Członkowie komisji sprawiedliwości Izby Reprezentantów USA zażądali wyjaśnień w sprawie śmierci w nowojorskim areszcie federalnym miliardera Jeffrey'a Epsteina, oskarżonego o nakłanianie nieletnich dziewcząt do prostytucji.
W liście do władz penitencjarnych czołowi członkowi tej komisji, w tym jej przewodniczący, Demokrata Jerry Nadler, i Republikanin Doug Collins, zażądali odpowiedzi, najpóźniej do 21 sierpnia, na 23 pytania, dotyczące m.in. zasad obchodzenia się w nowojorskim areszcie z osadzonymi, którzy są niestabilni psychicznie, a także ostatnich godzin życia Epsteina.
Członkowie komisji podkreśli w swym liście, że najpewniej w nowojorskim areszcie miały miejsce "poważne zaniedbania".
O "poważnych nieprawidłowościach" w tym areszcie poinformował w poniedziałek także prokurator generalny USA William Barr.
"Dowiadujemy się teraz o poważnych nieprawidłowościach w tym obiekcie, które są bardzo niepokojące i wymagają gruntownego śledztwa" - powiedział prokurator. Nie wyjaśnił jednak, na czym polegały nieprawidłowości, o których wspomniał.
W sprawie śmierci oskarżonego miliardera toczą się dwa śledztwa - Inspektora Generalnego Ministerstwa Sprawiedliwości oraz Federalnego Biura Śledczego (FBI).
W niedzielę media donosiły, że Epstein został zostawiony sam w celi, podczas gdy zawsze miały w niej być przynajmniej dwie osoby, oraz że nie przestrzegano zarządzonych co 30 minut kontroli.
66-letni Epstein najprawdopodobniej popełnił samobójstwo w nocy z piątku na sobotę w Metropolitan Correctional Center w Nowym Jorku. Gdy znaleziono go nieprzytomnego w celi, przewieziono go do szpitala, gdzie stwierdzono zgon.
Według bliskiego sprawy źródła agencji AP Barr "był wściekły", że Epstein był w stanie odebrać sobie życie w celi. Rozmówca twierdzi, że Epstein został zdjęty z obserwacji, zanim odebrał sobie życie. Nie jest jednak jasne, kiedy to nastąpiło. Już wcześniej, 24 lipca Epstein został znaleziony w swojej celi na wpół nieprzytomny i ze śladami na szyi. Nie wiadomo, czy próbował wówczas popełnić samobójstwo czy został zaatakowany.
Oskarżonemu o handel i molestowanie seksualne nieletnich dziewcząt Epsteinowi, który utrzymywał, że jest niewinny, groziło do 45 lat pozbawienia wolności; jego proces miał rozpocząć się w czerwcu 2020 roku. Sędzia nie zgodził się na wypuszczenie go za kaucją - choć adwokat Epsteina proponował 100 mln dolarów - z obawy o to, że miliarder z łatwością zorganizuje sobie ucieczkę. Ale również dlatego, że według ustaleń śledczych, w ostatnich miesiącach Epstein usiłował przekupić świadków, którzy mogliby zeznawać w jego sprawie.
Prócz dowodów na próby uciszenia świadków śledczy odkryli ostatnio w rezydencjach Epsteina obsceniczne fotografie nieletniej dziewczyny, określanej jako "seksualna niewolnica" miliardera. Amerykańskie kanały telewizyjne obiegło odnalezione niedawno nagranie początku przyjęcia w 1992 roku, w którym udział wzięło 28 młodych kobiet i tylko dwóch mężczyzn: obecny prezydent USA Donald Trump i Epstein. Trump nazwał sprowadzone na przyjęcie kobiety "dziewczętami z kalendarza".
Zgodnie z aktem oskarżenia Epstein miał w latach 2002-05 ściągać nieletnie dziewczyny do swych rezydencji, m.in. na Manhattanie oraz w Palm Beach na Florydzie. Płacił niektórym dziewczynom i swoim współpracownikom za werbowanie kolejnych ofiar.
12 lat temu Epstein został oskarżony na Florydzie o namawianie nieletnich do prostytucji, ale udało mu się zawrzeć ugodę pozasądową, dzięki której zamiast na dożywocie skazano go tylko na 13 miesięcy więzienia.
W poniedziałek o wszczęcie śledztwa w sprawie Epsteina we Francji zaapelowało dwoje sekretarzy stanu przy urzędzie francuskiego premiera ds. równouprawnienia płci i walki z dyskryminacją oraz ochrony dzieci, Marlene Schiappa i Adrien Taquet. W oświadczeniu podkreślili, że amerykańskie śledztwo ukazało związki z Francją, a śmierć Epsteina "nie powinna pozbawiać ofiar sprawiedliwości, do której mają prawo". (PAP)
Reklama