"Joker" Todda Phillipsa, "1917" Sama Mendesa, "Irlandczyk" Martina Scorsese, a może "Pewnego razu... w Hollywood" Quentina Tarantino? O tym, która z produkcji otrzyma Oscara dla najlepszego filmu, a także czy statuetkę dla najlepszego filmu międzynarodowego dostanie "Boże Ciało” Jana Komasy, dowiemy się wieczorem w niedzielę.
W tym roku najwięcej, bo aż 11 szans na statuetki ma "Joker" Todda Phillipsa. Nagrodzony Złotym Lwem na ubiegłorocznym festiwalu w Wenecji obraz został nominowany w kategoriach: najlepszy film, reżyser, scenariusz adaptowany, charakteryzacja i fryzury, muzyka oryginalna, kostiumy, zdjęcia, dźwięk, montaż i montaż dźwięku. Niemal pewna wydaje się wygrana grającego tytułową rolę Joaquina Phoenixa, który za kreację najsłynniejszego psychopaty w historii popkultury zgarnął już m.in. Złoty Glob, nagrodę BAFTA oraz nagrodę Amerykańskiej Gildii Aktorów Filmowych. Aktor będzie rywalizował o Oscara z nagrodzonym na festiwalu canneńskim Antonio Banderasem ("Ból i blask"), Adamem Driverem ("Historia małżeńska"), Leonardo DiCaprio ("Pewnego razu... w Hollywood") oraz Jonathanem Pryce'em ("Dwóch papieży").
Jak podkreślają recenzenci, niespodzianki nie będzie raczej także w kategorii najlepsza aktorka pierwszoplanowa. Główną pretendentką do tej nagrody pozostaje Renee Zellweger, która w "Judy" stworzyła kreację Judy Garland, amerykańskiej gwiazdy o złamanym życiorysie. Jej najmocniejszą konkurentką jest Saoirse Ronan grająca zbuntowaną, młodą pisarkę Jo March w "Małych kobietkach" Grety Gerwig wg XIX-wiecznej powieści Louisy May Alcott. Poza Zellweger i Ronan w gronie nominowanych znalazły się Charlize Theron ("Gorący temat"), Scarlett Johansson ("Historia małżeńska") i Cynthia Erivo ("Harriet").
Za role drugoplanowe najprawdopodobniej nagrodzeni zostaną Laura Dern, przebojowa prawniczka z "Historii małżeńskiej" i Brad Pitt, który w "Pewnego razu... w Hollywood" zagrał kaskadera marzącego o karierze w przemyśle filmowym. W opinii wielu krytyków statuetki te powinny jednak powędrować do Kathy Bates za rolę opiekuńczej matki ochroniarza niesłusznie oskarżonego o udział w przygotowaniu zamachu terrorystycznego w "Richardzie Jewellu" oraz Ala Pacino za kreację legendarnego działacza związkowego Jimmy'ego Hoffy w "Irlandczyku".
Wśród oscarowych faworytów wymieniany jest dramat wojenny "1917" Sama Mendesa, który może otrzymać łącznie 10 statuetek, w tym dla najlepszego filmu, reżysera, a także za scenariusz oryginalny, zdjęcia, dźwięk i montaż dźwięku. O tyle samo Oscarów walczą "Irlandczyk" Martina Scorsese oraz "Pewnego razu... w Hollywood" Quentina Tarantino. I choć bez wątpienia produkcja stanowiąca ukoronowanie dotychczasowej twórczości autora "Taksówkarza" powinna zostać uhonorowana statuetkami, powszechne są opinie, że jej szanse są niewielkie. Po ubiegłorocznym sukcesie "Romy" Alfonso Cuarona - również produkcji Netfliksa - sporo mówiło się o tym, że Akademia coraz mniej przychylnie patrzy na filmy streamingowego giganta. Grupa członków Akademii - na czele ze Stevenem Spielbergiem - wskazywała, że filmy, które poza platformą streamingową dostępne są w tradycyjnej dystrybucji, zamiast ścigać się z obrazami wyświetlanymi wyłącznie w kinach powinny rywalizować o nagrody telewizyjne.
W obliczu wątpliwości Akademików najmocniejszym kandydatem do nagrody za najlepszą reżyserię i film wydaje się Mendes, który 20 lat temu otrzymał Oscara za reżyserię "American Beauty". Jednak i Tarantino - jak oceniają branżowe media - byłby idealnym laureatem nagrody reżyserskiej. Wprawdzie na swoim koncie ma już dwie statuetki Akademii, ale wyłącznie za najlepsze scenariusze oryginalne (w 1995 r. za "Pulp Fiction", a w 2013 r. za "Django"). Wysoko oceniane są też szanse południowokoreańskiego reżysera Bonga Joon-ho, twórcy nagrodzonego canneńską Złotą Palmą "Parasite". Poważne zastrzeżenia budzi z kolei brak nominacji dla Gerwig za "Małe kobietki". Film wg klasycznej powieści Louisy May Alcott ubiega się o statuetki m.in. za najlepszy film, scenariusz adaptowany, muzykę oryginalną i kostiumy.
W kategorii najlepszy pełnometrażowy film międzynarodowy (dotychczasowa nazwa kategorii to najlepszy film nieanglojęzyczny) pierwsze miejsce w rankingach bukmacherów zajmuje "Parasite". Tym samym stanowi najpoważniejszą konkurencję dla "Bożego Ciała" Jana Komasy - opowieści o dwudziestoletnim Danielu, który po wyjściu z zakładu poprawczego zostaje omyłkowo wzięty za księdza.
Od czasu światowej premiery, która miała miejsce w sierpniu ub.r. na festiwalu w Wenecji, polski film został doceniony wieloma nagrodami, m.in. Europa Cinemas Label i Inclusive Award Edipo. W obsadzie znaleźli się m.in.: Bartosz Bielenia, Zdzisław Wardejn, Eliza Rycembel, Tomasz Ziętek, Aleksandra Konieczna, Łukasz Simlat i Leszek Lichota. Do filmu wg scenariusza Mateusza Pacewicza zdjęcia zrealizował Piotr Sobociński Jr. Muzykę skomponowali Evgueni i Sacha Galperine, którzy wcześniej odpowiadali za ścieżki dźwiękowe m.in. do "Przeszłości" Asghara Farhadiego i "Dzięki Bogu" Francois Ozona.
Pozostałymi nominowanymi w kategorii najlepszy pełnometrażowy film międzynarodowy są: "Kraina miodu" Ljubomira Stefanowa i Tamary Kotewskiej (Macedonia), uhonorowani w Cannes Nagrodą Specjalną Jury "Nędznicy" Ladja Ly (Francja) oraz "Ból i blask" Pedro Almodovara (Hiszpania).
Po tym, jak przed ubiegłoroczną galą z roli prowadzącego zrezygnował oskarżony o homofobię komik Kevin Hart i - decyzją Akademii - po raz pierwszy od 30 lat ceremonia odbyła się bez gospodarza ani gospodyni, w tym roku postanowiono powtórzyć tę formułę. Jak argumentowali członkowie Akademii, uroczystość bazującą na "osobowościach sław wręczających nagrody" oglądało 30 mln widzów w Stanach Zjednoczonych, co oznacza "nieznaczny wzrost oglądalności" w porównaniu z rokiem 2018.
Pełną listę tegorocznych nominowanych można znaleźć na stronie Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej. O tym, kto znajdzie się w gronie laureatów 92. edycji nagród, dowiemy się w nocy z niedzieli na poniedziałek. Gala, która odbędzie się w Dolby Theatre w Hollywood w Los Angeles, rozpocznie się o godz. 2 czasu polskiego i będzie transmitowana przez Canal+. Podobnie jak w ubiegłym roku, będzie ją także można śledzić na żywo w internecie.
Dzień przed ceremonią poznamy nominowanych do Złotych Malin, zwanych anty-Oscarami, czyli nagród dla najgorszych filmów i twórców filmowych. Tym samym po raz drugi w historii laureaci Złotych Malin zostaną ogłoszeni po gali oscarowej, a nie w przeddzień. (PAP)
autorka: Daria Porycka
Reklama