Co łączy zbliżającą się amerykańską trasę koncertową zespołu Golec uOrkiestra z Polską Misją w Orchard Lake w Michigan? To osoba Arkadiusza Góreckiego, wybitnego muzyka i promotora kultury z Chicago, który od półtora roku pełni funkcję dyrektora wykonawczego tej placówki. Opowiedział nam o pierwszych sukcesach i dalszych wyzwaniach stojących przed szacowną instytucją.
Joanna Marszałek: – Jak udało ci się namówić tak wielkie gwiazdy, by przeznaczyły dochód z koncertów na pomoc dla Orchard Lake?
Arkadiusz Górecki: – Od prawie 10 lat organizuję koncerty tego zespołu w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Z Pawłem i Łukaszem poznaliśmy się jeszcze na studiach. Podczas wspólnego muzykowania narodziła się przyjaźń.
Odkąd objąłem funkcję dyrektora Polskiej Misji w Orchard Lake, Paweł i Łukasz bardzo interesowali się tym zapomnianym skarbem Polonii. Byli pod wielkim wrażeniem tego, co opowiadałem. Wspólnie postanowiliśmy, że odbędzie się trasa, z której dochód będzie przeznaczony na programy kulturalne dla dzieci i młodzieży w Orchard Lake, ale też starszej Polonii, której zadaniem jest promocja historii i kultury. Większość Polonii nawet nie ma pojęcia, jakie skarby kryje w sobie to miejsce.
No właśnie, jakie?
– Orchard Lake Schools to kampus o powierzchni około 80 hektarów, zakupiony w 1885 roku za pieniądze pochodzące ze składek Polonii, czyli za krwawicę pracujących za grosze polskich imigrantów. Dziś w jego skład wchodzi seminarium duchowne, szkoła katolicka oraz Polska Misja, mająca za zdanie promocję polskiego dziedzictwa. Kampus otoczony jest przepięknymi jeziorami, dookoła są kluby golfowe. To nieodkryty kurort, położony dokładnie pośrodku największych skupisk Polonii – między Chicago, Toronto i Nowym Jorkiem. Z Chicago jedzie się tam 4,5 godziny, kolejne 4 godziny do Toronto. Nie zapomnijmy też o miejscowej Polonii w Michigan.
Polonia jest dość zintegrowana wokół Chicago i nawet Michigan wydaje się niektórym odległe.
– Uderza mnie, że w czasach, gdy nie ma już dużego napływu Polonii, wciąż jeszcze dzielimy Polonię na michigańską, chicagowską, nowojorską itp. Jako dyrektor Polskiej Misji uważam, że musimy budować mosty między Polonią w całej Ameryce i Kanadzie. Jeżeli tego nie zrobimy, to rozpłyniemy tak jak mniejszość niemiecka czy włoska – które były tak mocne i zauważalne np. w Chicago. Orchard Lake ma tak wspaniałe zaplecze, że tam mogą przyjeżdżać wszyscy. Ja też na początku byłem „tym z Chicago”, lecz próbuję przyciągać „tych” z pozostałych metropolii.
Wspomniałeś skarby i zbiory. Co tam tak naprawdę jest?
– Niesamowity potencjał. Oprócz przepięknego kampusu z pokojami noclegowymi i w pełni wyposażoną kuchnią, gdzie mogą przyjeżdżać całe rodziny, mamy wspaniałe zbiory. Miłośnicy numizmatyki mogliby podziwiać monety z dawnych czasów, w tym z czasów Imperium Rzymskiego. Te kolekcje warte są miliony dolarów. Dziś leżą zabezpieczone w banku, bo nie mamy profesjonalnych gablot, żeby je pokazywać. Mamy szkice i obrazy Matejki, Kossaka, Styki, Stryjeńskiej i wielu innych. Odgruzowując w 2019 roku odkryliśmy kopię biblii Lutra z XV wieku. W innym pomieszczeniu odkryliśmy dwa pasiaki, podpisane wraz z numerem i zdjęciami osób, które je nosiły. Odnaleźliśmy też kolekcję broni. A to tylko część zbiorów. Te rzeczy leżały w różnych warunkach. Teraz próbujemy je zabezpieczyć i przechować do czasu remontu i rozbudowy galerii. To nie tylko polonijne dziedzictwo, lecz ogólnoświatowe. Moim marzeniem jest, żeby nasze muzeum było punktem „must-see” dla każdego, kto będzie w regionie Michigan.
W wywiadzie udzielonym nam w kwietniu 2018 roku powiedziałeś, że chcesz, aby Orchard Lake stało się znowu światowym centrum kulturalnym i edukacyjnym Polonii. Co udało się zrealizować?
– Wiele wystaw i koncertów, coraz więcej imprez kulturalnych. Odbyło się kilka kongresów, spotkań ważnych organizacji polonijnych, przyjechało kilka delegacji z Polski. Była wystawa i koncert muzyków Octava Ensemble z Krakowa z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości, mieliśmy koncerty zespołów folklorystycznych ze Stanów. W zeszłym roku odbyło się około 15-20 imprez. Ksiądz kanclerz Mirosław Król żartobliwie podkreśla, że teraz aż za dużo się dzieje w Orchard Lake. Odgruzowujemy archiwum i muzeum. Parę razy w roku przylatują do nas archiwiści i historycy sztuki, którzy pomagają nam uporządkować zaniedbane przez lata zbiory. Bardzo zależało mi na tym, żeby o Orchard Lake zaczęto mówić nie tylko lokalnie, ale żeby rodacy w Polsce usłyszeli o tym miejscu. Imprezy, które odbyły się przez pierwsze półtora roku służą nagłaśnianiu informacji o tym miejscu.
Ambasador Piotr Wilczek miał lobbować w polskim rządzie o wsparcie na remont galerii. Czy udało się uzyskać jakieś środki?
– Jeszcze nie, choć ambasador nadal jest w to mocno zaangażowany. Pierwszy rok spędziłem na zapoznawaniu się z problematyką tego miejsca. Teraz wiemy, jakie ruchy należy poczynić, żeby dostać fundusze i granty. Była delegacja z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego i Instytutu Polonica, i razem wytyczyliśmy program działania na pozyskanie środków. Robimy swoje, w Polsce też jest wykonywana praca. Fundacja Wikiera zabezpieczyła nam kilka milionów dolarów, ale to połowa tego, co potrzebujemy. Wiele osób zapewniało mnie, że rząd polski będzie nas wspierać. Ale musimy wykonać pracę po naszej stronie. Jednym z zadań jest profesjonalne przygotowanie magazynu do przechowywania archiwum. Wówczas przyjedzie duża ekipa archiwistów, aby pomóc je sprawnie uporządkować.
Wiemy, że Polska Misja uczestniczy też w projekcie konserwacji grobów żołnierzy Błękitnej Armii, odkrytych na cmentarzu w Orchard Lake, poza kampusem. Na jakim etapie są te prace?
– To projekt realizowany przez Instytut Pamięci Narodowej, a my jesteśmy jego głównym partnerem. W kwietniu IPN ma rozpocząć prace na cmentarzu. W centralnym punkcie kwatery wojennej stanie pomnik z opisem i wyjaśnieniem w języku polskim i angielskim, kim była Błękitna Armia i kto tam spoczywa.
Zanim zostałeś dyrektorem Misji, byłeś wybitnym muzykiem i animatorem kultury. Czy po blisko dwóch latach prowadzenia misji masz jeszcze czas na muzykę?
– Oczywiście, dzięki dyscyplinie zaszczepionej artystom od dziecka. Pomimo tego, że jestem rzeczywiście bardzo zajęty między Orchard Lake i Chicago, codziennie znajduję czas na ćwiczenia. Do mojej przygody z puzonem zasiadam z reguły bardzo wcześnie rano lub bardzo późno w nocy. Przez 4,5 godziny podróży w samochodzie można też ćwiczyć na ustniku. Gram rzadziej, bo skupiam się na pracy w Misji, lecz mam nadzieję, że to się zmieni, bo nasza drużyna powoli się powiększa.
Jak chciałbyś zachęcić Polonię do odwiedzania Orchard Lake?
– Przyjeżdżajcie zobaczyć perłę, która istnieje dzięki Polonii. Odkryjecie tu niesamowity, zapomniany skarb. Zachęcam, żeby przywozić dzieci i młodzież, bo ten skarb musimy przekazać następnym pokoleniom. Polonia powinna czuć się właścicielem i gospodarzem tego miejsca, aby nie spotkał go smutny los wielu instytucji, które zostały zamknięte, a kapitał spieniężony. Dlatego sygnalizuję, proszę i błagam, żeby Polonia zainteresowała się Orchard Lake. I jeżeli możemy, zróbmy coś razem. Jan Paweł II, który był na kampusie dwa razy, powiedział: „Proszę was, wypełnijcie to miejsce po brzegi”.
Dziękuję za rozmowę.
Joanna Marszałek
j.marszał[email protected]
Reklama