Tegoroczna zima w Chicago niewątpliwie przejdzie do historii. Nasze miasto było jednym z najzimniejszych miejsce na świecie. Pogoda zaskoczyła nas przede wszystkim temperaturą, która spadła do – 20F, ale też malowniczymi pejzażami oraz fascynującymi zjawiskami meteorologicznymi, które mogą zaistnieć tylko w takich okolicznościach klimatycznych.
Jednym z tych niecodziennych zjawisk jest diamentowy pył. Są to małe, lśniące kryształki lodu, które unoszą się w powietrzu i bardzo powoli opadają na ziemię. Jest to efekt zamarznięcia skroplonej pary wodnej, która pod wpływem bardzo niskiej temperatury zamienia się w kryształki lodu; przybierają one różne kształty: trójkątów, czworokątów lub sześciokątów. Jest to rodzaj opadu, podobnie jak śnieg czy deszcz, który występuje przede wszystkim w rejonach Arktyki czy Antarktydy. W tym ostatnim miejscu pył diamentowy można obserwować prawie przez 316 dni w roku. To nietypowe zjawisko zachodzi, gdy temperatura spada do około – 25 stopni C. Pył diamentowy jest łatwy do zaobserwowania, najefektowniej wygląda w promieniach słońca, bo wówczas mieni się niczym diamenty – stąd jego nazwa.
Kolejnym fenomenem arktycznej pogody są zjawiska kriosejsmiczne, czyli lodowe mini trzęsienia ziemi, choć tak naprawdę nimi nie są. Kiedy temperatura spada do 20, 30 stopni poniżej zera w skali Fahrenheita, woda pod ziemią gwałtownie zamarza, a powstały lód rozsadza jej wnętrze, czego rezultatem są dziwne odgłosy lub głośne pęknięcia gruntu. Zjawisko to można porównać do butelki pełnej wody pozostawionej na silnym mrozie – efekt wszystkim jest dobrze znany. Kriosejsmika występuje często u naszych kanadyjskich sąsiadów, ponieważ odnotowuje się w tych rejonach największe dobowe wahania temperatury; sprzyja temu również rodzaj gleby; jest to zazwyczaj żwir i piasek.
Obydwa cuda natury mogliśmy doświadczyć w naszym mieście. Zarówno podziwiać diamentowy pył, jak i usłyszeć lodowe trzęsienie ziemi.
(aos)
fot.KAMIL KRZACZYNSKI/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama