Brytyjski sąd nie podjął w środę decyzji o ekstradycji Czesława K., męża Grażyny Kuliszewskiej, której ciało w lutym wyłowiono z rzeki Uszwicy (Małopolskie). Postanowieniem sądu pobyt K. w londyńskim areszcie został przedłużony do 10 września.
Informacje te przekazał w środę PAP Marcin Michałowski, prokurator prowadzący śledztwo w sprawie. W czwartek prokuratura, po dokładnym zapoznaniu się z przebiegiem środowej rozprawy, przekaże bardziej szczegółowe informacje o sprawie Czesława K.
W środę sąd w Londynie rozpatrywał wniosek o ekstradycję podejrzanego. Na poprzednim posiedzeniu w lipcu sąd odrzucił wniosek Czesława K. o opuszczenie aresztu za kaucją.
38-letni Czesław K. został zatrzymany w Londynie 22 lipca na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania. Nakaz taki wydał Sąd Okręgowy w Tarnowie na wniosek Prokuratury Okręgowej w Tarnowie.
Prokurator podkreślił, że z uwagi na dobro sprawy nie może ujawnić, jakie zarzuty były podstawą do przygotowania Europejskiego Nakazu Aresztowania.
Według nieoficjalnych doniesień medialnych podstawą do wystosowania ENA był zarzut zabójstwa dla Czesława K. Prokurator Michałowski nie potwierdził tych informacji, nie ujawnił także wyników szczegółowej sekcji zwłok 34-latki z Borzęcina. W sprawie prokuratura przesłuchała już kilkudziesięciu świadków. "Postępowanie trwa dalej. Z uwagi na dobro sprawy nie informujemy o rodzaju i charakterze czynności, ani o szczegółowych wynikach sekcji" – powiedział Michałowski.
Pięcioletni syn małżeństwa – w związku z aresztowaniem ojca – trafił pod tymczasową opiekę swojej ciotki. O przyznaniu opieki zadecydował sąd w Brzesku (Małopolskie).
Grażyna Kuliszewska zaginęła w nocy z 3 na 4 stycznia. Jej ciało odnaleziono 28 lutego w rzece Uszwica, 6 km od rodzinnego domu. O tajemniczym zniknięciu 34-latki informowały w lutym portale Onet i Fakt24.
Pochodząca z Borzęcina koło Brzeska kobieta wraz ze swoim mężem pracowała w Wielkiej Brytanii. Para ma pięcioletniego syna. Z relacji mediów i świadków wynika, że ostatnich świąt Bożego Narodzenia Kuliszewska nie spędziła z rodziną – została w Londynie, a mąż i syn wrócili do Polski.
3 stycznia również i ona przyleciała do kraju. Zdążyła z mężem Czesławem odwiedzić notariusza – zamierzali podpisać umowę, zgodnie z którą dom 34-latki w Polsce przechodzi na Czesława.
Kuliszewska miała przepisać mężowi nieruchomość za 15 tys. funtów (ok. 70 tys. zł). Do podpisania umowy jednak nie doszło, ponieważ brakowało stosownych dokumentów. Portale podają również, że pieniądze, które Czesław miał przekazać żonie, zniknęły. 4 stycznia Kuliszewska planowała wrócić do Londynu, na lotnisko do Krakowa jednak nie dotarła. Jej ciało, po prawie dwumiesięcznych poszukiwaniach, wyłowiono 28 lutego z rzeki Uszwicy niedaleko Borzęcina.
Zgodnie z relacją jej męża, wieczorem 3 stycznia jego żona była podenerwowana. Poszli spać we trójkę: on, żona i syn. Kiedy obudził się rano, 34-latki nie było. Miała zostawić mu wiadomość, że zobaczą się w Londynie. Pojechał do Londynu, ale nie zastał tam kobiety. Zawiadomił o tym bliskich i policję.
Według siostry Grażyny, małżonkowie planowali rozwód, choć mąż twierdził, że nie miał informacji o takich planach. Z ustaleń dziennikarzy wynika, że w Londynie Kuliszewska miała mieć romans z Kurdem o imieniu Sardar. Gdy ten dowiedział się o zaginięciu kobiety, zamieścił na Facebooku ogłoszenie o nagrodzie w wysokości 100 tys. zł za informacje o zaginionej. Sardar twierdził, że widział dokumenty rozwodowe przygotowane przez kobietę. Ta jednak nie chciała powiedzieć mężowi o swoich planach w obawie przed jego reakcją. Według mediów Polka bez zgody męża miała wziąć pożyczkę na dużą kwotę w jednym z brytyjskich banków.(PAP)
fot.NIGEL RODDIS/EPA-EFE/Shutterstock
Reklama