory – motylki, serduszka, ptaszki, są też wzory męskie. – Na jedną maskę potrzebne jest 9 na 6 cali dobrej jakości materiału – tłumaczy Kasia. – Trzeba kupować go na rolki. Niestety, w kraju zaczyna też brakować gumki.
Do czwartku Grażyna i Kasia uszyły 570 masek. Zamówień ciągle przybywa. Polki zmuszone są sortować je pod względem ważności. Lekarze, pielęgniarki i domy opieki dostają maski jako pierwsi, indywidualne osoby, które „siedzą w domu” muszą poczekać. 60 masek wysłanych zostało do domu dla seniorów w Geneva, w Illinois. 30 masek poszło do jednostki triage szpitala UIC. Po maskę przyjechała w nocy pielęgniarka ze szpitala Advocate Lutheran. Maski zamawiają prywatne kliniki i osoby prywatne. Kasia wysyła wszystko pocztą lub UPS-em, czasem podrzuca ludziom do skrzynek pocztowych. Kilka masek zaniosły do Szymanski Deli i innych lokalnych punktów wydających żywność. Jedną dały swojemu kierowcy UPS.
Szyć żeby zapomnieć
Kasia i Grażyna przyznają, że szycie pomaga im również odgonić od siebie lęk i niepewność związane z obecną sytuacją. – Krojenie, szycie, a nawet wywracanie masek uspokaja mnie i pomaga odwrócić myśli. Ten niepokój jest okropny. On może kogoś zabić. Nikt nie wie, co będzie dalej. Nie wiemy, co będzie z biznesem, jak opłacimy rachunki. Niektóre klientki jeszcze pukają do drzwi, ale nie mogę ich wpuścić, bo mama też ma problemy zdrowotne, nie mogę ryzykować – mówi Kasia.
Grażyna cierpi na reumatoidalne zapalenie stawów, na które leczy się od lat. Są dni, kiedy w ogóle nie może szyć oraz dni, kiedy czuje się dobrze. – Leki, które przyjmuje mama, bardzo osłabiają jej układ odpornościowy. Są też bardzo drogie. Przecież my też możemy złapać tego wirusa i przynieść go potem do domu, do naszych bliskich, do taty, który jest po 70-tce i przeszczepie nerki.
– Najgorsze jest to, że jeszcze nie wszyscy ludzie zdają sobie sprawę z powagi sytuacji. Ile jest osób, które robi sobie żarty z tego wirusa. Zginie dużo ludzi. Są i tacy, którzy siedzą przed komputerem i wypisują „dobre rady”. Jedna kobieta napisała mi, że to, co robimy, jest bez sensu, bo maski nie są medyczne. Tymczasem według zaleceń krajowego centrum epidemiologicznego (Centers for Disease Control and Prevention, CDC), maski z materiału są rozwiązaniem kryzysowym w przypadku wyczerpania lub nieobecności innych środków. Kasia miała chwilę zwątpienia. Mama uspokoiła ją: „Dziecko, co zrobimy, to nasze. Szyjemy dalej”.
Polki, do maszyn!
Chciałyby szyć tak długo, dopóki starczy sił, materiału i do kiedy maski będą potrzebne. Zachęcają inne krawcowe do przyłączenia się do tej charytatywnej akcji. – Jest mnóstwo kobiet, które potrafią szyć, zwłaszcza wśród Polek. Niech szyją! Podamy skrojony materiał, ale szyć trzeba w swoim domu. Proszę też nie liczyć na zarobek, bo pieniądze ze zbiórki przeznaczone są wyłącznie na zaopatrzenie i wysyłkę. Sprawnej krawcowej uszycie jednej maski zajmie około 15 minut. Jak ktoś uszyje 15 masek dziennie, to wiem, że to jest dobra krawcowa – mówi Kasia.
Przyszłość jest niepewna dla rodzinnego biznesu Polek. Kasia wraz ze swoimi klientkami przeżywa odmówienie ważnych wydarzeń w ich życiu. Jej głos łamie się, gdy opowiada o odwołanych balach licealisty: – Pamiętam, jaki to ważny dzień dla każdej nastolatki. Makijaż, włosy, kwiatki i najważniejsze – piękna sukienka. Te młode dziewczyny zasługują na ten moment, pracowały na tę chwilę przez cztery lata. I teraz nawet tego nie mogą mieć…
Jednak jeszcze bardziej uderzają Grażynę i Kasię obrazy, które oglądają w wiadomościach. – Jak zobaczyłam tych wyczerpanych lekarzy i pielęgniarki, którzy leżą na pudełkach… nigdy nie zapomnę tego widoku. Ci ludzie ryzykują własnym życiem i nie mają narzędzi, żeby nam i sobie pomóc - ubolewa Kasia.
Dlatego, póki co, szyją maski. I szyć będą, dopóki starczy sił, materiału i gumki. – Wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Musimy wziąć się w garść, zebrać siły i przetrwać to razem.
Joanna Marszałek
j.marszał[email protected]
Zdjęcia pochodzą ze strony: Fabric Masks Across America
Reklama