Na kogo wyrośnie moje trzyletnie dziecko, skoro po tym jak rano zaliczyło dwa place zabaw, lody i karuzelę, a po obiedzie park linowy i w drodze powrotnej zamiast cieszyć się atrakcjami całego dnia upomina się o wyjście na kolejny plac zabaw? – pyta jedna z mam na grupie facebookowej i momentalnie pod jej postem pojawiają się wpisy kolejnych mam, które też tego doświadczają ze swoimi kilkulatkami. Dlaczego dzieci zamiast okazać wdzięczność, dopominają się kolejnych prezentów i atrakcji?
Z jednej strony należy zwrócić uwagę na fakt, że kilkulatki żyją głownie „tu i teraz”. Wybieganie myślami daleko w przyszłość czy przeżywanie tego, co wydarzyło się wcześniej, to domena ludzi dorosłych, natomiast dzieci cieszą się chwilą, która trwa, chłoną ją w całości z tym, co widzą, słyszą i czują. Nie możemy oczekiwać, że nasz maluch będzie przez pól dnia wspominał fantastyczną zabawę w parku linowym, bo gdyby o tym myślał, to nie dostrzegłby tych wszystkich wspaniałości, które właśnie teraz są wokół niego, jak na przykład chmury przypominająca smoka, małego motylka, który usiadł na ramieniu czy nawet placu zabaw, obok którego właśnie przechodzi.
Kolejna rzecz o której warto pamiętać to fakt, że dzieci zwyczajnie nie rozumieją pojęcia wdzięczności i uczą się jej obserwując swoich opiekunów, a także trenując, więc im więcej stworzymy dzieciom okazji do tego, by były wdzięczne, tym lepsze uzyskamy wyniki.
Z drugiej strony, świat wokół nas zmienia się błyskawicznie i nawet jeżeli dla nas jako dzieci wyjście do kina czy dostanie klocków Lego było wielkim wydarzeniem, to naszym dzieciom już trudno sobie coś takiego wyobrazić. Dorastają otoczone przeróżnymi gadżetami, ogromnymi możliwościami i właśnie to jest dla nich normą, natomiast my – rodzice musimy mierzyć się z jednej strony z własnymi kompleksami niedostatku, a z drugiej z pokusami otoczenia.
Oczywistym jest fakt, że chcemy ofiarować naszym dzieciom wszystko, co możemy, czego nam zabrakło, kiedy sami byliśmy dziećmi, ale warto pamiętać, że czyha tu pewne niebezpieczeństwo, a mianowicie niebezpieczeństwo przesady. Kiedy w nie wpadniemy, ciężko wyjść z tego kołowrotka nowych prezentów, zabawek a nawet zajęć dodatkowych, które nie dają naszemu dziecku szansy na choć odrobinę kreatywności, czy też nudy, ale zmuszają do nieustannej aktywności w ścisłym schemacie i czerpania przyjemności z zewnątrz i z rzeczy materialnych.
Tak współczesne dzieci, jak i dorośli wystawieni są na wiele pokus. Dookoła słyszymy i widzimy, że wystarczy kupić nowego smartfona, nowy samochód, wyjechać do ekskluzywnego hotelu, aby być szczęśliwym. Nie tylko nasze dzieci, ale również my sami często ulegamy tej fikcji i kupujemy kolejne rzeczy w nadziei, że może wreszcie dogonimy szczęście. Absolutnie nie chcę przez to powiedzieć, że powinniśmy wyrzec się wszystkiego i żyć jak mnisi, ale chcę zwrócić Twoją uwagę Drogi Rodzicu na fakt, że nasze dzieci powielają nasze zachowania. Jeżeli przywiązujemy dużą wagę do rzeczy, które nas otaczają, jeżeli wciąż chcemy nowych, lepszych gadżetów, to nie możemy oczekiwać, że dziecko zadowoli się jedną grą planszową, czy też jednym wyjściem do kina.
Człowiek szybko przyzwyczaja się do dobrego i ciężko mu z tego zrezygnować, ale oczywiście istnieją sposoby, aby wprowadzać dzieci w świat wdzięczności. Przede wszystkim warto ustalić pewne granice, zarówno jeżeli chodzi o podarunki, jak i o skupianie uwagi na dziecku.
Kiedy myślę o prezentach i o przesadzie w tej kwestii, natychmiast staje mi przed oczami Dudley Dursley, kuzyn Harrego Pottera, który na każde urodziny musiał dostawać coraz więcej prezentów, w przeciwnym razie wszczynał awanturę. Rodzice byli wręcz zakochani w nim i obdarowywali go tak hojnie, że syn nie miał czasu i możliwości docenić ich starań. Pamiętajmy zatem, że żadna przesada nie wychodzi na dobre ani nam, ani dziecku. Zarówno wtedy, kiedy skupiamy się na dziecku i wręcz je osaczamy, uczymy je, że wszystko mu się należy, jak i wtedy, gdy rodzice starają się zrekompensować dziecku swój brak czasu poprzez kupowanie kolejnych podarków, kształtując w nim przekonanie, że szczęście można kupić.
Ja pragnę Ci dodatkowo zaproponować jeszcze jeden bardzo prosty i jednocześnie niezwykle skuteczny sposób na trening wdzięczności. Kiedy coś dzieje się w naszym życiu, a nawet wtedy, kiedy dzień mija nam zupełnie zwyczajnie, warto wieczorem porozmawiać z dzieckiem, co dziś zrobiło na nas wrażenie, co ważnego, ciekawego, miłego się wydarzyło i jak to na nas wpłynęło. Takie powroty do przeszłości pomagają podtrzymać miłe chwile i uświadomić sobie, że nawet kiedy mamy gorszy dzień, wystarczy przypomnieć sobie coś przyjemnego żeby zmienił nam się nastrój. Szczęście nie mieszka na zewnątrz, szczęścia powinniśmy szukać w sobie!
Iwona Kozłowska
jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.
Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”
Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.
Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!
fot.Depositphotos.com
Reklama