Kazimierz Casey Chlebek: mam szansę na republikańską nominację na senatora
- 03/07/2020 10:48 PM
Kazimierz Casey Chlebek, inżynier, biznesmen, polonijny działacz społeczno-polityczny, wierzy, że ma szansę na zdobycie nominacji Partii Republikańskiej na urząd senatora USA z Illinois. W zmaganiach o nominację partyjną zmierzy się z czworgiem innych kandydatów. Są to: Robert Marshall, Peggy Hubbard, Mark Curran i Tom Tarter. Zdobywca republikańskiej nominacji w prawyborach 17 marca stanie w szranki w listopadowych wyborach powszechnych z długoletnim senatorem Richardem Durbinem, wpływowym demokratą.
Alicja Otap: Pana przyjaciele mówią, że ,,Casey Chlebek prawdziwy republikanin o polskim sercu”. Co Pan na to?
Kazimierz Casey Chlebek: – Chcę podkreślić, że to nie jest moje oficjalne hasło kampanijne, ale wymyśliło je środowisko polonijne. Prawdziwym hasłem jest: ,,Make America Proud Again” – ,,Uczyńmy Amerykę ponownie dumną”. Myślę, że gdy moi rodacy mówią, że jestem prawdziwym republikaninem o polskim sercu, to mają na myśli moje zaangażowanie na rzecz Polonii, zaangażowanie społeczne i politycznie oraz to, że zawsze byłem wierny Partii Republikańskiej, czego nie można powiedzieć o moich niektórych kontrkandydatach. Pozostałem wierny tradycjom republikańskim, podczas gdy niektórzy uczestnicy tego wyścigu zmienili swoją orientację polityczną i to nawet nie tak dawno. Na przykład Peggy Hubbard jeszcze niedawno głosowała na Hillary Clinton, demokratkę, a Mark Curran, były szeryf powiatu Lake, kilkanaście lat temu był demokratą. Natomiast ja zawsze trzymałem się linii republikańskiej i byłem wierny republikańskim ideałom.
A nie przeszkadza Panu, że prezydent Donald Trump też kiedyś był demokratą?
– Powiem szczerze, że tak może się zdarzyć i czasem jest to zrozumiałe, dlatego w takich wypadkach trzeba dać szansę. Ale sprawdzianem jest, jak później człowiek się angażuje w sprawę. Jeśli robi coś dla chwilowej kariery, to niedobrze. Ale jeśli coś robi z myślą o przyszłości. Ja słyszałem Trumpa 30 lat temu, jak udzielał wywiadu Oprze (Oprah -red.) Winfrey. Już wtedy, kiedy mówił o sytuacji w kraju, to brzmiał jak republikanin. Szczerze mówiąc, nie znam całej jego przeszłości politycznej. Ale w tej chwili interesuje mnie, co on robi dla kraju i czego można oczekiwać od prezydenta Trumpa. To jest dla mnie najważniejsze i dlatego jestem sto procent za nim. To jest osoba, która moim zdaniem uchroniła Stany Zjednoczone przed katastrofą polityczną w chwili, gdy sytuacja na świecie była bardzo zaostrzona i nie byliśmy za dobrze postrzegani przez innych. Zresztą ciągle mamy problem, by odbudować swój kapitał, żeby reszta świata też zrozumiała, że jesteśmy dumnym narodem jako Amerykanie, a to hasło mojej kampanii – ,,Make America Proud Again”.
Wspomniał Pan, że jest jeszcze czworo innych republikańskich kandydatów. Jak Pan ocenia swoje szanse na uzyskanie nominacji partyjnej?
– Może kogoś zaskoczę moją odpowiedzią, ale prawda jest taka, że naprawdę mamy wszyscy równe szanse. Żadna z tych osób nie jest dobrze znana w całym stanie Illinois. Może ktoś z nich jest znany w jednym powiecie, na przykład Lake. Ale tak naprawdę nikt z nas nie jest. My mamy równe szanse. Może ktoś powiedzieć, że nie mam wcześniej zbudowanej kariery politycznej, albo, że z zawodu nie jestem adwokatem (jak większość polityków, red.). To wszystko nie jest ważne w amerykańskich realiach. Ale na pewno jest ważne, by wygrać w tej chwili i później wygrać w ostatniej rundzie z senatorem Dickiem Durbinem. Mało kto wie, jakie warunki trzeba spełnić, by kandydować na senatora. I to zawsze ludzi zaskakuje, bo im się wydaje, że trzeba mieć wielkie wykształcenie. A tymczasem podstawowe warunki, jakie trzeba spełniać, to: być obywatelem USA (urodzonym lub naturalizowanym), mieć minimum 30 lat i trzeba być rezydentem stanu Illinois oraz zarejestrowanym do głosowania. Nie ma nic o wykształceniu. 200 lat temu, gdy sformułowano te warunki, było inaczej. Dawano wtedy równe szanse wszystkim. I wydaje mi się, że tak samo trzeba dzisiaj podejść do tej sytuacji. Wiem, że jak ma się dobre przygotowanie polityczne, to jest na pewno atutem, ale to nie jest koniecznością. Chcę podkreślić, że ja się przygotowywałem nie dwa lata, ale przez całe swoje życie, a szczególnie w Stanach Zjednoczonych przez 50 lat. Moje zaangażowanie w życie społeczne rozpoczęło się, gdy zostałem komandorem klubu żeglarskiego i w 2006 roku, kiedy zostałem prezesem wydziału stanowego Kongresu Polonii Amerykańskiej. Złożyliśmy wówczas pierwszą donację na rzecz utworzenia grupy politycznej przy KPA. Założyliśmy wtedy PAC (Political Action Committee, red), bardzo ważną komórkę, bo ona może przekazywać dotacje na różne cele polityczne. Byłem w to mocno zaangażowany. Dlatego mam więcej doświadczenia niż niektórzy z moich kontrkandydatów. Ale jeszcze raz, jesteśmy prawie na równi, mamy równe szanse, bo nikt nie ma jakiegoś szczególnego przebicia.
Partia Republikańska powiatu Cook już poparła Marka Currana, ale nie zrobiła tego centrala stanowa?
– Na tym etapie poparcie mogą wystosować indywidualne powiaty, czy małe organizacje polityczne, ale partia całego stanu tego nie zrobi, bo nie chcą przez przypadek postawić na złego konia. Sytuacja jest dynamiczna i wszystko może się zdarzyć. Wiem, jak to naprawdę działa. Garstka ludzi decyduje o tym przed spotkaniem z kandydatami. Byłem na ich każdym spotkaniu. Uczestniczę w debatach i forach. Jestem obecny na wszystkich tego rodzaju wydarzeniach. Staram się być obecny, bo to są kluczowe momenty, kiedy mogę spotkać się z ludźmi, tak z wyborcami, jak i tymi, którzy naprawdę kształtują lokalną politykę.
Jak ocenia Pan dotychczasowe zaangażowanie polsko-amerykańskiej społeczności w Pana kampanię?
– Zaczęliśmy od zbierania podpisów pod moim wnioskiem o kandydaturę. Akcja trwała trzy miesiące i udała się. To był wielki zryw polonijny. Poszło jak burza, choć nie jest łatwo znaleźć 5 tys. podpisów, co było wymagane. My nazbieraliśmy 9 tysięcy, ale złożyłem 8,5 tys, bo nie chciałem do ostatniego momentu czekać. Sam pojechałem do Springfield, aby złożyć dokumenty z podpisami wyborców. Jestem dumny z Polonii, że się wciągnęła w tę akcję. Wierzę, że podobnie będzie, jak trzeba będzie oddać głosy, że wszyscy bardzo intensywnie poprą moją kandydaturę. Wierzę, że Polonia się sprawdzi. Ale kampania jeszcze trwa. Wciąż potrzebujemy wolontariuszy, dlatego zapraszamy wszystkie osoby chętne do współpracy do naszej siedziby kampanijnej przy 112 W. Higgins w Park Ridge po umówieniu się z nami przez telefon. Proszę o telefon pod numer: (312) 898-2398 lub e-mail: [email protected]. Zachęcam też gorąco do odwiedzenia mojej strony internetowej: caseyforsenate.com, jest tu mnóstwo informacji dla wyborców oraz szczegółowe omówienie mojego programu wyborczego.
Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.
[email protected]
Reklama