Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 16:53
Reklama KD Market

Dziarski marsz wstecz

Jedną z naczelnych zasad działania obecnej administracji waszyngtońskiej jest chęć odwrócenia, zniszczenia, unieważnienia lub poważnego osłabienia wszystkiego tego, co zrobił Barack Obama. Zasada ta obowiązuje nawet wtedy, gdy owocuje kompletną głupotą. Przed kilkoma tygodniami szefowie 17 największych koncernów samochodowych świata (Ford, GM, Volvo, Toyota, itd.) wystosowali do Donalda Trumpa list, w którym nalegali, by wznowione zostały negocjacje w sprawie proponowanego przez Biały Dom odwrotu od wprowadzonych przez Obamę przepisów, na mocy których do roku 2025 wszystkie samochody pasażerskie w USA musiałyby przejeżdżać 54 mile na jednym galonie benzyny, przy jednoczesnym znacznym ograniczeniu wydzielanych do atmosfery spalin. Koncerny samochodowe nigdy nie były czempionami ochrony środowiska naturalnego, ale na decyzje administracji Obamy i ówczesnego Kongresu przystały, gdyż uważały, iż wysokie wymagania w stosunku do wydajności silników spalinowych wygenerują wiele nowinek technicznych i staną się istotną zachętą dla wynalazców. I tak też się stało. Jednak Trump i spółka zdecydowali, że wszystko to trzeba zlikwidować i „zamrozić“ wymogi w stosunku do silników spalinowych na poziomie 37 mil z galona. Rząd federalny nie ma też zamiaru nadal zabiegać o redukcję poziomu szkodliwych substancji w spalinach. Ktoś mógłby w tym momencie zadać proste pytanie – dlaczego? Problem w tym, że nikt nie wie, zapewne łącznie z pomysłodawcami, a jedynym możliwym wytłumaczeniem jest to, że wszelkie postanowienia poprzedniej administracji wymagają wykonania na nich egzekucji. Jednak zamiary Trumpa nie bardzo podobają się producentom samochodów z dość prostego powodu, nie mającego nic wspólnego z ochroną środowiska naturalnego. 13 stanów Unii, na czele z Kalifornią, już teraz posiada przepisy dotyczące samochodów osobowych przewyższające standardy proponowane przez Obamę. Niemal pewne jest to, że wszystkie te stany uzyskają na drodze sądowej zgodę na stosowanie tych przepisów, z pominięciem wymogów federalnych. A to oznacza, iż amerykański rynek samochodowy podzieli się nieuchronnie na dwie strefy: w jednej z nich sprzedawane będą pojazdy wydajne i ekologicznie mało szkodliwe, a w drugiej po drogach jeździć będą samochodowi truciciele, spalający znaczne ilości paliwa. Wizja produkowania teoretycznie tych samych modeli pojazdów, ale o różnych parametrach technicznych, spędza szefom w Detroit sen z powiek. Tym samym Ameryka kroczy dziarsko wstecz, podczas gdy w Chinach ogłoszono niedawno program, w ramach którego do roku 2025 na drogach tego kraju ma być ponad 7 milionów samochodów elektrycznych, a chiński rząd nosi się z zamiarem określenia wkrótce terminu, w którym samochody osobowe z silnikami spalinowymi zostaną całkowicie porzucone. Oznacza to, że obecną politykę energetyczną Białego Domu można zawrzeć w haśle „Make China Great Again”. Andrzej Heyduk Pochodzi z Wielkopolski, choć od dzieciństwa związany z Wrocławiem. W USA od 1983 roku. Z wykształcenia anglista (Uniwersytet Wrocławski), językoznawca (Lancaster University w Anglii) oraz filozof (University of Illinois). Dziennikarz i felietonista od 1972 roku - publikował m. in. w tygodniku "Wprost", miesięczniku "Scena", gazetach wrocławskich, periodyku "East European Journal", mediach polonijnych, dzienniku "Fort Wayne Journal". Autor słownika pt.: "Leksykon angielskiej terminologii komputerowej" (1991) oraz anglojęzycznej powieści pt.: "The Breslau Conspiracy" (2014).   fot.Oliver Weiken/Epa/REX/Shutterstock
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama