Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 04:57
Reklama KD Market

Rosyjsko-niemiecki gazociąg, amerykańskie groźby

Wygląda na to, że Stany Zjednoczone jednak nie zatrzymają Nord Stream 2. Śmiertelnie groźny dla Europy Środkowej i Ukrainy gazociąg jest tylko jedną z kilku kart przetargowych w geopolitycznej rozgrywce Amerykanów z Rosją i Niemcami. Ale USA mogą podjąć inne – nawet czysto biznesowe – działania, które znacząco osłabią negatywne skutki uruchomienia rosyjsko-niemieckiego gazociągu dla sojuszników amerykańskich w Europie. Nord Stream 2 jest projektem politycznym, sprzecznym z podstawowymi zasadami UE i europejską solidarnością. Gazociąg znacząco zwiększy rosyjskie zdolności wywierania nacisku na Europę: umożliwi Moskwie dalsze podważanie ukraińskiej suwerenności i stabilności, osłabi też pozycję krajów bałtyckich, Białorusi, Polski i Słowacji, zwiększy szkodliwe wpływy Moskwy w UE i ułatwi dalsze korumpowanie zachodnich elit. Niemiecki lobbing sprawił, że nie da się zatrzymać projektu przy użyciu narzędzi dostępnych czy to Komisji Europejskiej, czy poszczególnym krajom członkowskim UE. Co najwyżej, po ciężkiej walce w gabinetach brukselskich, uda się może jedynie zmniejszyć rentowność gazociągu. Już od kilku lat było jasne, że jedynym graczem mającym możliwość i motyw, by storpedować Nord Stream 2, są Stany Zjednoczone. Ameryka jest przeciwna budowie Nord Stream 2 od momentu pojawienia się tego projektu. Po pierwsze, postrzega Nord Stream 2 jako zagrożenie dla europejskiego bezpieczeństwa energetycznego, zaś nowe powiązania gazowe UE z Rosją jako przeszkodę dla dywersyfikacji źródeł dostaw surowca, ale też stabilności i bezpieczeństwa w Europie Środkowej i Wschodniej. Po drugie, chodzi o biznes, a konkretnie realizację jednego z celów polityki energetycznej administracji Trumpa, jakim jest zwiększenie eksportu amerykańskiego LNG m.in. na rynki europejskie. Po trzecie wreszcie, Nord Stream 2 jest jednym z pól starcia amerykańsko-rosyjskiego w warunkach narastającej rywalizacji Moskwy z Waszyngtonem, przez niektórych już ochrzczonej mianem nowej zimnej wojny. W sierpniu 2017 roku, w reakcji na doniesienia o ingerencji Rosji w amerykańskie wybory, Kongres upoważnił prezydenta Donalda Trumpa do nałożenia sankcji m.in. na firmy i osoby fizyczne związane z budową gazociągu Nord Stream 2. Chodzi o ustawę CAATSA. Jednak mimo wielokrotnie powtarzanych gróźb, czy to przez samego Trumpa, czy urzędników Departamentu Stanu i Departamentu Energii, administracja nie podjęła dotąd poważniejszych działań wymierzonych w Nord Stream 2. Choć nawet jeszcze podczas niedawnej konferencji bezpieczeństwa w Monachium Mike Pence ponownie podkreślił, że USA występują przeciwko Nord Stream 2. „Nie możemy uczynić Zachodu silniejszym, stając się zależnymi od Wschodu” - powiedział wiceprezydent. W obronie współpracy gospodarczej z Rosją wystąpiła Angela Merkel, zaznaczając przy tym różnicę w podejściu przynajmniej części Europy a USA wobec Moskwy. Jeśli ktoś miał jeszcze nadzieję na stanowcze amerykańskie „nie” dla Nord Stream 2, to musiał ją porzucić po briefingu senatora Boba Menendeza. W Brukseli, 18 lutego, powiedział on, że projekt ustawy nakładającej na Rosję kolejne, nowe sankcje, którego głównymi autorami są właśnie demokrata Mendez oraz republikanin Lindsey Graham, nie będzie miał wpływu na projekt Nord Stream 2. Menendez dał do zrozumienia, że to sami Europejczycy powinni przede wszystkim zadbać o swoje energetyczne bezpieczeństwo, zaś Ameryka może im w tym pomóc co najwyżej zapewniając nowe ilości węglowodorów, co przyczyni się do dywersyfikacji dostaw na Stary Kontynent. Jedyną metodą, by na tym etapie zablokować projekt, jest nałożenie przez USA sankcji nie na głównych partnerów Gazpromu współfinansujących budowę, ale na zakontraktowane spółki budujące gazociąg: Allseas Group z siedzibą w Szwajcarii oraz włoski Saipem. Należy jednak brać poważnie pod uwagę, że Amerykanie nie zdecydują się już na radykalne kroki. Wobec tego należy zrobić wszystko, aby jak najbardziej opóźnić realizację projektu oraz jak najbardziej ograniczyć jego rentowność dla Gazpromu i wzmocnić nad nim nadzór unijny. Celem Polski powinno być też uzyskanie od USA jak największych gwarancji bezpieczeństwa, zarówno energetycznego, jak i militarno-politycznego. Jeśli chodzi o energetykę, to już takie działania podjęto: Polska zwiera kolejne kontrakty na dostawy LNG z amerykańskimi dostawcami. Administracja USA wydała właśnie zgodę na budowę kolejnego terminalu, z którego będzie można eksportować amerykański LNG do Europy. Chodzi o Calcasieu Pass LNG nad Zatoką Meksykańską (Luizjana). Dostawy gazu z tego terminalu mają ruszyć w 2022 roku. Obiekt ma zbudować spółka Venture Global, która w 2018 roku zawarła z polskim PGNiG kontrakt na 20 lat na dostawy LNG do Polski. Warto zwrócić uwagę, że oddanie do użytku terminalu Calcasieu Pass LNG zbiega się w czasie z wygaśnięciem tzw. kontraktu jamalskiego, na mocy którego Polska musi kupować od Gazpromu drogi gaz. Ekspansja na rynek polski Amerykanów jest więc korzystna dla obu stron, a uderza w Rosję. Plany zwiększenia eksportu LNG do Europy zagrażają długoterminowo m.in. Nord Stream 2. W 2018 roku Stany Zjednoczone dostarczyły do Europy 15 mln ton LNG. Do 2023 r. ma być dwa razy tyle. Im więcej zaś będzie amerykańskiego (i każdego innego niż rosyjski) gazu w Europie, tym mniej opłacalny będzie Nord Stream 2. Tym większe straty rosyjskie i mniejsze możliwości wpływania przez Moskwę, szczególnie na nasz region kontynentu, przy pomocy gazowego szantażu. To leży w geopolitycznym interesie Stanów Zjednoczonych, bo im bardziej Europa zależna od rosyjskiego gazu, tym większe możliwości Moskwy politycznego wpływu na kontynencie. Nord Stream 2 zagraża bezpieczeństwu transatlantyckiemu, czyniąc wschodnią flankę Europy bardziej podatną na zagrożenie ze strony Rosji. Walka z gazowymi wpływami Kremla w Polsce czy na Ukrainie jest nie mniej ważna, niż wzmacnianie militarne sojuszników przez USA. LNG z Ameryki jest doskonałym uzupełnieniem obecności amerykańskich żołnierzy w Polsce – wszak żyjemy w czasach, kiedy wojny wygrywa się niekiedy bez jednego wystrzału, zamiast czołgów używając broni ekonomicznej. Grzegorz Kuczyński - dyrektor programu Eurasia w Warsaw Institute. Ukończył historię na Uniwersytecie w Białymstoku i specjalistyczne studia wschodnie na Uniwersytecie Warszawskim. Ekspert ds. wschodnich, przez wiele lat pracował jako dziennikarz i analityk. Jest autorem wielu książek i publikacji dotyczących kuluarów rosyjskiej polityki. www.warsawinstitute.org Warsaw Institute to polski think tank zajmujący się geopolityką. Do głównych obszarów analiz należą stosunki międzynarodowe, bezpieczeństwo, energetyka, historia, kultura i wszelkie kwestie kluczowe dla Polski i Europy Środkowo-Wschodniej. Wspiera rozwój Inicjatywy Trójmorza oraz stosunki transatlantyckie. Bliźniacza organizacja amerykańskiej The Warsaw Institute Foundation, działającej w Stanach Zjednoczonych.     fot.Jens Buettner/EPA/REX/Shutterstock
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama