Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 18 listopada 2024 21:41
Reklama KD Market

W Labor Day o ekonomii, wojnie i… pracy

Ostatni weekend lata i zarazem pierwszy weekend września to tradycyjnie czas wyjazdów za miasto, wspólnych wieczorów przy barbeque i zakupów dla wracających od wtorku do szkoły dzieci. Ale Labor Day, choć najczęściej pozbawiony jest uroczystych celebracji, czy pochodów porównywalnych z obchodzonym w Europie 1 Maja, zmusza także do refleksji. Zwłaszcza, gdy przed rynkiem zatrudnienia stają poważne wyzwania. Amerykanie pamiętają dużo smutniejsze ostatnie długie weekendy lata. Od wielkiej recesji, kiedy wielu z nich bezskutecznie poszukiwało zatrudnienia, nie minęło w końcu aż tak wiele czasu. Sama widziałam wówczas znajomych z dobrymi, wyuczonymi w USA zawodami zmuszonych do pracy na stacjach benzynowych lub fast foodach. To nie są przyjemne wspomnienia. W gospodarce wolnorynkowej pytanie o to, co przyniesie kolejny rok, dla kogo i za ile przyjdzie nam pracować za kilkanaście miesięcy, musi zaprzątać nasze głowy. Na papierze wszystko wydaje się w porządku. Stopa bezrobocia wynosi 3,7 proc., co w praktyce oznacza, że pracę ma niemal każdy, kto jej aktywnie szuka. Co miesiąc też Departament Pracy informuje o tworzonych przez gospodarkę nowych etatach. I są to najczęściej liczby znacznie przekraczające każdorazowo 100 tysięcy. Wzrost gospodarczy oscyluje w granicach 2 procent i choć daleko mu do obiecywanego przez prezydenta Donalda Trumpa wskaźnika 3 proc. PKB, jest ciągle przyzwoity. Jednocześnie jednak słowa ,,recesja” i ,,spowolnienie” coraz częściej pojawiają się w mediach. Chmury na horyzoncie Dzieje się tak z wielu powodów. Po pierwsze dlatego, że pojawiły się już symptomy słabnięcia tendencji wzrostowych, a obecny okres rozwoju gospodarczego, który rozpoczął się po ostatniej wielkiej recesji, trwa już rekordowo długo. Gospodarka wolnorynkowa zawsze rozwija się cyklicznie i prędzej czy później po okresie ekspansji musi nastąpić spowolnienie jej tempa rozwoju. Pytanie jedynie, kiedy to nastąpi i jakie będą jego rozmiary. A ponieważ na całym świecie ekonomiści obserwują już symptomy hamowania, na pewno do kolejnej recesji jest już bliżej niż dalej. Dostrzega to także amerykański bank centralny – Rezerwa Federalna, który obniżył niedawno stopy procentowe. Dostrzega też i Departament Pracy, według którego dynamika tworzenia nowych miejsc pracy znacznie ostatnio spadła. Zależność jest tu prosta. Słabszy wzrost gospodarczy przekłada się na mniej etatów, a także na niższy wzrost płac. Po drugie – Stany Zjednoczone znajdują się obecnie w stanie wojny. Co prawda nie tej ,,gorącej” z udziałem sił zbrojnych, ale może nie mniej groźnej z punktu widzenia ekonomii i rynku pracy – czyli handlowej. Spór toczy się z drugą co do wielkości gospodarką świata – Chinami. Na razie obie strony mocno się okopały. W Pekinie odnotowano wzrost nastrojów patriotycznych, co nawet w niedemokratycznym kraju może utrudnić pójście na ustępstwa wobec Waszyngtonu. W USA prezydent Trump wprost wezwał rodzime spółki do zaprzestania produkcji w Chinach i przeprowadzenia jej do USA. ,,Nie potrzebujemy Chin i mówiąc szczerze funkcjonowalibyśmy bez nich znacznie lepiej” – napisał na Twitterze. Choć sam pomysł masowych powrotów fabryk do USA jest delikatnie mówiąc mało realny, podobne deklaracje prezydenta zawsze wywołują niepokój w świecie biznesu. Teoretycznie w tej wojnie przewaga powinna należeć do Stanów Zjednoczonych. W 2018 roku eksport z USA do Chin osiągnął wartość 120 miliardów dolarów, podczas gdy import z Chin do USA wyniósł 539 mld dolarów. W tej wojnie to Pekin ma więcej do stracenia. Ale jak to na wojnach bywa, straty będą po obu stronach, tym bardziej, że zwolnienie globalnej gospodarki odbiło się już na amerykańskim eksporcie do innych niż Chiny krajów. Podniesienie ceł przez obie strony musi doprowadzić do ograniczenia wymiany między Chinami a USA, a krajom tym trudno będzie szybko znaleźć alternatywne rynki zbytu. Zapowiedź wprowadzenia 25-procentowych ceł na eksportowane do Chin amerykańskie auta musi uderzyć w przemysł samochodowy, skoncentrowany na Środkowym Zachodzie, głównie w Michigan i Ohio, ale także w Illinois. Warto też pamiętać, że sektor motoryzacyjny, podobnie jak nieruchomościowy, jest najmocniej narażony na wahania związane z recesją. Przemysł USA odnotował już dwa kolejne kwartały spadku produkcji, mimo że w tym sektorze tworzone są ciągle miejsca pracy. Rozchwiane rynki Po trzecie na globalnych rynkach finansowych mamy do czynienia z różnymi niepokojącymi zjawiskami. Giełdy nie lubią niepewności, więc reagują spadkami na ostrą retorykę towarzyszącą eskalacji wojny handlowej. W takich czasach wykresy indeksów zaczynają przypominać przekrój trasy rollercoasterów w lunaparkach, a szefowie spółek nabierają szczególnej ostrożności. Ma to swoje przełożenie także na losy zwykłych zjadaczy chleba. „Okopanie się” spółek oznacza najczęściej niższe wydatki inwestycyjne i ograniczanie zatrudnienia, tym bardziej, że wielu z nich przyjdzie liczyć straty w związku ze spodziewanym ograniczeniem wymiany z Chinami. Miliony Amerykanów inwestują na giełdzie, jeśli nie bezpośrednio, to za pomocą planów emerytalnych, takich jak 401(k), 503(b), czy IRA. Do kłopotów należy doliczyć także skomplikowane zjawiska zaobserwowane na rynku obligacji. Nie brak ekonomistów wróżących rychły krach całego globalnego systemu monetarnego, który zamknie obecnie obowiązujący, którego zręby wypracowano ponad 75 lat temu w Bretton Woods i który od lat 70. ubiegłego wieku znajduje się praktyczne w rozsypce. Może to wywołać gwałtowny kryzys, którego skutków nie da się do końca przewidzieć. Są to wszystko kasandryczne przewidywania, ale warto pamiętać, że w systemach ekonomicznych wiele zależy od samego nastawienia konsumentów. Jeśli są oni zaniepokojeni lub nastawieni pesymistycznie, zaczyna działać zasada samospełniającej się przepowiedni. Rodziny rezygnują z inwestycji w pierwszy dom, zakup samochodu, wyjazdu na długi weekend, czy z innych wydatków. W efekcie powtarzane masowo zachowania przekładają się negatywnie na kondycję gospodarki i całego rynku pracy. Z drugiej jednak strony nie należy dać się zwariować. „Gdy wielu ekonomistów zaczyna ostrzegać przed recesją, to należy założyć, że po prostu chcą dołączyć do peletonu, aby nie wyjść na ignorantów. Ekonomistom wolno się pomylić, jeśli znajdą się w dobrym towarzystwie” – uważa Dean Baker z waszyngtońskiego think tanku Center for Economic and Policy Research, sam z zawodu… ekonomista. I może tego należy się trzymać, konsumując w Labor Day ostatniego tego lata krwistego steka z grilla? Jolanta Telega [email protected]
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama