Sto lat temu przez Chicago przetoczyły się najbardziej krwawe zamieszki rasowe w historii miasta. W walkach pomiędzy białymi a czarnymi mieszkańcami Chicago zginęło 38 osób, a zamieszki na stałe ugruntowały segregację rasową w Wietrznym Mieście. Ich skutki odczuwamy do dziś.
Przełom lipca i sierpnia 1919 roku był w Chicago wyjątkowo parny i gorący. Tysiące chicagowian uciekając przed upałem szukało wytchnienia na plażach nad jeziorem Michigan. W niedzielę 27 lipca grupa czarnoskórych chłopców wybrała się na plażę położoną w pobliżu ulicy 29., na południu Chicago. Plaża podzielona była na dwie części – dla białych i czarnych, ale 17-letni czarnoskóry Eugene Williams trzymając się drewnianego podkładu używanego do budowy kolejowych torów przekroczył niewidzialną linię dzielącą kąpielisko na strefy rasowe i wpłynął na „białą” stronę. Jeden z białych plażowiczów, 24-letni George Stauber, oburzony przekroczeniem rasowej granicy zaczął rzucać w stronę Eugene’a kamieniami. Trafiony w czoło nastolatek wpadł w panikę, wypuścił drewniany podkład i utonął. Na „czarnej” stronie plaży podniósł się rwetes, ciało topielca wyłowiono, a na miejsce wezwano policyjny patrol. Świadkowie zdarzenia wskazali białym policjantom mężczyznę, który trafił chłopca kamieniem, ale oficer Daniel Callahan odmówił jego aresztowania, w zamian zatrzymując jednego z bardziej krzykliwych Afroamerykanów, protestującego przeciwko jawnej niesprawiedliwości. Na miejsce przyjechało więcej policji, a napięcie rosło. W pewnej chwili jeden z krewkich czarnoskórych mężczyzn wyrwał broń policjantowi i wystrzelił w kierunku grupy funkcjonariuszy. Ci odpowiedzieli ogniem i zastrzelili agresora. Incydent rozwścieczył grupę białych młodych mężczyzn, którzy zdecydowali się wziąć sprawy we własne ręce. Część z nich wskoczyło do samochodów, a inni pobiegli po posiłki. Grupy agresywnych białych mężczyzn uzbrojonych w broń palną, kije i kamienie, zaczęły patrolować główne ulice południowych dzielnic Chicago w poszukiwaniu czarnych, atakując każdą napotkaną czarnoskórą osobę, wyciągając Afroamerykanów z przejeżdżających tramwajów, bijąc ich, a w skrajnych przypadkach kamieniując. Inne grupy postanowiły najechać tzw. Czarny Pas, czyli dzielnicę Bronzeville. Biały tłum, złożony głównie z Irlandczyków, podpalał domy i sklepy należące do Afroamerykanów, atakował mieszkańców, bijąc ich kijami i obrzucając kamieniami. Ci nie pozostawali dłużni i stawili im czynny opór. W Chicago wybuchły zamieszki rasowe, najkrwawsze w historii Wietrznego Miasta.
Czerwone Lato
Lato 1919 roku do dzisiaj nazywane jest „Czerwonym Latem”, a to za sprawą zamieszek rasowych, które przetoczyły się przez Stany Zjednoczone i krwi przelanej w międzyrasowych konfliktach. Do zamieszek doszło wówczas w ponad 30 amerykańskich miastach, ale najwięcej ofiar śmiertelnych odnotowano w Waszyngtonie, Chicago i w Elaine w stanie Arkansas. Zamieszki były efektem rosnącego napięcia pomiędzy białymi i czarnymi Amerykanami oraz pogłębiających się nierówności i segregacji rasowej. Po pierwszej wojnie światowej, w której walczyło wielu Afroamerykanów, czarnoskórzy żołnierze wrócili do swoich domów i rodzin z przekonaniem, że w związku z ich służbą dla kraju czeka ich równe i sprawiedliwe traktowanie. Zamiast tego spotkali się z wrogością, ponieważ podczas ich nieobecności ich miejsca pracy zajęli ubodzy biali Amerykanie i imigranci – głównie Irlandczycy i przybysze z Europy Środkowo-Wschodniej. Na południu Stanów Zjednoczonych kwitł rasizm sankcjonowany dyskryminacyjnymi prawami Jima Crowa. Odrodził się Ku Klux Klan. Po 64 przypadkach zlinczowania czarnoskórych w 1918 roku, w 1919 r. zanotowano ich 83. Do tego nieurodzaj bawełny w południowych stanach zmusił tysiące Afroamerykanów do migracji ekonomicznej na uprzemysłowioną północ. Chicago było najdynamiczniej rozwijającym się miastem USA, a przemysł stalowy i mięsny przyciągnął do Wietrznego Miasta tysiące mieszkańców Południa, poszukujących pracy i godnego życia. W 1916 roku w Chicago populacja Afroamerykanów liczyła 44 tys. osób, a trzy lata później już 109 tysięcy. Nowi migranci zaczęli konkurować o miejsca pracy z zatrudnionymi w stalowniach i rzeźniach imigrantami. Niechęć wobec Afroamerykanów rosła także dlatego, że chicagowscy przemysłowcy używali czarnoskórych robotników jako łamistrajków, co rozwścieczało zrzeszających się w związkach zawodowych imigrantów – Irlandczyków, Włochów, Polaków, Czechów i Litwinów. Najczynniej i w sposób najbardziej brutalny przeciwstawiali się Afroamerykanom Irlandczycy, zwłaszcza zamieszkujący graniczącą z „Czarnym Pasem” dzielnicę Bridgeport. Młodzi mężczyźni organizowali się w kilkunastoosobowe gangi, działające często pod przykrywką stowarzyszeń sportowych, czyli tzw. Athletic Clubs. Jednym z najbrutalniejszych i najbardziej rasistowskich był Hamburg Athletic Club, do którego należał 17-letni w 1919 roku, późniejszy burmistrz Chicago Richard J. Daley. Członkowie irlandzkich gangów patrolowali okolice pomiędzy Bridgeport a Bronzeville pilnując, aby czarni nie zapuszczali się do „białych dzielnic”. Próby osiedlania się Afroamerykanów poza przeludnionym „Czarnym Pasem” często spotykały się ze zdecydowanymi reakcjami białych sąsiadów – słowną i fizyczną przemocą, aktami wandalizmu i podpaleniami domów. Irlandczycy stanowili trzon rządzącej w Chicago Partii Demokratycznej i chicagowskiej policji. W wielu przypadkach policjanci należeli do atakujących czarną ludność bojówek. Chicagowski departament policji był w tamtych czasach narzędziem białej supremacji, nic więc dziwnego, że w pierwszych dniach zamieszek 1919 roku policjanci rzadko reagowali na ataki na Afroamerykanów, ograniczając się do eskortowania opuszczających domy czarnych do tzw. stref bezpieczeństwa. Podczas zamieszek policja aresztowała dwa razy więcej czarnych niż białych, a żaden z atakujących Afroamerykanów białych nie poniósł konsekwencji karnych.
Prowokacja „czarnych twarzy”
Zamieszkujący południowe dzielnice Chicago Polacy nie brali, oprócz jednostkowych przypadków, udziału w zamieszkach, pomimo prowokacji irlandzkich bojówkarzy chcących wciągnąć ich w międzyrasowy konflikt. Na początku Race Riots członkowie irlandzkiego gangu Ragen’s Colts (Colty Ragena) przebrali się za Afroamerykanów i z pomalowanymi na czarno twarzami podpalili szereg domów w dzielnicy Back of the Yards, należących do Polaków i Litwinów. Fortel jednak nie powiódł się, a jeden z podpalaczy został schwytany i zdemaskowany. Polacy, pomimo ostrożnej niechęci do konkurujących z nimi o miejsca pracy Afroamerykanów nie dali się wciągnąć w konflikt, a polskie gazety, w tym „Dziennik Związkowy”, relacjonując zamieszki potępiły akty agresji wobec czarnych mieszkańców Bronzeville.
Najbrutalniejsze w historii Chicago zamieszki rasowe trwały prawie przez tydzień, a zakończyły się interwencją sześciu tysięcy żołnierzy Gwardii Narodowej. W ciągu tygodnia w Chicago zginęło 38 osób – 23 czarnych i 15 białych, a ponad 500 osób zostało rannych. Rozmiar zamieszek i liczba ofiar to efekt zbyt późnej reakcji ówczesnego burmistrza Chicago Williama Hale’a Thompsona, który poprosił o interwencję oddziałów Gwardii Narodowej dopiero po czterech dniach zamieszek. W wyniku podpaleń spłonęło ponad tysiąc budynków, a tysiące Afroamerykanów zostały bez dachu nad głową i były zmuszone wrócić na Południe. „Chicago zhańbiło się i straciło honor” – pisała o zamieszkach „Chicago Daily Tribune”.
Po zaprowadzeniu porządku w mieście gubernator Illinois Frank Lowden stworzył komisję stanową, której zadaniem było ustalenie przyczyn zamieszek i stworzenie planu zapobiegania im w przyszłości. Komisja składająca się z sześciu białych i sześciu czarnych członków ustaliła, że przyczyną zamieszek były tarcia pomiędzy grupami etnicznymi powstałe po tzw. Wielkiej Migracji z Południa i powrocie żołnierzy z frontów pierwszej wojny światowej, a także rasowe nierówności, przejawiające się w dostępie do miejsc pracy i zamieszkania. Prezydent Woodrow Wilson potępił zamieszki i jednoznacznie uznał białych za winnych agresji wobec Afroamerykanów. Czerwone Lato zaszokowało Amerykę i stało się zaczątkiem walki czarnej społeczności o równouprawnienie i zniesienie praw dyskryminacyjnych. Jej rezultatem było powstanie organizacji społecznych walczących z rasizmem oraz wprowadzenie przez Kongres ustaw zapobiegających dyskryminacji i segregacji rasowej.
Gruba czerwona linia
Socjologowie i historycy zgodnie uznają wydarzenia z roku 1919 za początek rasowej segregacji w Chicago. Pierwsza, historyczna czarna dzielnica, czyli Bronzeville, do dzisiaj zachowuje swój etniczny charakter, choć w ostatnich latach postępują w niej procesy gentryfikacyjne. Na przestrzeni dekad, po Czerwonym Lecie, czarna społeczność w Chicago rozprzestrzeniła się na sąsiednie dzielnice, a obecnie 18 chicagowskich dzielnic, położonych na południu i zachodzie Wietrznego Miasta jest zamieszkanych w ponad 90 proc. przez Afroamerykanów. Chicago jest drugim po Detroit najbardziej podzielonym rasowo miastem USA, a dzielnice zamieszkane przez Afroamerykanów są jednocześnie najuboższymi i najbardziej dotkniętymi przestępczością. Za taki stan rzeczy odpowiadają napięcia rasowe sięgające wydarzeń z 1919 roku, ale przede wszystkim rozwiązania systemowe.
W latach 1935-40 agencja federalna HOLC (Home Owners’ Loan Corporation) stworzyła wytyczne dla banków, firm ubezpieczeniowych i zajmujących się obrotem nieruchomości, dotyczące tzw. bezpieczeństwa inwestycyjnego w poszczególnych dzielnicach 225 amerykańskich miast, w tym Chicago. Na mapach „bezpieczne inwestycyjnie” dzielnice zaznaczono na niebiesko i zielono, zaś dzielnice, w które nie należy inwestować – na czerwono. Metoda ta, określana jako „redlining”, doprowadziła do potężnych nierówności ekonomicznych. Mieszkańcy „czerwonych” dzielnic, czyli głownie Afroamerykanie, zazwyczaj nie otrzymywali pożyczek na kupno nieruchomości i tym samym byli zmuszani do wynajmu mieszkań. Tym samym nie byli w stanie zgromadzić kapitału w postaci wykupionych nieruchomości. Brak inwestycji w „czerwone” dzielnice spowodował ich postępującą degenerację ekonomiczną, wzrost przestępczości i rozwój ulicznych gangów, będących często jedyną dostępną alternatywą dla czarnoskórej młodzieży. Skutki tych praktyk możemy obserwować do dzisiaj, a w Chicago pomiędzy „białymi” a „czarnymi” dzielnicami istnieje ekonomiczna przepaść.
Sto lat po Czerwonym Lecie problem segregacji i dyskryminacji rasowej wciąż pozostaje nierozwiązany. Pozornie Chicago poczyniło w tych obszarach wielkie postępy, o czym świadczyć może choćby wybór na burmistrza Lori Ligtfoot – pierwszej na tym stanowisku czarnoskórej kobiety. Wystarczy jednak rzut oka na demograficzną mapę Wietrznego Miasta i lektura rubryk kryminalnych, by stwierdzić, że po stu latach od Race Riots rasowe podziały w Chicago to problem tak duży, że praktycznie niewidoczny.
Grzegorz Dziedzic[email protected]
Zdjęcia: Flashbak.com
Na zdjęciu głównym:
Wojsko na skrzyżowaniu ulic 47th i Wentworth Ave. podczas zamieszek rasowych w 1919 roku