Prezydent USA Donald Trump oznajmił w środę, że chce wzmocnić sprawdzanie przeszłości osób, chcących kupić broń palną oraz że obie partie w Kongresie są zainteresowane wprowadzeniem takiego rozwiązania. W USA doszło ostatnio do dwóch głośnych strzelanin.
Wypowiadając się dla prasy w Białym Domu przed udaniem się na miejsca obu tragedii - El Paso w Teksasie i Dayton w Ohio - Trump powiedział, że w ostatnim czasie "odbył wiele rozmów" z członkami Kongresu oraz że zaobserwował "bardzo duży polityczny apetyt na sprawdzanie przeszłości (chętnych na zakup broni)".
"Myślę, że możemy zająć się tym tematem jak nigdy wcześniej" - dodał.
Jednocześnie w jego ocenie takiego apetytu nie ma, jeśli chodzi o wprowadzenie zakazu sprzedaży broni szturmowej, postulowanego przez wielu polityków Partii Demokratycznej. Jako najważniejsze zadanie wskazał niedopuszczenie, by broń palna trafiała w ręce osób z zaburzeniami psychicznymi.
Trump odrzucił też opinie swoich krytyków, twierdzących, że jego własne wypowiedzi przyczyniły się do podziałów w kraju i podsycania atmosfery przemocy.
"Moi krytycy to osoby polityczne, (...) szukające politycznej korzyści" - skwitował Trump przed wylotem.
Agencja AP przypomina, że dwa projekty ustaw ograniczających dostęp do broni palnej, przyjęte przez Izbę Reprezentantów, utknęły w kontrolowanym przez Republikanów Senacie.
Jeden projekt, przyjęty przez izbę niższą w lutym, przewiduje obowiązkowe federalne kontrole przeszłości kupującego w przypadku wszystkich rodzajów broni palnej i transferów własności, w tym broni kupowanej online oraz na specjalnych targach. Drugi projekt wprowadza wydłużony do 10 dni okres na sprawdzenie przeszłości chętnego na zakup broni.
AP wskazuje, że obecnie rośnie poparcie dla innej dwupartyjnej propozycji. Przewiduje ona stworzenie federalnego programu dotacji dla władz stanowych, który miałby zachęcać je do przyjęcia ustaw ograniczających dostęp do broni palnej osobom uważanym za zagrożenie dla siebie lub innych.
W środę Trump ma się udać do El Paso i Dayton, gdzie w weekend w strzelaninach zginęło 31 osób, by "nieść posłanie jedności i gojenia ran" po przeżytej tragedii. Tymczasem - odnotowują agencje - w obu miejscach prezydent powinien liczyć się z wrogim przyjęciem.
Burmistrzowie obu miast apelowali do Trumpa, by wypowiadając się o imigrantach, zaczął używać innego, mniej dzielącego języka. Ponadto w obu miastach planowane są protesty, a w El Paso pochodzący z tego miasta jeden z demokratycznych kandydatów na prezydenta Beto O'Rourke zamierza przewodniczyć kontrmanifestacji podczas prezydenckiej wizyty.
Biały Dom poinformował, że wizyty Trumpa w El Paso i Dayton będą przypominać inne tego rodzaju podróże - prezydent i pierwsza dama mają pochwalić reakcję służb ratunkowych oraz spotkać się z ocalałymi i rodzinami ofiar.
Ok. 85 proc. dorosłych Amerykanów jest zdania, że ton i charakter debaty politycznej stał się bardziej negatywny, przy czym większość uważa, że do tej zmiany na gorsze przyczynił się sam Trump - wynika z niedawnego sondażu Pew Research Center, przywoływanego przez AP.
78 proc. respondentów wyraziło opinię, że osoby wybierane na urzędy polityczne, wypowiadające się o pewnych grupach lub ludziach w sposób zapalczywy lub agresywny, sprawiają, że akty przemocy wobec tych grup i ludzi stają się bardziej prawdopodobne.
W sobotę 21-letni mężczyzna otworzył ogień do ludzi w centrum handlowym w El Paso; według władz zbrodnia była motywowana nienawiścią na tle rasowym - wśród zabitych są Meksykanie, a krótko przed atakiem w internecie pojawił się ksenofobiczny "manifest". Sprawcę ujęto, może mu grozić kara śmierci. Kilkanaście godzin później 24-latek zaczął strzelać do przechodniów w śródmieściu Dayton, po czym zginął zastrzelony przez policjantów patrolujących okolice.
W strzelaninach zginęło łącznie co najmniej 31 osób, w tym siostra jednego z napastników, a blisko 60 zostało rannych. (PAP)
fot.SHAWN THEW/EPA-EFE/Shutterstock
Reklama