Brytyjczycy i obywatele Unii Europejskiej mieszkający na stałe w Wielkiej Brytanii, w tym Polacy, głosują w czwartek w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Do wyborów dochodzi niespełna trzy lata po referendum, w którym zdecydowano o wyjściu W. Brytanii z UE.
Pierwotnie W. Brytania miała opuścić Wspólnotę 30 marca, a następnie 12 kwietnia br. i nigdy nie brać udziału w tych wyborach, ale wynegocjowana przez premier Theresę May umowa wyjścia z UE została trzykrotnie odrzucona przez Izbę Gmin.
Eurosceptyczni krytycy porozumienia argumentowali, że w niewystarczającym stopniu spełnia ono oczekiwania dotyczące suwerenności i odzyskania pełnej kontroli nad prawodawstwem przy zachowaniu obecnych warunków handlowych. Proeuropejscy politycy wskazywali, że zmieniające się wśród wyborców nastroje uprawniają do podjęcia próby zmiany decyzji z 2016 roku i pozostania w UE.
Według ostatnich ustaleń z liderami 27 pozostałych państw członkowskich W. Brytania powinna opuścić Unię najpóźniej 31 października br.
Intencją rządu w Londynie jest jednak jak najszybsze opuszczenie Wspólnoty: najlepiej jeszcze przed końcem czerwca, co pozwoliłoby na to, że wybrani w czwartek europosłowie nigdy nie objęliby swoich mandatów, gdyż pierwsze posiedzenie nowego PE zaplanowane jest dopiero na 2 lipca.
W związku z trwającym od miesięcy kryzysem politycznym w sprawie brexitu krótka kampania wyborcza ujawniła postępującą polaryzację i frustrację brytyjskiego społeczeństwa w sprawie Unii Europejskiej, wywołując odpływ elektoratu z dwóch głównych ugrupowań: rządzącej Partii Konserwatywnej i opozycyjnej Partii Pracy do eurosceptycznej Partii Brexitu i proeuropejskich Liberalnych Demokratów.
Większość sondaży wskazuje, że to właśnie te dwie ostatnie partie uplasują się na czele: nowe ugrupowanie jednego z wiodących zwolenników brexitu Nigela Farage'a, który w 2014 roku poprowadził do zwycięstwa Partię Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), może liczyć na nawet 34-38 proc. głosów, a liberałowie - na 16-18 proc.
Inne szacunki sugerują jednak, że na drugim miejscu mogą znaleźć się laburzyści, których wynik waha się od 13 do nawet 25 proc. Ich niejasne stanowisko w sprawie wyjścia z UE i różnice pomiędzy eurosceptycznym przywództwem a proeuropejskimi strukturami i elektoratem doprowadziło w ubiegłych tygodniach do utraty części zwolenników, co utrudnia dokładny pomiar preferencji wyborców.
Sondażownie są podzielone w sprawie tego, w jakiej kolejności uplasują się pozostałe dwa ugrupowania: Partia Zielonych oraz Partia Konserwatywna, które mogą liczyć na poparcie od 7 do 14 proc. Jednocyfrowy wynik torysów byłby odebrany jako katastrofalny, dodatkowo zwiększając istniejącą presję na premier May do rezygnacji ze stanowiska, szczególnie po wcześniejszym niezadowalającym wyniku w majowych wyborach samorządowych.
Już w środę część posłów Partii Konserwatywnej otwarcie wzywało ją do odejścia z urzędu, a media komentowały, że jej dni na Downing Street wydają się być policzone.
May zapowiedziała już wcześniej, że jest gotowa ustąpić z pozycji premier po zaplanowanej na czerwiec czwartej próbie przegłosowania jej porozumienia w sprawie wyjścia z UE. Po fali krytyki ze strony obu głównych ugrupowań komentatorzy oceniali jednak, że Downing Street nie ma szans na uzyskanie dla swojego planu niezbędnej większości w Izbie Gmin.
W środę wieczorem symboliczną rezygnację ze stanowiska w sprzeciwie wobec tej propozycji złożyła nawet szefowa klubu parlamentarnego Partii Konserwatywnej Andrea Leadsom, uznając, że "nie może spełnić obowiązku lidera w Izbie Gmin, przedstawiając projekt ustawy (w sprawie brexitu)", z którym się "fundamentalnie nie zgadza".
Eurosceptyczni rywale szefowej rządu wskazywali w ostatnich tygodniach, że spodziewany triumf Partii Brexitu wynika z frustracji wyborców ze zbyt łagodnej linii wobec Brukseli w negocjacjach dotyczących opuszczenia Wspólnoty; wskazywali na konieczność zaostrzenia kursu przez następcę May.
Wśród głównych faworytów są wymieniani m.in. były minister spraw zagranicznych Boris Johnson, były minister ds. brexitu Dominic Raab, obecny szef dyplomacji Jeremy Hunt i Leadsom, która w 2016 roku przegrała z May w walce o objęcie urzędu po ustępującym wówczas Davidzie Cameronie.
W czwartkowych wyborach do PE startuje także nowe, progresywne ugrupowanie Change UK (CUK), które powstało w wyniku rozłamu w Partii Pracy, a następnie zostało wzmocnione przez kilkoro proeuropejskich przeciwników May z Partii Konserwatywnej.
Po obiecującym starcie w pierwszych sondażach po rejestracji wyborczej ruch stracił jednak większość poparcia na rzecz Liberalnych Demokratów i może liczyć na ledwie 4-6 proc. głosów, prawdopodobnie nie uzyskując ani jednego mandatu w nowym PE. Jednym z kandydatów CUK jest były polski minister finansów Jan Vincent Rostowski.
Głosowanie w ok. 40 tys. komisji wyborczych rozpoczęło się o godz. 7 czasu lokalnego (godz. 8 w Polsce) i potrwa do godz. 22 (godz. 23 w Polsce). W 2014 roku frekwencja w wyborach europejskich w Wielkiej Brytanii wyniosła 35,6 proc.
Brytyjczycy wybiorą 73 europosłów w 12 okręgach wyborczych. Najwięcej z nich - 10 - będzie reprezentowało południowy wschód Anglii, a następnie Londyn i północny zachód kraju (po osiem). Sześciu deputowanych zostanie wybranych w Szkocji, czterech w Walii, a trzech w Irlandii Północnej.
W Anglii, Walii i Szkocji mandaty będą przydzielane metodą d'Hondta w oparciu o zamknięte listy partyjne, a w Irlandii Północnej - o model pojedynczego głosu przechodniego, w którym wyborcy porządkują kandydatów od najbardziej do najmniej popieranego.
Pierwsze wyniki będą ogłoszone dopiero w niedzielę po zakończeniu głosowania we wszystkich państwach UE.
Z Londynu Jakub Krupa (PAP)
fot.ANDY RAIN/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama