– Tak, zgodnie z wymogami władz stanowych i federalnych dotyczącymi instytucji bratniej pomocy urząd prezesa przestał być wybieralny przez delegatów Sejmu. Prezesa zatrudnia teraz zarząd, w skład którego wchodzi: wiceprezes, sekretarz generalny, skarbnik oraz pięciu dyrektorów.
Czy zmieniła się również rola ZNP-PNA? Czy organizacja jest teraz nastawiona bardziej na biznes niż na pomoc Polonii?– Te dwie rzeczy zawsze szły ze sobą w parze. Organizacja została stworzona w celu podtrzymania tożsamości narodowej. Nadal wspieramy kulturę polską, polonijne szkoły, prowadzimy bezpłatną poradnię prawną itd. Biznesu trzeba pilnować, bo to z dochodów biznesowych organizacji wspierane są wspomniane programy. Pieniądze ze składek członkowskich są inwestowane, a zyski przeznaczane są na programy członkowskie.
Związek Narodowy Polski zrzesza obecnie 120 tys. członków w 37 stanach. Dysponuje kapitałem sięgającym 432 mln dolarów. Wypłaca pośmiertne rodzinom członków, przyznaje stypendia, wspiera harcerstwo, polonijne szkoły, zespoły pieśni i tańca, kluby zainteresowań. Jest właścicielem radiostacji WPNA i „Dziennika Związkowego”. Organizuje kolonie letnie i sponsoruje bezpłatną poradnię prawną. Czy o czymś zapomniałam?– Dodatkowo wspieramy inne organizacje i włączamy się w różne inicjatywy, również inicjowane przez innych. Staramy się być aktywni w życiu Polonii, włączamy się w różne ważne akcje. Niektóre z nich mają nawet wymiar historyczny. Takie są bowiem oczekiwania wobec naszej organizacji.
Co trzeba zrobić, żeby zostać członkiem tej szacownej organizacji?– Dokładnie to samo, co ponad sto lat temu: wykupić u nas ubezpieczenie na życie albo założyć konto emerytalne. Warto pamiętać, że od początku istnienia Związku Narodowego Polskiego żaden z naszych członków nie stracił ani jednego centa. Nasza organizacja utrzymała się nawet w czasach depresji, zarówno tej dawnej, jak i tej najnowszej z 2008 r. Przetrwaliśmy ją, nasz gmach nadal stoi, ludzie mają pracę, „Dziennik Związkowy” istnieje – i warto pamiętać, że właśnie dzięki tej organizacji. Każdy może zostać członkiem ZNP-PNA. Mamy lokalnych agentów prawie w każdym stanie. Zapraszamy do naszego biura w Chicago.
Polacy niechętnie kupują ubezpieczenie na życie. Dlaczego warto je mieć?– W Polsce to rząd zawsze dopłacał rodzinie do ostatnich wydatków. W Stanach Zjednoczonych jest zupełnie inaczej. Powiem prosto z mostu. Miejsce na cmentarzu kosztuje 2,5-3 tys. dolarów. Kolejne 2,5 tys. jest potrzebne na grób. Proszę zapytać kogoś, kto niedawno pochował bliską osobę. Śmierć w rodzinie to wydatek nawet 15 do 20 tys. dolarów. Kremacja, choć tańsza, również sporo kosztuje. Prawdziwa tragedia jest wtedy, gdy człowiek nie jest przygotowany. Proszę spojrzeć na to tak. Większość z nas ma ubezpieczenie na swój smartfon, a na własne życie nie mamy. Płacimy dziesięć dol. miesięcznie za głupie urządzenie, a nie myślimy o tym, że nawet za tę sumę można mieć jakieś ubezpieczenie, które pomoże rodzinie.
Wśród młodszych imigrantów organizacje polonijne mają opinię przestarzałych, niepotrzebnych i odpornych na zmiany. Czy w ZNP-PNA jest miejsce na nowe pomysły?– Jak najbardziej! O tym rozmawialiśmy m.in. na naszym ostatnim Sejmie – żeby dostosować się do wymogów czasu, wprowadzić do organizacji młodszych ludzi, w tym na ważne stanowiska. Dziś nikt nie ma czasu chodzić na zebrania, a jeśli przychodzi, to żeby się czegoś nauczyć, z korzyścią dla siebie. Mówię o tym już od lat. Dziś młodzi ludzie chcą programów, które służą ogólnym celom, takim jak ochrona środowiska czy pomoc innym. Mamy nowy program Kids-4-Kids, z którego zebrane fundusze trafiają do Daru Serca i innych fundacji, a więc do ludzi, którzy być może nie są członkami ZNP-PNA. To jeden z programów mający na celu włączenie młodszych osób w działalność charytatywną. Jeśli człowiek nie akceptuje zmian, to szybko się starzeje, zaś organizacje umierają. Co działało 20 czy 40 lat temu, dziś już nie działa. Dlatego jestem otwarty na nowe pomysły.
Wspomniał Pan ochronę środowiska – czy pomysł paneli słonecznych na dachu siedziby ZNP-PNA jest nadal aktualny?– Oczywiście. To jest właśnie pomysł na przyszłość. Młodzi ludzie myślą o ochronie środowiska. To nie tylko oszczędzi koszty utrzymania budynku, ale także pomoże całemu środowisku.
Wierzy pan w zmiany klimatyczne?– Wszyscy widzimy, co się dzieje. Nie trzeba być geniuszem. Moi rodzice już to widzieli. Dlatego u nas w domu sortowało się gazety, puszki. Osobiście bardzo wierzę w ochronę środowiska.
Celem powstania Polish National Alliance było połączenie Polaków rozproszonych po Ameryce. A jednak Polonii zarzuca się, że jest podzielona.– Niestety, odkąd Polacy przyjeżdżali do Ameryki, zawsze były różnice poglądów i zazdrość. Jak czytam historię naszej organizacji, to widzę, że wśród Polonii zawsze każdy miał inny pogląd. Na początku nawet księża byli przeciwko naszej organizacji, bo mogli do niej należeć wyznawcy różnych religii. Mimo to ludzie organizowali się przy kościołach. Podzielona Polonia istnieje, lecz radą na to jest ciągła komunikacja i integracja. Łączy nas jednak więcej, a przede wszystkim przywiązanie do ojczyzny i tradycji.
Jest Pan prezesem Związku Narodowego Polskiego, lecz również Kongresu Polonii Amerykańskiej (Polish American Congress, PAC). Czym różnią się od siebie te dwie organizacje?– Kongres stworzony został w 1944 roku, aby walczyć o wolną Polskę, a potem ją wspierać. Zawsze miał podobne cele do PNA, lecz obejmował bardziej ogólnie starania o wolną Polskę, zabierał głos w jej obronie w Stanach Zjednoczonych. Po wojnie aktywnie pomagał osobom przemieszczonym, w czasach solidarnościowych organizował zbiórki dla rodzin w Polsce. Działał na rzecz wejścia Polski do NATO. Staje w obronie Polski i Polaków za każdym razem, gdy mamy do czynienia z „Polish joke” czy powracającym problemem sformułowania „Polish death camps”. O zniesienie wiz walczyliśmy od 2003 r. – wiele razy byłem w tej sprawie w Waszyngtonie, spotykałem się z lokalnymi legislatorami. Donald Trump w tym pokoju pytał mnie „Frank, co jest ważne dla Polaków”. Odpowiedziałem, że zniesienie wiz i zwiększenie obecności żołnierzy amerykańskich w Polsce. Pamiętam, że jego asystenci od razu googlowali, czy mam rację. I choć nie przyszło to, jak obiecał, w dwa tygodnie, to jednak się stało. Żeby załatwiać sprawy dla Polski, trzeba mieć osobiste relacje z ważnymi osobami oraz przyjaciół w odpowiednich instytucjach, a także swoich kandydatów w wyborach. O te relacje zabiega Kongres Polonii Amerykańskiej.
Na co dzień mijamy się w korytarzach budynku PNA, gdzie mieści się również redakcja „Dziennika Związkowego” i radiostacja WPNA. Czego pracownicy nie wiedzą o swoim szefie i 19. prezesie ZNP-PNA?– Bardzo lubię zwierzęta, lecz wszystkie, które miałem w życiu, były chore. Przez 16 lat opiekowałem się kalekim pieskiem shih tzu. Zapłaciłem za jego operację, żeby mógł chodzić. Nie udała się, ale dochowałem zwierzątko do późnej starości. Teraz mam kota, który niestety też zachorował i co dwa miesiące wożę go do weterynarza. Mało kto wie, że gram również na akordeonie i w latach 80. byłem członkiem profesjonalnego zespołu. Przez pół roku w weekendy graliśmy w restauracji przy Lake Shore Drive w śródmieściu Chicago. Kiedyś uczyłem również gry na akordeonie, gitarze i perkusji. Dzięki graniu i dawaniu lekcji muzyki mogłem się utrzymać w czasie studiów.
Podobno jest pan również fanem starych samochodów, które w niedzielę będzie można podziwiać w Klairmont Kollections podczas prywatnej uroczystości z okazji 140-lecia Związku Narodowego Polskiego.– Tak, będzie tam około 300 aut. Te samochody to historia, a wartość niektórych z nich to 2-3 mln dolarów. Po samochodach najbardziej widać, jak zmienia się kraj. Chciałem, żeby nie był to typowy, nudny bankiet i dużo przemówień. Chcę, żeby ludzie zobaczyli i zapamiętali coś ciekawego.
Życzę więc udanego świętowania rocznicy i dziękuję za rozmowę.