Wiosnę mamy w tym roku wyjątkowo chłodną. Złośliwi, za Donaldem Trumpem, pytają z przekąsem – co się stało z zapowiadanym globalnym ociepleniem? Niestety, globalne ocieplenie ma się dobrze, a to oznacza, że pokoleniom naszych dzieci i wnuków przyjdzie żyć w świecie zdecydowanie mniej przyjaznym niż nam. Naukowcy alarmują, że jeśli natychmiast nie wprowadzimy radykalnych zmian, skutki klimatyczne będą katastrofalne i o wiele szybsze niż nam się wydaje.
Na początek ustalmy pojęcia. Dzisiaj w Chicago jest dość ciepło (70 F), zachmurzenie umiarkowane, wiatr słaby, a wieczorem zapowiadane są przelotne burze. Generalnie, maj w tym roku jest chłodny, pochmurny i deszczowy. To dość ogólne opisy pogody, czyli warunków atmosferycznych – temperatury, zachmurzenia, poziomu opadów, wilgotności, wiatru, itd. – w krótkim okresie, czyli dzisiaj, w tym tygodniu albo w maju. Pogoda to jednak nie to samo, co klimat, czyli średnia warunków pogodowych na przestrzeni lat w danym miejscu. Chicago, tak jak i Polska – leży w strefie klimatu umiarkowanego. To stwierdzenie oparte na pomiarach temperatury, opadów i pozostałych warunków atmosferycznych, których pomiary prowadzone są od dziesięcioleci. Zjawiska określane jako globalne ocieplenie lub globalne oziębienie dotyczy właśnie klimatu, w dodatku w skali globalnej, a nie lokalnej. Stwierdzenie, że maj jest chłodny, a zima była sroga, więc globalne ocieplenie to blaga i wymysł – świadczy o pomyleniu podstawowych pojęć – pogody i klimatu. Być może argument taki brzmi nieźle jako puenta w dość powierzchownej dyskusji, ale nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Globalne ocieplenie – prawda czy mit?
Któż z nas nie słyszał o globalnym ociepleniu? Pojęcie weszło do języka potocznego, ale niestety używane jest z reguły jako oręż w dyskusjach politycznych. Upolitycznienie globalnego ocieplenia jest zabiegiem wygodnym dla producentów i sprzedawców paliw kopalnych oraz sprzyjających im lobbystów i polityków. Stąd przekonanie, że globalne ocieplenie to mit lub efekt naturalnych procesów klimatycznych, właściwe jest konserwatystom. Pogląd przeciwstawny, głoszący, że jest to proces spowodowany przez człowieka, a w dodatku nieodwracalny i niezwykle groźny – z reguły głoszą ekolodzy i liberałowie. To podział groźny i niepotrzebny, zważywszy na fakt, że na planecie Ziemia przyszło nam żyć razem, niezależnie od wyznawanych poglądów, a efekty zapowiadanych zmian klimatycznych odczujemy wszyscy.
Globalne ocieplenie to postępujący wzrost średniej temperatury na Ziemi, obserwowany od drugiej połowy XX wieku. Większość naukowców zajmujących się klimatem twierdzi, że wzrost średniej temperatury o ponad jeden stopień to efekt działalności człowieka, a dokładniej – masowego przemysłu i masowego używania paliw kopalnych – węgla i ropy naftowej, a co za tym idzie – postępująca emisja gazów cieplarnianych, głównie dwutlenku węgla. Gazy cieplarniane – para wodna, dwutlenek węgla, metan i ozon – odpowiadają za tzw. efekt cieplarniany, polegający na akumulacji i zatrzymywaniu w atmosferze ziemskiej ciepła. Oczywiście efekt cieplarniany jest zjawiskiem naturalnym i występującym na Ziemi i bez udziału człowieka. Jednak naukowcy alarmują, że zwiększanie emisji produkowanych przez człowieka gazów cieplarnianych spowoduje nasilenie efektu cieplarnianego. Przed 1950 rokiem przez tysiąclecia poziom dwutlenku węgla w atmosferze był stabilny i nie przekraczał 300 cząstek na milion. Obecnie obserwujemy skokowe podwyższenie tego poziomu, przekraczające już 410 cząstek na milion.
Dwa stopnie do katastrofy
W 2015 roku zawarte zostało tzw. Porozumienie Paryskie, czyli dobrowolne zobowiązanie się jego sygnatariuszy do takiego ograniczenia emisji gazów cieplarnianych, aby średnia temperatura nie przekroczyła 2 stopni ponad poziom sprzed ery industrialnej. Dwa stopnie to absolutny próg bezpieczeństwa, po przekroczeniu którego zmiany zaczną postępować lawinowo, a efekty będą nieprzewidywalne. Jeśli założenia porozumienia byłyby realizowane, do końca obecnego stulecia średnia globalna temperatura wzrośnie o 2,8 -3,5 stopnia Celsjusza. Jeśli emisja dwutlenku węgla utrzyma się na dotychczasowym poziomie, do 2100 roku średnia temperatura wzrośnie aż o 4,5 stopnia. Zatem zmiany klimatyczne nastąpią nawet jeśli ludzkość wprowadzi drastyczne kroki i odwróci się od paliw kopalnych na rzecz odnawialnych źródeł energii. Tymczasem jedną z pierwszych decyzji prezydenta Donalda Trumpa było wycofanie Stanów Zjednoczonych z Porozumienia Paryskiego. To fakt nie wróżący naszej planecie niczego dobrego, gdyż USA, wraz z Chinami i Indiami – znajdują się w czołówce globalnych trucicieli.
Pod koniec ubiegłego roku działający przy ONZ Międzynarodowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC) przedstawił raport o przewidywanych skutkach wzrostu średniej temperatury o 1,5 stopnia C. Autorzy raportu ostrzegają, że bez podjęcia natychmiastowych zdecydowanych działań zmierzających do ograniczenia emisji dwutlenku węgla, globalna temperatura wzrośnie o 1,5 stopnia Celsjusza już w 2030 roku. Zdaniem bardziej radykalnych naukowców może nastąpić to już w roku 2025, czyli za sześć lat. Dla sceptyka wzrost średniej temperatury o 1,5 stopnia nie brzmi alarmująco, podobnie zresztą jak jej wzrost o 3 lub 4 stopnie. Jednak klimatolodzy ostrzegają, ze skutki będą drastyczne i nieodwracalne.
Tornada i kwaśne truskawki
Już przy wzroście globalnej temperatury o 1,5 stopnia Celsjusza, czyli w wersji optymistycznej za 11 lat, ludzkość czekają następujące konsekwencje:
Fale upałów. Ich częste występowanie obserwujemy już teraz, a w świecie cieplejszym o 1,5 stopnia C występować będą ponad dwukrotnie częściej.
Wzrost poziomu morza. W związku z topnieniem lodowców i arktycznego lądolodu poziom mórz i oceanów podniesie się, zalewając wyspy i najniżej położone tereny zamieszkane przez 46 mln osób.
Braki wody pitnej. Postępujące wysychanie zbiorników wody pitnej, czyli rzek i jezior, doprowadzi do zmniejszenia ilości wody pitnej o ok. 10 procent, a w rejonach, gdzie wody pitnej dostarczają górskie lodowce – o 30 proc.
Spadek produkcji żywności. Susze i anomalie pogodowe spowodują spadki w produkcji żywności – pszenicy, soi i kukurydzy. Będą one się różnić w zależności od rejonu świata – od 3 do 7 proc. w Europie i USA, aż do spadku rzędu 25 proc. w Afryce Zachodniej.
Utrata raf koralowych. Przy wzroście średniej temperatury o 1,5 stopnia C zniszczeniu ulegnie nawet 90 proc. raf koralowych.
Masowe migracje. Susze, brak wody pitnej i niedobory jedzenia, a także powiększenie się obszarów występowania chorób tropikalnych (np. malarii) doprowadzi do masowych migracji, niepokojów społecznych i wojen.
Powyższe efekty globalnego ocieplenia są już właściwie niemożliwe do uniknięcia. Wśród skutków dotychczasowego ocieplenia o jeden stopień, które obserwować możemy na własne oczy, są m.in. gwałtowne zjawiska pogodowe, takie jak ulewy, susze, fale upałów i mrozów. Pogoda staje się coraz bardziej ekstremalna – lata bardziej upalne, a zimy mroźne i śnieżne. Więcej jest też kataklizmów, np. huraganów, powodzi, pożarów lasów czy tornad. Nawet takie na pozór niewinne zjawisko, jak obserwowane w ostatnich latach późniejsze nadejście wiosny w naszym umiarkowanym klimacie, nie pozostaje bez konsekwencji – jest nią choćby krótszy okres wegetacji roślin. W efekcie mniejsze są plony np. owoców, a truskawki czy jabłka są mniej słodkie – to skutki ocieplenia klimatu.
Ziemia sucha jak wiór
Ocieplenie o cztery stopnie Celsjusza, które osiągniemy pod koniec stulecia, o ile ludzkość nie podejmie zdecydowanych działań zaradczych, będzie katastrofalne. Fale upałów dotykać będą 85 proc. terenów lądowych, a trzy czwarte ludzkości doświadczać będzie potencjalnie śmiertelnych upałów przez co najmniej 20 dni w roku. Tereny położone bliżej równika nie będą nadawały się do zamieszkania przez ludzi, co spowoduje masowe migracje. Nastąpi całkowite stopnienie lądolodów Arktyki, Grenlandii i Antarktydy Zachodniej, co spowoduje podniesienie poziomu oceanów o 1,5-3 metry. W rezultacie zatopione zostaną tereny zamieszkane przez setki milionów ludzi, co również przyczyni się do masowych migracji. Susze spowodują klęskę głodu i dotkną terenów dotychczas żyznych, w tym Ameryki Północnej i Europy. Dalsze zmiany klimatyczne są trudne do przewidzenia, ale będą coraz bardziej gwałtowne. Klimatolodzy twierdzą, że po przekroczeniu bariery 4 stopni Celsjusza, dalszy wzrost średniej temperatury Ziemi przyspieszy dwu, a nawet trzykrotnie. W efekcie, w 2200 roku poziom oceanów będzie wyższy o siedem metrów, niż w świecie dzisiejszym, a na większości terenów lądowych panować będzie upał i susza. Ziemia stanie się miejscem nieprzyjaznym ludziom, a za kilkaset lat – bezludnym.
Wulkany i nowa era lodowcowa
Sceptycy, którzy powtarzają, że globalne ocieplenie to oszustwo i spisek liberałów, prezentują szereg teorii podważających destrukcyjny wpływ działalności człowieka na klimat. Większość z nich zawiera ziarnko prawdy, ale nie znajdują potwierdzenia w badaniach. Weźmy choćby pogląd, jakoby zmiany klimatyczne były efektem naturalnej emisji gazów wulkanicznych. To mit – wulkany emitują zaledwie jeden proc. dwutlenku węgla w porównaniu do ilości emitowanych przez człowieka. Ludzkość emituje obecnie ponad 30 mld ton dwutlenku węgla rocznie, podczas gdy wulkany, podwodne i lądowe – 0,3 mld ton. Kolejnym mitem jest zapowiedź nadejścia tzw. małej epoki lodowcowej, czyli okresu oziębienia związanego ze spadkiem aktywności Słońca. W XVII wieku część naszej planety, w tym Europa doświadczyła okresu oziębienia, a zbiegł się on z tzw. Minimum Maudera, czyli spadkiem aktywności Słońca. Podobne zjawisko czeka nas, co potwierdza NASA, w najbliższych latach. Jednak na kolejne zlodowacenie nie ma co liczyć. Symulacje komputerowe pokazują, że spadek aktywności Słońca obniżyłby średnią temperaturę o 0,1-0,3 stopnia Celsjusza, co przy prognozowanych wzrostach spowodowanych emisją gazów cieplarnianych nie ma praktycznie żadnego znaczenia. Epoka lodowcowa raczej nie nadejdzie w najbliższych stuleciach, więc nie możemy liczyć, że jej wpływ zniweluje skutki średniego wzrostu temperatur. Podobnych teorii przeciwników teorii globalnego ocieplenia jest więcej. Niestety są to zwykle ludzie o niewielkiej wiedzy na temat procesów klimatycznych (np. politycy) i pseudonaukowcy. Zdaniem prawie wszystkich klimatologów, za podnoszenie się średniej temperatury na Ziemi odpowiada człowiek. Oczywiście temperatura wzrastała w dziejach Ziemi i bez wkładu ludzkiego. Przyczynami były naturalne czynniki, takie jak zmiany orbity planety, zmiany aktywności Słońca czy aktywność wulkaniczna. Ale gdyby wziąć pod uwagę same tylko czynniki naturalne, to obecnie klimat powinien się raczej wychładzać, a nie ocieplać.
Bez względu na to, kto ma rację w dyskusji o wpływie człowieka na zmiany klimatyczne, redukcja emisji gazów cieplarnianych do atmosfery wydaje się jedynym rozwiązaniem, które mogłoby zahamować (ale nie zatrzymać) globalne ocieplenie. Bez naszych natychmiastowych działań pokoleniu naszych dzieci i wnuków przyjdzie żyć w świecie klimatycznej apokalipsy. W piekle, które my im zgotujemy. I nie jest to przenośnia.
Grzegorz Dziedzic
[email protected]
fot.Francis R Malasig/EPA/REX/Shutterstock
Reklama