Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
wtorek, 19 listopada 2024 19:32
Reklama KD Market

Apokalipsa A.D. 2050

O końcu świata czytaliśmy i słyszeliśmy już tyle razy, że do zapowiedzi apokalipsy zdążyliśmy się przyzwyczaić. Większość z nas nie wzięła na poważnie ostrzeżeń o technologicznym chaosie, jaki miał ogarnąć świat na przełomie milleniów, a tym bardziej kataklizmów zapowiadanych w 2012 roku. Tym razem sprawa wydaje się być poważniejsza. Australijscy naukowcy twierdzą, że jeśli ludzkość natychmiast nie zmieni polityki klimatycznej, w 2050 roku rozpocznie się kres naszej cywilizacji. Według australijskich naukowców z niezależnego think-tanku Breakthrough National Centre for Climate Restoration z Melbourne, koniec naszej cywilizacji rozpocznie się w 2050 roku, czyli za 31 lat. Współautorem badań jest były szef australijskiego resortu obrony, admirał Chris Barrie, który pisze wprost, że jeśli natychmiast nie podejmiemy zdecydowanych akcji w celu ograniczenia emisji gazów cieplarnianych, do 2050 roku średnia temperatura na Ziemi wzrośnie o 3 stopnie Celsjusza, a ludzka cywilizacja, taką jaką znamy, przestanie istnieć. Cieplej o trzy stopnie Z analizy zebranych przez autorów danych wynika, że jeśli rządy największych światowych trucicieli, w tym USA, w dalszym ciągu będą ignorować lub zaprzeczać wpływowi człowieka na postępujące zmiany klimatyczne, to już w 2030 naszej planecie będzie panował efekt cieplarniany, a jego skutki będą z upływem czasu coraz bardziej katastrofalne. Do połowy stulecia, kiedy średnia globalna temperatura wzrośnie w stosunku do dzisiejszej o 3 stopnie Celsjusza, na 35 procentach terenów lądowych, zamieszkanych przez 55 proc. populacji przez co najmniej 20 dni w roku panować będą temperatury „śmiertelnie groźne dla ludzi, przekraczające próg ludzkiej wytrzymałości”. Pod wpływem upałów, suszy i klęsk żywiołowych załamią się kluczowe dla biologicznej równowagi Ziemi ekosystemy, w tym ekosystem Puszczy Amazońskiej i Arktyki. Przestaną istnieć rafy koralowe. Tereny Europy i Stanów Zjednoczonych dotknięte zostaną falą tropikalnych upałów, które przyniosą susze i pożary lasów na niespotykaną dotąd skalę. W związku ze stopniowym znikaniem himalajskich lodowców i skracaniem się letniej pory monsunowej, ogromne rzeki Azji skurczą się, co spowoduje niedostatki w dostawach wody dla ok. dwóch miliardów osób. W rejonach dzisiaj sub-tropikalnych, takich jak Meksyk i inne kraje Ameryki środkowej opady zmaleją średnio o połowę, a zagrażające życiu upały będą nękać mieszkańców tych terenów przez 100 dni w roku. Podobne warunki zapanują na Bliskim Wschodzie, w Afryce Zachodniej i równikowej części Ameryki Południowej. Upadnie rolnictwo, a ponad miliard zamieszkałych w tej strefie klimatycznej ludzi będzie zmuszonych do migracji. Z powodu susz i fal upałów światowa produkcja żywności spadnie o jedną piątą. Topnienie lądolodu, arktycznego i antarktycznego podniesie poziom oceanów o 34 cm, co spowoduje, że zalane zostaną tereny kilku najbardziej zaludnionych metropolii – Bombaju, Dżakarty, Hong-Kongu, Szanghaju, Lagos, Bangkoku i Manili. Ich mieszkańcy będą musieli zostać przesiedleni w głąb lądu, podobnie jak mieszkańcy terenów przybrzeżnych i wysp – czyli co najmniej kolejny miliard. Wielkie migracje, klęska głodu i brak wody pitnej spowodują niepokoje, zamieszki i wojny. Według autorów rok 2050 będzie datą graniczną, za którą świat pogrąży się w chaosie „zagrożenie dla globalnego bezpieczeństwa stanie się przytłaczające a polityczna panika będzie normą”. Cywilizacja , jaką znamy i model nowoczesnego społeczeństwa przestaną istnieć. Mobilizacja głupcze! Czy tej wizji apokalipsy da się jeszcze zapobiec? Według naukowców z Australii – tak, ale tylko w przypadku natychmiastowych wspólnych działań światowych liderów i mobilizacji ludzkości, aby w ciągu najbliższej dekady całkowicie zrewolucjonizować przemysł w taki sposób, aby nie emitował żadnych gazów cieplarnianych. „Potrzebna jest mobilizacja przypominającą w skali tę z czasów drugiej wojny światowej” – czytamy w badaniu. Autorzy przyznają, że wyniki ich analizy modeli klimatycznych mogą wydawać się zbyt pesymistyczne i alarmistyczne. Jednocześnie ich raport jest wyważony i racjonalny, chociaż oparty na najbardziej skrajnych przewidywaniach klimatologów. Nie jest to jednak nieprawdopodobna wersja niedalekiej przyszłości, gdyż większość modeli klimatycznych, czyli długofalowych przewidywań stanu klimatu i jego zmian, jest dosyć konserwatywna. Nie zakładają one bowiem wystąpienia zjawisk, które dodatkowo spowodują wzrost temperatury, takich jak uwolnienie gazów cieplarnianych z wiecznej zmarzliny lub roztopienie się lądolodu Zachodniej Antarktydy. Zakładają natomiast masowe usuwanie z atmosfery dwutlenku węgla, przeprowadzane systemowo i w skali globalnej, co na razie pozostaje w kręgu pobożnych życzeń i pustych obietnic. Według zeszłorocznego raportu klimatycznej agencji ONZ, jeśli ludzkość nie wprowadzi żadnych zmian w emisji gazów cieplarnianych, temperatura w 2050 roku wzrośnie o 2,4 stopnie Celsjusza. Biorąc jednak pod uwagę nieznane jeszcze, drugorzędne skutki ocieplenia klimatu, nieuwzględnione przez obowiązujące modele, założyć można, że temperatura wzrośnie przynajmniej o kolejne pół stopnia. „Prosimy zauważyć” – piszą autorzy w konkluzji, „że nasze przewidywania są dalekie od mało prawdopodobnych ekstremalnych scenariuszy (prawdopodobieństwo ich wystąpienia wynosi 5 procent), które zakładają wzrost średniej globalnej temperatury w roku 2050 do 3,5-4 stopni Celsjusza. Istnieją oczywiście scenariusze o wiele bardziej dramatyczne. Jeden z nich zakłada wzrost globalnej temperatury aż o 14 stopni, a to za sprawą efektu cieplarnianego, który ma doprowadzić do zniknięcia odbijających światło słoneczne chmur kłębiastych typu cumulus. Dla wielu gatunków roślin i zwierząt oznaczałoby to całkowitą zagładę. Dla ludzkości również. Żaby we wrzątku Klimatyczna apokalipsa dopiero przed nami, ale jej przedsmak i pierwsze oznaki obserwujemy już dziś. Wystarczy wspomnieć zeszłoroczną falę upałów i pożary lasów w Kalifornii, niedawne wielkie powodzie w Arkansas czy rekordowe upały w Australii, z temperaturami dochodzącymi do 120 stopni Fahrenheita. Powstrzymanie zmian klimatycznych nie jest kwestią braku rozwiązań i możliwości technologicznych. Te bowiem istnieją. Uniezależnienie ludzkości od paliw kopalnych i globalne przejście na odnawialne źródła energii jest możliwe do zrealizowania. Problemem są powstrzymujące konieczne zmiany grupy lobbingowe związane z branżami paliwowymi oraz sterowani przez nie politycy. Ci ostatni zachowują się jak żaby podgrzewane powoli w garnku z wodą, które zamiast uciekać pływają aż się w niej ugotują. Niestety, zeszłotygodniowy raport australijskiego think-tanku przewiduje, że ugotujemy się razem z nimi. Grzegorz Dziedzic [email protected] fot.ractapopulous/_Marion/dric/Pixabay.com
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama