Komitet wyborczy Donalda Trumpa oraz kilka innych znaczących komitetów wyborczych Republikanów zdecydowały o wstrzymaniu płatnych reklam na Twitterze po zablokowaniu przez tę platformę konta lidera większości Republikanów w Senacie Mitcha McConnella za naruszanie regulaminu.
Swoje reklamy na Twitterze, poza komitetem obecnego prezydenta USA ubiegającego się o reelekcję wycofały też narodowy komitet wyborczy Republikanów w wyborach do Senatu USA oraz narodowy komitet wyborczy Republikanów w wyborach do Kongresu. Szef sztabu narodowego komitetu wyborczego Partii Republikańskiej (RNC) Richard Waters poinformował, że zarządzana przez niego organizacja, podobnie jak i sztab prezydenta, nie będą zamieszczać na Twitterze reklam dopóki serwis "nie poradzi sobie z tym obrzydliwym (antykonserwatywnym - PAP) skrzywieniem".
Rzecznik Twittera poinformował serwis The Verge, że profil Mitcha McConnella został zablokowany ze względu na wideo, które "naruszało standardy polityki pod względem gróźb karalnych". Przed nałożeniem blokady firma zażądała od McConnella, by usunął ten materiał, jeśli nadal chce korzystać ze swojego konta.
Verge ocenia, że decyzja Watersa to kolejny epizod w coraz bardziej zaogniającym się konflikcie pomiędzy Republikanami a firmami technologicznymi, którym prawicowi politycy zarzucają "antykonserwatywne skrzywienie", prowadzące do dyskryminacji konserwatywnych głosów w przestrzeni mediów społecznościowych.
Wcześniej w tym tygodniu media informowały, iż w Białym Domu prowadzone rozpoczęły się prace nad legislacją, która ma zapobiegać rzekomej dyskryminacji prawicowego światopoglądu w sieci. Instrukcje w tej sprawie wydał w lipcu prezydent Donald Trump, który zapowiedział, że w kwestii dyskryminacji konserwatywnych głosów w sieci zostaną wypróbowane "wszystkie rozwiązania prawne".
W lipcu amerykański przywódca przyjął w Białym Domu grupę swoich internetowych zwolenników i kontrowersyjnych publicystów, z którymi rozmawiał o doświadczeniach "cenzury" w sieci. Trump oskarżył wówczas Facebooka, Google'a i Twittera o "tłamszenie" głosów konserwatywnych (czemu firmy zaprzeczają) i ogłosił, że jego administracja bada sposoby na zapewnienie dodatkowej ochrony "wolności słowa" w internecie. Wzbudziło to obawy co do możliwości poddania firm technologicznych nowym regulacjom. (PAP)
fot.SASCHA STEINBACH/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama