Brytyjski premier Boris Johnson jest gotów zorganizować przedterminowe wybory parlamentarne na początku listopada, jeśli zostanie do tego zmuszony przez parlament - podał w czwartek dziennik "Financial Times", powołując się na otoczenie szefa rządu.
Według gazety takie rozwiązanie miałoby umożliwić opuszczenie przez Wielką Brytanię Unii Europejskiej nawet w przypadku przegłosowania na początku września wotum nieufności dla rządu Johnsona.
Zgodnie z brytyjskim prawem to ustępujący premier wyznacza wówczas - w porozumieniu z królową - termin nowych wyborów i miałby możliwość opóźnienia ich, by odbyły się po spodziewanym wyjściu ze Wspólnoty 31 października.
W ostatnich tygodniach politycy opozycyjnej Partii Pracy i Szkockiej Partii Narodowej (SNP), a także proeuropejscy deputowani rządzącej Partii Konserwatywnej otwarcie mówili o możliwości odwołania rządu Johnsona, gdyby ten zdecydował się na scenariusz brexitu bez umowy.
"Nie możemy powstrzymać ich przed doprowadzeniem do wyborów, ale kontrolujemy terminy, więc możemy wymusić, aby doszło do nich po 31 października" - powiedział "FT" jeden z doradców premiera. Zaznaczył, że głosowanie mogłoby się odbyć nawet w pierwszych dniach listopada.
Według gazety uważa się, że jest to niezbędne, by zwiększyć poparcie dla Partii Konserwatywnej w obliczu przeciągającego się impasu politycznego wokół brexitu i zagrożenia ze strony eurosceptycznej Partii Brexitu. Stratedzy Downing Street zakładają, że tuż po realizacji kluczowej obietnicy o wyjściu z UE wyborcy będą skłonni przenieść swoją uwagę na inne kwestie polityki wewnętrznej i zagranicznej, gdzie torysi są lepiej oceniani od opozycyjnej Partii Pracy. Jednocześnie stanowcze podejście w sprawie brexitu - gotowość wyjścia bez umowy w razie braku ustępstw ze strony Wspólnoty - miałoby pozwolić na mobilizację eurosceptycznego elektoratu i podkreślenie wizerunku partii jako realizującej wolę wyborców wyrażoną w referendum z 2016 r., nawet mimo sprzeciwu części parlamentu.
"Politycy nie mogą sobie wybierać, które wyniki głosowań chcą respektować" - powiedział "FT" jeden z doradców Johnsona. Dodał, że wszelkie próby zablokowania brexitu lub wciągnięcia królowej Elżbiety II w rozstrzygnięcie ewentualnego kryzysu konstytucyjnego przed terminem brexitu "niszczyłyby wiarygodność" opozycji.
Doradcy partii rządzącej zakładają też, że nawet w razie wyjścia z UE bez umowy bezpośrednie konsekwencje tej decyzji nie będą odczuwalne od razu następnego dnia, co pozwali rządowi na uzyskanie mandatu przed spodziewanymi w takim scenariuszu m.in. zakłóceniami w handlu międzynarodowym.
Konserwatywny tygodnik "The Spectator" napisał, że Johnson mógłby nawet zdecydować się na organizację wyborów dosłownie nazajutrz po wyjściu z Unii Europejskiej, w piątek 1 listopada. Byłoby to zmianą trwającej od 1935 roku tradycji głosowania w czwartki.
Według najnowszego sondażu firmy badawczej YouGov rządząca Partia Konserwatywna może liczyć na poparcie 31 proc. wyborców, wyprzedzając Partię Pracy (22 proc.) i proeuropejskich Liberalnych Demokratów (21 proc.). Na kolejnym miejscu plasuje się Partia Brexitu (14 proc.), a dalej Partia Zielonych (7 proc.).
Na zdjęciu: Boris Johnson
fot.WILL OLIVER/POOL/EPA-EFE/Shutterstock
Reklama